– Jak to było w tych wyborach i referendum, to nikt nie wie – powiedział Jarosław Kaczyński podczas czwartkowego „Protestu wolnych Polaków” PiS. Na marszu było kilkadziesiąt tysięcy Polaków, choć organizatorzy mówili o 300 tysiącach, a później już tylko o 200. Jednak nie liczba uczestników była kluczowa, ale treść wystąpienia Kaczyńskiego. A właściwie to, czego brakowało.
Ani zmiany w mediach publicznych, ani uwięzienie Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego nie stanowiły głównej treści wystąpienia prezesa PiS. Kaczyński skupił się na powrocie PiS do władzy i straszeniu konsekwencjami rządów Donalda Tuska. Grozi nam „likwidacja państwa polskiego”, bo „jesteśmy niegrzeczni”. Według prezesa Polska nie będzie państwem, ale „terenem zamieszkiwania Polaków”. Wąsik z Kamińskim zeszli na dalszy plan, podobnie jak media publiczne, z TVP na czele.
Czytaj więcej
Przed Sejmem trwa zorganizowany przez Prawo i Sprawiedliwość "Protest Wolnych Polaków". - Musimy za pomocą kartki wyborczej zmienić tę władzę. Zmienić tak, żeby już nie mogli wrócić. Bo to nie jest polska władza, to jest władza niemiecka - mówił pod Sejmem prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Kaczyński pozostał w trybie kampanijnym. Mówił o planie „wielkiego okradzenia Polski i Polaków”. Straszył wprowadzeniem euro, „obniżeniem stopy życiowej”, „uzależnieniem gospodarczym od Niemiec” i „przejęciem środków z Banku Narodowego”. Można było odnieść wrażenie, że jesteśmy przed 15 października, gdyby nie śnieg za oknem. U Kaczyńskiego nic się nie zmieniło. „Jeśli mamy wygrać, to musimy zmienić tę władzę” zastąpiło „musimy wygrać i zachować władzę”.