Donald Tusk na szczytach UE bywał regularnie jako premier w latach 2007–2014, a potem jako przewodniczący Rady Europejskiej w latach 2014–2019, w sumie więc 11 lat. Lepszym dorobkiem mogą się tylko pochwalić Mark Rutte, premier Holandii, i Viktor Orbán, premier Węgier, którzy przyjeżdżają na szczyt regularnie od 13 lat. Przy czym Rutte już odchodzi, Orbán z kolei od lat stoi w kontrze do polityki unijnej.
Zatem Tusk będzie najbardziej doświadczonym proeuropejskim przywódcą, do tego stojącym na czele dużego i ważnego państwa UE. Ze swoją wiedzą o tym, jak działają instytucje UE i jaka jest dynamika wewnątrz Wspólnoty, może się stać głównym rozgrywającym.
Donald Tusk oznacza powrót Polski do rozmów z UE
Najważniejszym zadaniem jest przywrócenie w Polsce praworządności. To będzie się wiązało z koniecznością wykonania wyroków Trybunału Sprawiedliwości UE dotyczących systemu dyscyplinarnego sędziów, ale też zmian w Krajowej Radzie Sądownictwa i Trybunale Konstytucyjnym. Chodzi nie tylko o odblokowanie unijnych miliardów. Polska stanie się znów krajem, z którym inni muszą się liczyć. Rząd PiS można było ignorować, bo on wprost łamał unijne traktaty. Nowy rząd będzie równoprawnym uczestnikiem unijnej gry. Jak Tusk zamierza przywracać praworządność z wrogimi mu Trybunałem Konstytucyjnymi i prezydentem, to się jeszcze okaże. Na pewno w tej konkretnej sprawie wiarygodność Polski zwiększyłaby się, gdyby zapadła decyzja o przystąpieniu do Prokuratury Europejskiej, która zajmuje się przestępstwami godzącymi w interes finansowy UE.
Czytaj więcej
Jeszcze nikt nie demontował systemu demokracji nieliberalnej i przywracał rządów prawa. Polacy będą prekursorem – tak witają rządy Donalda Tuska światowe media.
Wiarygodność Polski pozwoli jej odgrywać ważną rolę w debatach na kluczowe tematy. Na tym szczycie najważniejsza będzie kwestia rozszerzenia UE, w tym o Ukrainę, oraz zatwierdzenia pakietu pomocy o wartości 50 mld euro na najbliższe lata. Te decyzje blokuje Orbán. Rząd PiS był jego sojusznikiem, choć nie jest jasne, jak dokładnie w tej sprawie by się zachowywał. Z jednej strony Polska przedstawiała się jako adwokat Ukrainy w UE, z drugiej jednak w ostatnich miesiącach PiS firmował działania szkodzące Ukrainie, jak np. blokadę produktów rolnych, a teraz blokadę przejścia granicznego przez przewoźników. W Brukseli nieoficjalnie mówiono, że nie ma z kim rozmawiać, żeby załatwić polskie problemy. Tak jakby przed wyborami PiS nie chciał żadnych gestów, które mogłyby być postrzegane jako przyjazne Ukrainie.