Według bardziej niż uporczywych plotek krążących po Moskwie co najmniej od trzech lat były polityk z którym wiązano nadzieje na „odwilż” (gdy był prezydentem kraju od 2008 do 2012) znacznie nadużywa alkoholu (głównie ulubionej whisky), co jakoby dodaje ostrości jego wypowiedziom
A są one na pewno bardzo ostre i niezbyt pokojowe. – Ukraina to tak w ogóle część Rosji. Powiedzmy uczciwie: to część Rosji. Ale z pewnych względów geopolitycznych i ze względu na historię tego, co się stało, długi czas godziliśmy się z tym, że my (Rosja i Ukraina) mieszkamy w różnych mieszkaniach – powiedział dziennikarzom w swym ostatnim wywiadzie.
Niby nic nowego (prezydent Putin wcześniej wielokrotnie odmawiał Ukrainie samodzielności, kwestionował jej państwowość oraz samo istnienie narodu ukraińskiego). Ale jednak zaskakuje, że Miedwiediew nie może zrozumieć iż obecnie Kijów nie chce rozmawiać z Kremlem (nawiasem mówiąc, Putina też to dziwi). Wyraźnie nadmiar whisky uniemożliwia uchwycenie prostych związków przyczynowo-skutkowych (choć, znów dziwne, Putin nie pije).
Czytaj więcej
Dmitrij Miedwiediew, były prezydent Rosji, a obecnie zastępca sekretarza Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, odpowiadając na pytania dziennikarzy i użytkowników serwisu VKontakte ocenił, że ryzyko konfliktu nuklearnego między Rosją a Zachodem rośnie.
Ale jednak nie na tyle, by odsunięty od bieżącej polityki Miedwiediew nie rozumiał, że przedstawianie się publicznie jako „hurapatriota” daje benefity na Kremlu i osobiście u prezydenta. Stąd ponowne grożenie atakiem na Niemcy, jeśliby tam aresztowano Putina na podstawie nakazu Międzynarodowego Trybunału Karnego. Były prezydent nie wyjaśnia jak i po co obecny prezydent miałby się tam jechać. Co nie przeszkadza mu po raz kolejny grozić bronią atomową wszystkim wokół – choć decyzja o jej użyciu na pewno nie należy do niego.