Temat jest tak zajmujący, że śledztwo mogłoby trwać jeszcze długo, ale trzeba je kończyć, bo w wyniku wyborów uzupełniających w listopadzie republikanie przejęli większość w izbie niższej Kongresu. W poniedziałek komisja odbyła więc swoje ostatnie posiedzenie, w środę przedstawi raport ze swoich prac.
Przecieki w amerykańskich mediach wskazują, że wystąpi w nim z zarzutami karnymi pod adresem byłego prezydenta. Wśród bardziej smakowitych fragmentów dokumentu: gdy tłum skandował na Kapitolu „powiesić Mike’a Pence’a” (który uznał zwycięstwo Joe Bidena), Trump miał powiedzieć do najbliższych współpracowników: „zasługuje na to” (zainteresowany zaprzecza). Albo relacja osobistego adwokata miliardera Rudy’ego Giulianiego z planów prezydenta udania się na Kapitol i poprowadzenia powstania (służby specjalne miały się na to nie zgodzić).
Czytaj więcej
Komisja Izby Reprezentantów 6 stycznia kończy dochodzenie w sprawie powstania na Kapitolu w USA w 2021 r. Przygotowano "mapę drogową" dla wymiaru sprawiedliwości, aby postawić zarzuty Donaldowi Trumpowi i jego sojusznikom.
Wniosków z prac komisji nie musi uwzględnić Departament Sprawiedliwości, który ma moc nadania formalnego biegu oskarżeniom karnym. A mimo to Trump żałuje, że zlekceważył prace komisji. Gdy latem minionego roku ówczesna przewodnicząca Izby Reprezentantów Nancy Pelosi odrzuciła kandydatury zaproponowane przez republikanów, ci obrazili się, oddając wolną rękę demokratom, którzy dokooptowali do komisji (jako wiceprzewodniczącą) niezwykle krytyczną wobec miliardera republikankę Liz Cheney, która m.in. wykorzystała tę trybuną, aby zarzucić Trumpowi próbę złamania samej konstytucji.
Wówczas przeciwnicy byłego prezydenta wydawali się marginesem w jego ugrupowaniu. Ale dziś jest inaczej. Tylko od września udział wyborców republikańskich, którzy uważają, że Trump raz jeszcze powinien startować w wyborach, spadł z 56 do 37 proc. – podaje YouGov. Ledwie 38 proc. zwolenników partii określa się jako „Republikanie MAGA” – wierni Trumpowi. A sondaż USA Today wskazuje, że gubernator Florydy Ron De Santis ma już poparcie 56 proc. wyborców republikańskich w walce o nominację tego ugrupowania (będzie miała miejsce za niemal półtora roku) wobec ledwie 33 proc. dla miliardera.