Jeśli w ogóle była to odwilż w stosunkach ze Stanami, to trwała bardzo krótko. 16 czerwca w trakcie szczytu NATO w Brukseli Joe Biden znalazł kilka minut, aby na stojąco porozmawiać z Andrzejem Dudą. Była to po części reakcja na głośny wywiad dla „Rzeczpospolitej" Zbigniewa Raua, w którym szef MSZ zagrał w otwarte karty i ujawnił, jak wielki chłód panuje w relacjach między Warszawą i Waszyngtonem od przejęcia Białego Domu przez Bidena. Minister przyznał, że o tym, iż Amerykanie nie będą dłużej blokować budowy Nord Stream 2, dowiedział się z mediów, podobnie jak przywódcy Ukrainy czy krajów bałtyckich. I przypominał, że bez współpracy z Warszawą NATO nie ma jak obronić Wilna, Rygi i Tallina, a tym bardziej Kijowa. Władimir Putin może zacierać ręce. – Zdaliśmy sobie sprawę, że to był błąd, że bojkot Polski poszedł zbyt daleko – przyznawały wówczas amerykańskie źródła dyplomatyczne.
Ale już dwa tygodnie później znów powiało chłodem. Poszło o rekompensaty za mienie ofiar Holokaustu. Rzecznik Departamentu Stanu Ned Price stwierdził wprost, że Amerykanie oczekują, iż przyjęta przez Sejm zmiana kodeksu postępowania administracyjnego, która uniemożliwia odzyskanie zagarniętej przez władze komunistyczne własności, „nie będzie dalej procedowana". A więc zostanie odrzucona przez Senat lub zawetowana przez prezydenta. Na to nałożyły się starania charge d'affaires USA w Warszawie Biksa Aliu o przedłużenie koncesji dla TVN24 należącego do amerykańskiego Discovery i ochronę społeczności LGBT przed szykanami. Rozmowa Bidena z Dudą poszła w niepamięć.
Egzystencjalne zagrożenie
Od przejęcia władzy przez PiS w 2015 r. polityka zagraniczna pozostaje zasadniczo pochodną polityki krajowej. Zmiana przepisów o restytucji mienia nie tylko nie była więc konsultowana z Ameryką i Izraelem, ale przywódcy partii rządzącej chętnie sięgnęli po ten polaryzujący temat, aby skonsolidować swój najbardziej radykalny elektorat. Mateusz Morawiecki zapewniał więc, że „dopóki będzie premierem, Polska nie zapłaci za niemieckie zbrodnie". Warto jednak podkreślić, że w żyłach aż 82 proc. obywateli II RP i ich spadkobierców domagających się rekompensat nie płynie żydowska krew. Napięcie w sprawie gejów też ma mobilizować konserwatywny elektorat. A niepewność w sprawie TVN24 zapowiada nadchodzącą kampanię wyborczą.
Ale tym razem konflikt z Ameryką dalece wykracza poza wewnętrzną grę w Polsce. Reakcja Stanów nie byłaby tak stanowcza, gdyby nie wynikała z fundamentalnej zmiany całej amerykańskiej polityki zagranicznej po ostatnich wyborach. 6 stycznia Joe Biden z przerażeniem oglądał z rodzinnego Wilmington w stanie Delaware, jak zwolennicy Donalda Trumpa za zachętą swojego idola szturmują budynek Kongresu, aby mimo przegranej przy urnach zapobiec przekazaniu Białego Domu demokratom. Biden uznał to za „egzystencjalne zagrożenie" dla amerykańskiej demokracji. A być może i samych Stanów, które w przeciwieństwie do innych państw zostały zbudowane nie na etnicznej wspólnocie, ale ideale wolności dla wszystkich.