Łączy nas wspólne przechodzenie przez pandemię.
Aż się prosi o takie przesłanie w sprawie walki z Covidem – wszyscy jesteśmy razem, ponad podziałami politycznymi, bo to dotyczy życia i zdrowia obywateli. To wydaje się tak naturalne. Dziwię, że do dziś premier nie stworzył gremium do spraw walki z pandemią, w którym byliby reprezentatywni opozycji i rządu, przygotowani merytorycznie. Którzy mogliby szukać wspólnych rozwiązań.
Tu jest pytanie o śmiertelność. Ona chyba będzie jeszcze większa.
Śmiertelność na 100 tysięcy obywateli to zasadniczy parametr skuteczności walki z pandemia. W tej sprawie jesteśmy w unijnej czołówce. Nawet boje się prognozować co będzie dalej. Obecnie nie ma rzeczy ważniejszej.
Premier próbuje mówić o współpracy z opozycja, ale po chwili i tak jest atak.
Od samego mówienia w tej sprawie nic dobrego się nie wydarzy. Tu trzeba działać. A my już jesteśmy w kwestii walki z Covidem spóźnieni i odstajemy od naszych sąsiadów, więc powinno być to elementem refleksji władzy. I tu odpowiedzialność spoczywa absolutnie na rządzących, nikt ich z tego nie wyręczy.
Były spotkania w tej sprawie, ale mam wrażenie, że były tylko zasłoną dymną...
Nie znam odpowiedzi na pytanie, dlaczego do tej pory nie porozumieli się z opozycją w tej sprawie. Jednak należy oddać, że ostatnia debacie w parlamencie w sprawie pandemii zmienia ten obraz. Rząd uwzględnił część postulatów Kosiniaka-Kamysza, prezesa PSL, przez co można uważać, że zdaje się rozumieć konieczność współpracy z opozycja w walce covidem.
Coś w tej sprawie robi też minister Michał Dworczyk, mimo pewnych różnych kłopotów.
Wydaje się, że tak, przy czym największa jego wpadka jest niejasna. Odłóżmy między bajki „problem z systemem”. To nie był żaden problem informatyczny, bo były jasne informacje, że to młodzi się mają zapisywać. Nie mam pojęcia, co było przyczyną tej inicjatywy Dworczyka.
To uderzyło w cały racjonalizm, dotyczący tej strategii szczepień, wywracało ją do góry nogami. Nie potrafię sobie w żaden sposób tego wytłumaczyć.
Jest jeszcze jeden wątek, który chciałbym poruszyć – tego, co się dzieje na wsi. Widać tam dużo zmian, często wywołanych przez PiS, także programami społecznymi. PiS jest tam nadal bardzo silny. Czy nie widzi tam pan jednak dla PiS zagrożenia, ryzyka?
Elektorat polskiej prowincji i wsi to istotnej w istotnej części najwierniejszy elektorat PiS-u, po wyborach wobec tego elektoratu wykonano dość istotne gesty. Natomiast „piątka Kaczyńskiego” była sygnałem kompletnie niezrozumiałym. Dla mniejszych gospodarstw niezmiernie ważnym kierunkiem produkcji była trzoda chlewna. Każde z nich, nawet kilkuhektarowe, to co wyprodukowało, przeznaczało na paszę we własnym gospodarstwie i chowało w oparciu o to tuczniki. Z tego żyło. ASF spowodował tu niewyobrażalne spustoszenia, w istotnej części kraju doprowadził do likwidacji trzody chlewnej. I rolnicy kilkuhektarowi wpadli na dość racjonalny pomysł, że można w to miejsce hodować bydło. „Piątka Kaczyńskiego” w wymiarze zakazu uboju rytualnego uderzyła przede wszystkim w te gospodarstwa.
Jeżeli likwidujemy ubój rytualny, to siłą rzeczy rynek się kurczy i ci mali rolnicy dostają największej zadyszki. „Piątkę Kaczyńskiego” bardzo mocno odczuły więc te gospodarstwa, do których adresowana dotychczas była polityka rolna PiS-u. Powstała wątpliwość, co do intencji. Wielu Polaków, w tym ja, nie ma wątpliwości dotyczących zwierząt futerkowych. Natomiast ubój rytualny stał się problemem dla tych najbiedniejszych rolników, najbardziej potrzebujących wsparcia ze strony rządu.
Przy „piątce Kaczyńskiego” pokazał się też Michał Kołodziejczak. Mówił pan niedawno, że on musi się zdecydować, co chce robić. Gdyby teraz były wybory, optymalne dla niego byłoby iść samemu?
Jemu przede wszystkim potrzeba jeszcze trochę czasu. Dla mnie wiarygodnym podmiotem w zakresie obrony interesów zawodowych jest Kołodziejczak. To młody człowiek, obdarzony prawdziwym talentem politycznym, podobnym do Andrzeja Leppera. Postrzegam w Kołodziejczaku też autentyczność. Chłopi potrafią odróżnić, kto rzeczywiście umie i chce ich bronić, a kto udaje.
Kołodziejczak w tym, co robi, jest autentyczny. Jeżeli nie wejdzie do czystej polityki – bo jak wejdzie, to straci status obrońcy interesów zawodowych rolników, bo to jest trudne do pogodzenia – i podejmie współpracę z jakąś partią, jego ludzie znajdą się na listach, to ta partia na wsi może mieć zupełnie przyzwoity wynik. Ale Kołodziejczak nie dojrzał jeszcze do samodzielnej drogi politycznej.
Kołodziejczak miał więc szczęście, że Kaczyński popełnił błąd ze swoją „piątką”.
Tak, ale to pewne uproszczenie, bo lider AgroUnii dał się poznać już wcześniej. I dał się poznać właśnie jako autentyczny trybun ludowy, trzeba mu to oddać. Kołodziejczak już wcześniej miał odwagę iść protestować, płacić mandaty, kłócić się z policją. Oczywiście dziś nie można niczego przesądzać, ale nie odmawiam mu umiejętności walczenia o interesy rolników. Ma szansę na pozytywny scenariusz i obecność w życiu publicznym.
Na koniec, na czym teraz pana zdaniem powinni skupić się politycy?
Walka z pandemia i współpraca wokół Funduszu Odbudowy to polska racja stanu. Interes Polski musi być ponad interesem partyjnym, zarówno dla opozycji jak i partii rządzącej. W tym Polakom można przywrócić poczucie odbudowy wspólnoty narodowej ale to rządzący muszą uznać, że na nich spoczywa znacznie większa odpowiedzialność, ale również potrzeba budowania Polski bez takich głębokich podziałów jak dziś.
współpraca Jakub Mikulski