Polski reportaż pokochał prowincję. Najchętniej zaglądają na nią reporterzy z już ugruntowanym dorobkiem wydawniczym albo innym doświadczeniem w pracy w terenie, np. badaniach etnograficznych. Decydują się na napisanie książki albo zbierają prywatne środki na publikację. Mają czas, więc bez pośpiechu docierają do miejsc, które media pokazują rzadko. Albo znajdują takie, w których już nie ma zbyt wiele do pokazania w telewizji, bo niedługo umrą ostatni żyjący w nich mieszkańcy.
Wysyp tytułów świadczy o czymś w rodzaju boomu na to zjawisko. Efektem pracy młodych reporterów były „Światła małego miasta" Instytutu Reportażu (2017), wydane w formie darmowego e-booka. Głośniejszy tytuł – „Nie zdążę" Olgi Gitkiewicz (2019) – to opowieść o wykluczeniu komunikacyjnym. Autorka przez 21 miesięcy podróżowała przez Polskę różnymi środkami transportu zbiorowego, a tam, gdzie nie dało się nimi dotrzeć, dojeżdżała samochodem albo szła pieszo. Zauważyła, że nawet do 26 proc. sołectw nie dociera żaden transport publiczny.
W zeszłym roku ukazał się również „Wędrowny zakład fotograficzny" Agnieszki Pajączkowskiej – reportaż o mieszkańcach pogranicza, którzy w zamian za opowieść o sobie mogli dostać do ręki zdjęcie wydrukowane przez autorkę. W kwietniu tego roku wielkie emocje wzbudziła też „Polska przydrożna" Piotra Mareckiego – zapis 15-dniowej podróży autora, który przejechał autem 4872 km, unikając obleganych miejsc.
Najwięcej czasu z dala od dużych miast spędzili częstochowski fotograf Jacenty Dędek wspólnie z żoną Katarzyną. Odwiedzili 421 miejscowości o wielkości do 30 tys. mieszkańców, we wszystkich województwach. Zapis ich sześcioletniej pracy ukazał się właśnie w formie ponad 300-stronicowego albumu „Portret prowincji" – zdjęć reporterskich i portretowych Jacentego (jedno z nich – na sąsiedniej stronie) oraz reportaży zebranych przez jego żonę.
Kultura przydrożna
Każdy z autorów szukał swojej drogi do opowiedzenia o prowincji. Fotograf i reporterki musieli zdobyć zaufanie bohaterów, przełamać dzielącą ich barierę języka, stroju, obyczajów, a następnie znaleźć formę, która nie będzie dla rozmówców krzywdząca. Jacenty i Katarzyna Dędkowie mówią, że ludzie się przed nimi otworzyli. Chronią prywatność rozmówców, nie wiążąc zdjęć z reportażami. Nie każda rozmowa z poznaną osobą trafiła do książki, a czasem zdjęcie rozmówcy było osobne, mówiło samo za siebie. Fotografie Jacentego są czarno-białe, wykonane aparatem wielkoformatowym, nawiązują do fotografii z XIX wieku. Autorzy oddają głos bohaterom, swój komentarz dodają w koniecznych przypadkach.