Jaszyn: Dymisja Putina? Do rozmów o zmianie władzy w Rosji usiadłbym nawet z diabłem

Możemy doprowadzić do przemian w Rosji tylko wtedy, jeżeli przekonamy do tego społeczeństwo. Siłą słowa, nie siłą broni - mówi Ilia Jaszyn, rosyjski działacz emigracyjny.

Publikacja: 25.10.2024 09:20

Jaszyn: Dymisja Putina? Do rozmów o zmianie władzy w Rosji usiadłbym nawet z diabłem

Foto: Darya Kaleda

Plus Minus: Latem 2022 r., zaledwie kilka miesięcy po rozpoczęciu agresji Rosji na Ukrainę, został pan aresztowany pod zarzutem „rozpowszechniania nieprawdziwych informacji o rosyjskiej armii” i skazany na ponad osiem lat pozbawienia wolności. Za kratkami spędził pan ponad dwa lata. Czy echo wojny dociera do rosyjskich więzień?

Tam znacznie więcej wiedziałem o wojnie, niż wiem teraz. Za kratkami regularnie spotykałem ludzi, którzy wybierali się na wojnę albo stamtąd dopiero wrócili, bo zostali oskarżeni o handel bronią czy inne przestępstwa. O wojnie rozmawiałem nie tylko z moimi współlokatorami w celi, ale i ze strażnikami więziennymi. Niektórzy z nich celowo szli pracować do kolonii karnej, by nie trafić na front, bo strażnicy więzienni nie muszą obawiać się mobilizacji. Wielu z tych ludzi, z którymi miałem okazję rozmawiać, straciło na wojnie kogoś bliskiego. Jeden ojca, inny brata.

Rosyjskie media wielokrotnie opisywały przypadki werbowania więźniów na wojnę z Ukrainą w zamian za wysokie wynagrodzenie i ułaskawienie po powrocie z frontu. Spotkał pan w więzieniu takich ludzi?

Oczywiście, były ich dziesiątki. Zawsze próbowałem przekonywać, by nie szli na wojnę, nie podpisywali kontraktu z resortem obrony. Traktowałem to jak misję.

Udało się kogoś przekonać?

Jedynie 3 z około 30 ludzi, z którymi miałem okazję rozmawiać.

Czytaj więcej

Spór o Biełsat – czy rząd macha ręką na to, co się dzieje na Białorusi?

W największej od czasów zimnej wojny wymianie więźniów między USA a Rosją liczyły się znane i medialne nazwiska

A w jaki sposób swój wybór uzasadniali ci, których nie udało się panu przekonać?

Przede wszystkim chodziło o pieniądze. Bardzo duże kwoty wypłacane są za samo podpisanie kontraktu. Poza tym dzięki temu mogli wcześniej wyjść na wolność. A chodziło przeważnie o takich, którzy byli skazani na 8, 10 albo nawet 15 lat łagrów. Ci ludzie w większości byli awanturnikami, nie wierzyli, że stracą na wojnie życie, i nie liczyli się z zagrożeniem. Traktowali wojnę jako szansę na uwolnienie, jako prezent od losu.

Są też przyczyny psychologiczne. Jest pewna kategoria mężczyzn, którzy niespecjalnie są zadowoleni ze swojej codzienności, czują się niedowartościowani. Dzięki wojnie zyskują sens życia. Taka osoba zaczyna czuć się mężczyzną dopiero na froncie, wraz z karabinem otrzymuje też władzę, zabija innych, poznaje towarzyszy broni. Trudno było przekonać ludzi do tego, by nie szli na wojnę. Kreml oferuje więc szerokie spektrum bodźców motywacyjnych.

Za co siedzieli tamci więźniowie skazani nawet na 15 lat?

Przeważnie za narkotyki. Około dwóch trzecich wszystkich skazanych w Rosji siedzi za handel narkotykami. Za sprzedaż kilkunastu gramów np. substancji psychotropowych można spokojnie dostać osiem–dziesięć lat łagrów.

Wyjechał pan za granicę prosto z więzienia wraz z kilkunastoma innymi zakładnikami Putina w ramach największej od czasów zimnej wojny wymiany więźniów pomiędzy Rosją a USA. Dlaczego akurat pana nazwisko pojawiło się na tej liście? W Rosji przecież jest ponad 1000 więźniów politycznych.

Wersje są różne. Byłem osobą publiczną. Możliwe, że wymieniono mnie dlatego, iż moje nazwisko było znane. Zdaję też sobie sprawę z dylematu, jaki miał przed sobą rząd Niemiec. Oddali Putinowi zabójcę (Wadim Krasikow, oskarżony o zabójstwo czeczeńskiego dowódcy polowego Zelimchana Changoszwilego i skazany na dożywocie – red.). Wówczas zarówno opozycja, jak i część niemieckiego społeczeństwa krytykowały tę decyzję. Dlatego myślę, że rząd w Berlinie chciał uzasadnić to w ten sposób, że uwolniono znanych opozycjonistów. Z tego powodu moje nazwisko pojawiło się na tej liście, tak jak nazwisko Władimira Kary-Murzy i innych osób znanych na Zachodzie.

Po uwolnieniu mówił pan, że nie godził się na opuszczenie Rosji i nie chciał uczestniczyć w wymianie więźniów. Pana rodzice w czerwcu udzielili wywiadu znanej rosyjskiej dziennikarce Katerinie Gordiejewej. Pańska mama powiedziała, że jej syn nie opuszcza kraju, dlatego że wyjazd oznaczałby „przyznanie się do przegranej”. Przegrał pan z Putinem?

Nie wyjeżdżałem, zostałem deportowany. Nie podejmowałem decyzji o opuszczeniu kraju. Nie wsiadłem dobrowolnie do samolotu. Wsadzono mnie do niego, konwojowała mnie jednostka specjalna FSB. Putin wygnał mnie z kraju. Ale nie przegrałem. Wcześniej nie potrafili mnie wypchnąć z kraju poprzez groźby i represje.

Wypchnęli siłą. Odebrali panu ojczyznę.

Nie mogą odebrać mi ojczyzny. Na jakiś czas pozbawiono mnie możliwości powrotu do Rosji. Ale nie na zawsze.

Liczy pan na szybki powrót do Moskwy?

W obecnej chwili nie wracam do Rosji nawet nie dlatego, że mogę zostać aresztowany. Nie wracam, bo powiedziano mi jednoznacznie, że jeżeli pojawię się w Rosji, to żadnych kolejnych wymian nie będzie. To stanowisko zarówno rosyjskiej, jak i zachodniej strony. Jeżeli znów trafię za kratki w Rosji, to straci sens tego typu praktyka i cały proces się zatrzyma, na wolność nie wyjdą inni więźniowie polityczni.

Była szansa na uwolnienie więźniów politycznych z Białorusi, ale potem ta sprawa upadła. Ale nikt nie wspominał Andrzeja Poczobuta

A czy to nie jest tak, że uwalniając pracujących dla rosyjskich służb zabójców i szpiegów, Zachód rozwiązuje Putinowi ręce i daje poczucie bezkarności jego agentom?

Na tym polega dylemat. Należy prowadzić rozmowy z terrorystami czy jednak nie? Z jednej strony negocjacje motywują terrorystów do kolejnych zamachów. Ale jednocześnie ratują życie przynajmniej części zakładników. To samo dotyczy negocjacji z Putinem. Trudna jest dla mnie świadomość, że ceną za moje uwolnienie było wypuszczenie z więzienia nie zwykłego szpiega, lecz prawdziwego zabójcy. Z drugiej zaś strony zdaję sprawę z tego, że gdyby do tej wymiany nie doszło, to dwukrotnie truty Władimir Kara-Murza mógłby nie dożyć do końca tego roku. Życie za kratkami mogłaby stracić Aleksandra Skoczilenko, bo miała poważne kłopoty ze zdrowiem. Karmiono ją potrawami, których nie akceptował jej organizm. I zdaję sobie sprawę też z tego, że jeżeli nie byłoby kolejnych wymian, to niejeden więzień polityczny umarłby albo popełnił samobójstwo. Więc niezależnie od tego, że temat jest niejednoznaczny i skomplikowany, mam nadzieję, że do kolejnej wymiany dojdzie i opozycjoniści, których życie jest zagrożone, wyjdą na wolność.

Czy państwa zachodnie mają w swoich więzieniach aż tak ważnych dla Putina ludzi?

To pytanie trzeba zadać zachodnim urzędnikom. Nie jest tajemnicą, że w więzieniach poszczególnych państw demokratycznych obecnie znajduje się sporo putinowskich szpiegów, hakerów itd. Nie wiem, czy mają dużą wartość dla służb rosyjskich i czy Putin chce ich wyzwalać. Ale takich ludzi jest wielu.

Podczas spotkania w Domu Wschodnim w Warszawie 7 października tego roku mówił pan, że w ramach wymiany więźniów pomiędzy Rosją a USA była szansa na uwolnienie kilku więźniów politycznych na Białorusi. Co więcej, stwierdził pan, że temat ten również był przedmiotem rozmów. Skąd pan ma takie informacje?

Nie będę o tym opowiadał. Nieoficjalnie poinformowano mnie, że taka szansa była, ale w trakcie ostatniego etapu negocjacji białoruscy więźniowie polityczni zostali wyłączeni z tego procesu. Nic więcej nie mogę powiedzieć.

Czy padało w trakcie tych rozmów nazwisko skazanego na osiem lat łagrów Andrzeja Poczobuta, polskiego dziennikarza i jednego z liderów mniejszości polskiej na Białorusi?

Nic o nim nie słyszałem. Po raz pierwszy usłyszałem to nazwisko od pana. Ja mówiłem o Marii Kalesnikowej, Wiktorze Babaryce, Eduardzie Babaryce, Siarhieju Cichanouskim, Alesiu Bialackim i kilku innych.

Czytaj więcej

Alfred Koch: Nikt nigdy nie myślał na poważnie o Rosji jako części Europy

„Paweł Rubcow, czyli hiszpański dziennikarz Pablo Gonzales pracował nade mną w specyficzny sposób”

Podobno znał pan osobiście uwolnionego przez Polskę na prośbę USA Pawła Rubcowa, znanego też jako hiszpański dziennikarz Pablo González.

Pablo González był moim dobrym znajomym, przyjaźniliśmy się. Chodziliśmy razem na mecze, oprowadzał mnie po Barcelonie. Próbował zdobyć zaufanie opozycji rosyjskiej. Kręcił się wokół Żanny Niemcowej (córka zamordowanego w Moskwie w 2015 r. jednego z liderów opozycji rosyjskiej Borysa Niemcowa, mieszka w Niemczech – red.), zbierał informacje o prowadzonej przez nią fundacji (Fundacja Borysa Niemcowa na rzecz Wolności).

Jak czołowy rosyjski opozycjonista poznał „hiszpańskiego dziennikarza”?

Podszedł do mnie podczas Forum Niemcowa w Berlinie i poprosił o wywiad. Zaczęliśmy rozmawiać i, jak się okazało, mieliśmy wiele wspólnych zainteresowań: piłka nożna, architektura, podróże. Nie robił i nie mówił nic, co mogłoby wzbudzać podejrzenia. Nie zadawał dziwnych pytań, nie pytał o innych opozycjonistów. Ze mną miał specyficzny sposób „pracy”. Prawie w ogóle nie rozmawialiśmy o polityce, tylko o historii, kobietach i piłce. Kiedyś w Madrycie razem z nim poszedłem na mecz. Wówczas Atletico Madryt wygrało 1:0, nie pamiętam, z kim grało. Podpytywałem go o Katalonię, obiecał mi pokazać Kraj Basków i oprowadzić mnie po nim.

Podróżując po Europie, w swoich wystąpieniach często mówi pan o tym, że głównym problemem Rosji jest Władimir Putin. Niedawny sondaż niezależnego ośrodka Centrum Lewady (uznanego w Rosji za „agenta zagranicznego”) pokazuje, że co trzeci Rosjanin zaakceptowałby uderzenie bombą atomową w Ukrainę. Może problem jest głębszy?

Nie jestem gotów omawiać sondaży przeprowadzanych w kraju, który prowadzi wojnę, gdzie panuje dyktatura i cenzura wojenna. Z całym szacunkiem do Centrum Lewady nie ufam takim sondażom.

15 proc. ankietowanych powiedziało „nie mam zdania”. Można więc było wybrać bezpieczną odpowiedź i uniknąć jednoznacznych stwierdzeń.

Nie sądzę, by dzisiaj w Rosji były warunki do rzetelnego badania opinii publicznej. Wolę więc takich tematów nie omawiać i nie spekulować.

Neguje pan fakt, że spora część społeczeństwa wierzy Putinowi i jego propagandzie?

Nie wiem, co to znaczy „spora cześć społeczeństwa”. Oczywiste jest to, że tacy ludzie są i Putin się na nich opiera. Myślę jednak, że jest ich znacznie mniej, niż mówi nam propaganda.

Są Rosjanie, którzy walczą w szeregach formacji ochotniczych po stronie ukraińskiej armii. Mówią, że nie da się obalić reżimu Putina w sposób pokojowy. Co pan o tym myśli?

Są ludzie, którzy tak uważają i w odpowiedni sposób postępują, mają do tego prawo. Mam inny punkt widzenia, idę inną drogą. Zajmuję się polityką i mam inne metody. Staram się wpływać na opinię publiczną w Rosji. Uważam, że możemy doprowadzić do przemian w naszym kraju tylko wtedy, jeżeli przekonamy do tego Rosjan. Muszą zrozumieć, dlaczego przemiany są konieczne. Siłą słowa, nie siłą broni.

„Rosja może pójść drogą wytyczoną przez Polskę. W moim gabinecie wisiał plakat Solidarności”

Po raz ostatni rozmawiałem z panem w lutym 2021 r. Wówczas był pan przewodniczącym rady krasnosielskiego rejonu Moskwy. Opowiadał pan wtedy m.in. o plakacie Solidarności w swoim gabinecie. Czy nadal uważa pan, że Rosja może pójść drogą, którą niegdyś przeszła Polska?

Bardzo na to liczę. To ta droga mi się podoba i chciałbym, by mój kraj poszedł w tym kierunku. Bo to droga pokojowa, bez krwi. Przejście z autorytaryzmu do demokracji. Nie wiem, czy to jeszcze jest możliwe w Rosji, bo sytuacja zabrnęła zbyt daleko, jest zbyt dużo sprzeczności. Mimo to nadal uważam, że powinniśmy iść ku demokracji właśnie taką drogą.

Usiadłby pan dzisiaj do stołu rozmów z Putinem?

Jeżeli Putin byłby gotów omawiać swoją dymisję, to nawet z diabłem usiadłbym do stołu rozmów. Niestety, nic takiego się nie zapowiada.

Warszawa od lat wspiera białoruską opozycję demokratyczną, wspiera też Ukrainę w trakcie trwającej od ponad dwóch lat rosyjskiej agresji. A jakie znaczenie Polska ma dzisiaj dla rosyjskiej opozycji demokratycznej?

Dla niej polskie doświadczenie ma duże znaczenie. To dlatego najliczniejszy dotychczas ruch opozycyjny w Rosji nosił nazwę Solidarność (obecnie większość liderów ruchu przebywa na emigracji – red.), nawiązywał do słynnego polskiego związku zawodowego. Tworzyliśmy ten ruch z Borysem Niemcowem, Władimirem Karą-Murzą, Władimirem Bukowskim (zmarł w 2019 r. – red.) i innymi kolegami z opozycji demokratycznej. Polskie doświadczenie nas mocno motywowało do działania.

Dzisiaj nie mogę powiedzieć, że opozycja rosyjska ma jakieś mocne związki z Polską. Dobrze byłoby wzmacniać te relacje. To dlatego m.in. odwiedziłem Warszawę. Spotykałem się z przedstawicielami polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, ale też dziennikarzami i ekspertami czy ze studentami na Uniwersytecie Warszawskim.

Opozycja demokratyczna ostatnio przeżywa poważny kryzys. Najpierw działacze Fundacji na rzecz Walki z Korupcją (FBK, założona przez Aleksieja Nawalnego) oskarżyli Leonida Niewzlina o zlecenie napadu na opozycjonistę Leonida Wołkowa w Wilnie. Przy okazji uderzyli we wspierającego opozycję i niezależne media Michaiła Chodorkowskiego, który był niegdyś partnerem biznesowym Niewzlina, a jest nadal jego przyjacielem. Z kolei mieszkający w Izraelu opozycjonista Maksim Kac zarzucił FBK, że w zamian za wsparcie finansowe fundacja broni na Zachodzie rosyjskich bankierów, którzy ukradli pieniądze i uciekli z Rosji. Jak to rozumieć?

Nie będę tego komentował. Nie uważam, że powinienem uczestniczyć w tych wewnętrznych konfliktach opozycyjnych. Jestem skupiony na tym, by walczyć z reżimem Putina, i chcę przybliżyć zakończenie wojny.

Ostatnio w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Michaił Chodorkowski stwierdził, że Zachód nie dąży do zmiany reżimu w Rosji. Co pan o tym myśli?

Nie chciałbym zaocznie dyskutować z Chodorkowskim, nie czytałem wywiadu. Ale uważam, że to nie Zachód powinien zmieniać rządzących w Rosji. Dojdzie do tego wtedy, gdy dojrzy to rosyjskie społeczeństwo. Dlatego w pierwszej kolejności apeluję do społeczeństwa i stymuluję opór wewnątrz Rosji. Żadne wsparcie ze strony Zachodu nie wystarczy do zmiany sytuacji, jeżeli przemian nie będą chcieli Rosjanie.

Czytaj więcej

Andrzej Poczobut. Ofiara dla większej sprawy

Skłócona rosyjska opozycja musi się w końcu zjednoczyć

Załóżmy, że jutro zabraknie rosyjskiego dyktatora. Co przeszkodzi elitom wprowadzić kolejnego Putina na Kreml?

Nie da się dokonać takiej zmiany, bo reżim Putina jest mocno spersonalizowany. Zbyt mocno Putin uwiązał wszystko wokół siebie przez niemal ćwierć wieku rządów. Nie wykluczam jednak, że w takiej sytuacji będą próbować przebudować reżim i dopasować go do jakiejś innej osoby, ale kluczowa będzie wtedy rola społeczeństwa. Myślę, że pojawi się silny opór. Wtedy też znaczenie będzie miało to, jak zachowa się Zachód, bo może wywrzeć wpływ na elity w Rosji i nie dopuścić do kolejnego autorytaryzmu.

A czy skłócona rosyjska opozycja w takiej sytuacji zdoła szybko się zjednoczyć?

Bardzo na to liczę. Oczywiście, że w takiej sytuacji będziemy potrzebowali konsolidacji. Mam nadzieję, że zachowamy się odpowiedzialnie w takim decydującym i historycznym momencie. Bo jeżeli wtedy do takiej konsolidacji nie dojdzie, możemy stracić swoje państwo.

W czasie trwającej od ponad dwóch lat wojny już kilkakrotnie zbierał się w Polsce rosyjski opozycyjny Zjazd Deputowanych Ludowych na czele z byłym deputowanym Dumy Ilią Ponomariowem. Piszą nową konstytucję i deklarują gotowość przejęcia władzy w Rosji na okres przejściowy. Co pan o tym myśli?

Siedziałem w więzieniu. Nic o tym nie słyszałem.

A co pan zamierza robić? Zdradzi pan swoje najbliższe plany?

Zaplanowałem sporo podróży do różnych miast Europy. Spotykam się z rodakami i osobami rosyjskojęzycznymi. Po wyjeździe z Polski udam się do Czarnogóry, a później do Pragi, Amsterdamu i wielu innych miast. Chcę zjednoczyć Rosjan, którzy mają antywojenne i prodemokratyczne poglądy. Po to, by stworzyć nieformalny ruch międzynarodowy, który będzie budował mosty ze społeczeństwem rosyjskim, wspierał opór wewnątrz Rosji i rozpowszechniał tam wolne słowo. Chcę zmotywować Rosjan do działania. Poza tym robię wszystko, by doszło do kolejnych wymian, by uwolniono kolejnych więźniów politycznych, zarówno rosyjskich, jak i białoruskich.

Mówiąc o rosyjskich więźniach politycznych, kogo ma pan na myśli w pierwszej kolejności?

Mojego przyjaciela Aleksieja Gorinowa (ma 63 lata, został skazany na 7 lat łagrów – red.), któremu usunięto część płuca i sporo czasu przebywa w więziennym szpitalu. Bardzo się o niego martwię. Igor Barysznikow (skazany na 7,5 roku więzienia – red.) niedawno przeszedł poważną operację, ma problemy zdrowotne i może umrzeć w więzieniu. Mam też na myśli dziennikarkę Marię Ponomarienko (skazana na 6 lat łagru – red.), która opowiadała prawdę o wojnie. Jest dręczona w więzieniu, ogłosiła protest głodowy i groziła, że podetnie sobie żyły. Trzeba ją ratować. Nie mogę nie wspomnieć o młodym człowieku Arseniu Turbinie (ma 16 lat, został oskarżony o udział w organizacji terrorystycznej – red.), którego biją w areszcie śledczym i który przebywa w nieznośnych warunkach.

Propagandyści rosyjscy, wtórując Putinowi, od lat mówią o „wstawaniu z kolan” i odbudowie „wielkiej Rosji”. A jak pan rozumie wielkość pańskiego kraju?

Dla mnie wielka Rosja to państwo, dla którego obrona życia i godności człowieka jest priorytetem. Marzę o państwie, które będzie służyć obywatelom, a nie na odwrót. Państwie, w którym ludzie nie będą tylko paliwem do realizacji czyichś ambicji geopolitycznych. W moim rozumieniu wielka Rosja to wolne i pokojowe państwo, którego się na świecie nie boją, ale je szanują. Chcę mieszkać w państwie, w którym człowiek czuje się szczęśliwy i nie obawia się, że jutro po niego przyjdą, bo coś niepoprawnego powiedział albo komuś przeciął drogę.

Czym powinna się zakończyć wojna Rosji z Ukrainą?

Wycofaniem rosyjskich wojsk z terytorium Ukrainy. Żołnierze rosyjscy powinni bronić swojej ziemi, a nie być okupantami na cudzej.

Ilia Jaszyn

Rosyjski politolog, opozycjonista i były więzień polityczny, który wyszedł na wolność w trakcie największej od czasów zimnej wojny wymiany więźniów pomiędzy Rosją a USA, przeprowadzonej 1 sierpnia 2024 r.

Plus Minus: Latem 2022 r., zaledwie kilka miesięcy po rozpoczęciu agresji Rosji na Ukrainę, został pan aresztowany pod zarzutem „rozpowszechniania nieprawdziwych informacji o rosyjskiej armii” i skazany na ponad osiem lat pozbawienia wolności. Za kratkami spędził pan ponad dwa lata. Czy echo wojny dociera do rosyjskich więzień?

Tam znacznie więcej wiedziałem o wojnie, niż wiem teraz. Za kratkami regularnie spotykałem ludzi, którzy wybierali się na wojnę albo stamtąd dopiero wrócili, bo zostali oskarżeni o handel bronią czy inne przestępstwa. O wojnie rozmawiałem nie tylko z moimi współlokatorami w celi, ale i ze strażnikami więziennymi. Niektórzy z nich celowo szli pracować do kolonii karnej, by nie trafić na front, bo strażnicy więzienni nie muszą obawiać się mobilizacji. Wielu z tych ludzi, z którymi miałem okazję rozmawiać, straciło na wojnie kogoś bliskiego. Jeden ojca, inny brata.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Tomasz Terlikowski: Śniła mi się dymisja arcybiskupa oskarżonego o tuszowanie pedofilii
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Polska przetrwała, ale co dalej?
Plus Minus
„Septologia. Tom III–IV”: Modlitwa po norwesku
Plus Minus
„Dunder albo kot z zaświatu”: Przygody czarnego kota
Materiał Promocyjny
Fotowoltaika naturalnym partnerem auta elektrycznego
Plus Minus
„Alicja. Bożena. Ja”: Przykra lektura
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje