Alfred Koch: Nikt nigdy nie myślał na poważnie o Rosji jako części Europy

Młode pokolenie dzisiejszej rosyjskiej opozycji walczy o sprawiedliwość, ale niekoniecznie o wolność - mówi Alfred Koch, były wicepremier i jeden z głównych architektów Rosji po upadku Związku Radzieckiego.

Publikacja: 26.07.2024 10:00

Kryzys konstytucyjny w Rosji, wywołany sporem miedzy prezydentem Borysem Jelcynem a Radą Najwyższą,

Kryzys konstytucyjny w Rosji, wywołany sporem miedzy prezydentem Borysem Jelcynem a Radą Najwyższą, dotyczący kształtu ustroju państwowego, Moskwa, październik 1993 r.

Foto: Wojtek Laski/East News

Plus Minus: W rosyjskim środowisku demokratycznym trwa burzliwa dyskusja na temat wydarzeń, które miały miejsce w latach 90. Fundacja na rzecz walki z korupcją (FBK) i bliska współpracowniczka Aleksieja Nawalnego Maria Piewczich opublikowali kilkuodcinkowy film dokumentalny „Zdrajcy”. Wynika z niego, że młodzi przeciwnicy Putina obwiniają starsze pokolenie, w tym również pana, za obecny stan rzeczy w Rosji. Co pan o tym sądzi?

FBK i Maria Piewczich nie odzwierciedlają opinii młodego pokolenia w Rosji. Zacznijmy od tego, że Piewczich nie ma z Rosją nic wspólnego. Będąc dzieckiem, wyjechała do Wielkiej Brytanii, nigdy nie wróciła. Jest poddaną króla. Jako turystka jeździła do Rosji, nigdy tam nie mieszkała. Nie zna kraju. W latach 90., które krytykuje, żyła w dostatku w rodzinie bogatego człowieka. Opisuje problemy tamtych lat, ale nie doświadczyła ich na własnej skórze. To jej pokolenie bije dziś pałkami protestujących w Moskwie, nie moje. To jej pokolenie dzisiaj siedzi w okopach i morduje Ukraińców. Generałowie rosyjscy mogą być moimi rówieśnikami, ale pułkownicy już nie. To pokolenie, które nie pamięta ZSRR. Za pieniądze idą zabijać ludzi, których nawet nie znają. Nawalny miał 47 lat. Piewczich ma 37 lat. Mając 37 lat, odszedłem ze stanowiska wicepremiera i nigdy więcej nie pracowałem w rządzie. A ona dopiero wybiera się po władzę w Rosji. Mówią, że ich czas jeszcze nadejdzie. Kiedy? Nie mają już żadnego wpływu na sytuację wewnątrz Rosji, nie mają tam swoich ludzi i struktur. Wszyscy już siedzą w więzieniu albo uciekli za granicę. Mimo to ludzie z FBK udają, że są jedyną rosyjską opozycją. I przekonują, że reszta to są tacy „zdrajcy jak Koch”.

W FBK mówią, że na początku lat 90., stojąc na czele komitetu zarządzającego mieniem państwowym Rosji, jednych pan dopuszczał do przetargów prywatyzujących najważniejsze spółki skarbu państwa, a innych nie.

To kłamstwa. Nie podają żadnych dowodów. Nie dopuściłem tych, którzy nie mieli prawa uczestniczyć w tych przetargach. Nie dopuściłem np. Borysa Iwaniszwilego (chodzi o Bidzinę Iwaniszwilego, dzisiaj miliarder, od kilkunastu lat rządzi w Gruzji z tylnego fotela – red.), bo wartość początkowa przedsiębiorstwa była wyższa od kapitału jego banku. Takich przypadków było wiele.

Współpracownicy Nawalnego wypominają panu tzw. sprawę pisarzy, gdy w 1997 roku tuż po swoim odejściu z rządu znalazł się pan wśród pięciu autorów książki „Historia rosyjskiej prywatyzacji” (wraz z m.in. Anatolijem Czubajsem, ówczesnym szefem prezydenckiej administracji). Afera wybuchła wtedy, gdy wyszło na jaw, że autorzy otrzymali od wydawnictwa honorarium w wysokości niemal pół miliona dolarów i pieniądze pochodziły od oligarchów. Co tak naprawdę się wówczas wydarzyło?

Co pan ode mnie chce? Chce pan, bym się zaczął tłumaczyć? Od dawna nie jestem osobą publiczną, nie chce niczyich głosów i nigdzie nie kandyduję. Nie chcę niczym zarządzać, nie chcę żadnej władzy. Nie muszę się przed panem tłumaczyć.

Nie chcę, by pan się tłumaczył. Chciałbym jedynie poznać wersję uczestnika tamtych wydarzeń. Poszedłem do pierwszej klasy, gdy był pan w rosyjskim rządzie.

Jeżeli chodzi o książkę, to powiem tak. Anatolij Czubajs został zdymisjonowany przez prezydenta Borysa Jelcyna ze stanowiska pierwszego wicepremiera w styczniu 1996 roku. Stanął na czele sztabu wyborczego Jelcyna i zebrał oligarchów, którzy pomogli mu wygrać wybory. Wówczas Czubajs był osobą prywatną i za swoją pracę otrzymywał wynagrodzenie. Kto mu za to płacił? Wynagrodzenie płacili oligarchowie. Jelcyn zwyciężył, Czubajs dobrze wykonał swoją pracę. W każdym kraju płacą za to pieniądze. Otrzymywał te pieniądze, gdy nie był urzędnikiem państwowym, zapłacił z tego podatki. Następnie został szefem administracji prezydenta i rok później zebrał swoich kolegów, z którymi przeprowadzał prywatyzację w Rosji. Zaproponował założenie wspólnej fundacji na rzecz obrony własności prywatnej. Miał na to pieniądze i chciał byśmy w tym uczestniczyli, a my jako urzędnicy takich pieniędzy nie mieliśmy. Zaproponował więc napisanie wspólnej książki na ten temat i otrzymaliśmy honorarium o równowartości pół miliona dolarów. Podzieliliśmy tę sumę między sobą i zapłaciliśmy 35-proc. podatek dochodowy. Pozostawiliśmy sobie po 10 tysięcy dolarów, a 55 tys. przekazaliśmy do fundacji, na czele której stał Jegor Gajdar, który wówczas był osobą prywatną (czołowy reformator Rosji na początku lat 90, był ministrem gospodarki i wicepremierem, zmarł w 2009 roku – red.). Nie złamaliśmy prawa. Pod presją dziennikarzy wszczęto sprawę karną, prowadzono śledztwo. Mundurowi wówczas nie lubili Czubajsa i innych reformatorów. Wszystkich przesłuchano i nikt nie dopatrzył się złamania prawa. Sprawa została zamknięta.

Czytaj więcej

Andrzej Poczobut. Ofiara dla większej sprawy

„W latach 90. zbudowaliśmy taką Rosję, jaką chcieliśmy”

Niedawno rozmawiałem z prześladowanym przez Kreml rosyjskim pisarzem Borysem Akuninem, który jako Rosjanin poczuwa się do odpowiedzialności za to, że „Rosja przekształciła się w potwora”. Czy pan, będąc jednym z architektów Rosji w latach 90., poczuwa się do takiej odpowiedzialności?

Po co to pustosłowie? Nie jesteśmy w cerkwi, nie przyszedłem tu do spowiedzi. Po co o tym rozmawiamy? Nie obchodzi mnie żaden Akunin, tak samo jak i Piewczich. Przecież Putin nie od razu przyszedł, demokracja powoli się degradowała. Dlaczego Piewczich nie walczyła o przetrwanie demokratycznych instytucji, a studiowała u Dugina (uważany za czołowego ideologa Putina – red.) w Moskiewskim Uniwersytecie, a następnie wyjechała do Wielkiej Brytanii? Dlaczego młode pokolenie nie poczuwa się do odpowiedzialności? Dlaczego nie walczyli? W 1991 roku byłem w pana wieku. Nikt nam niczego nie pozostawił. Otrzymaliśmy zniszczoną gospodarkę i upadłe państwo. Nie obwinialiśmy nikogo, nie mieliśmy pretensji do Gorbaczowa. Wówczas zbudowaliśmy takie państwo, jakie chcieliśmy. Niech teraz powtórzą to inni. W 1991 roku staliśmy pod Białym Domem i byliśmy gotowi zginąć. Wywalczyliśmy o naszą wolność. A oni podczas wielotysięcznych protestów w grudniu 2011 roku się rozeszli.

Dlaczego po upadku Związku Radzieckiego Rosjanie nie przeprowadzili remanentu swojej historii, nie rozliczyli komunistycznego reżimu?

Trzeba było o to pytać Jelcyna. Nie byłem wtedy przy nim. Było mnóstwo artykułów o represjach stalinowskich, w Rosji wydano „Archipelag Gułag” Sołżenicyna, były książki Warłama Szałamowa. Czy ktoś czegoś nie wie o represjach stalinowskich? Putin osobiście przyznał, że zbrodni katyńskiej dokonały sowieckie służby. Czego jeszcze brakuje?

W Rosji nie było lustracji. Sprawcy sowieckich zbrodni nigdy nie zostali ukarani.

Bo elity, które gromadził wokół siebie Jelcyn, pochodziły ze starych kadr. To uderzyłoby w wiele osób, gdybyśmy zaczęli grzebać w historii. Dość powiedzieć, że w rządzie 1997 roku komunistami nie byliśmy tylko ja i Borys Niemcow (zamordowany pod murami Kremla w 2015 roku – red.). Reszta też wywodziła się z partii. Nawet jeden z liderów ruchu demokratycznego, Jegor Gajdar, nie tylko był wcześniej komunistą, ale i redaktorem naczelnym czasopisma „Komunista”. Nie uczestniczył w represjach, ale należał do tego ugrupowania, wygłaszał przemówienia. Robert Penn Warren w swojej powieści „Gubernator” użył ważnego stwierdzenia: „trzeba tworzyć dobro ze zła, bo nie ma nic innego, z czego można je tworzyć”. Rosja zbyt mocno ugrzęzła w represjach, utonęła w morzu krwi. Elity były wewnątrz tego aparatu przemocy, zrosły się z nim. Gdybyśmy zaczęli rozliczać winnych i nie pozwolili im uczestniczyć w budowaniu nowej Rosji, to nie mielibyśmy w ogóle elit. Takich jak ja i Borys Niemcow było zbyt mało, by móc zarządzać tak ogromnym państwem jak Rosja. Potrzebowaliśmy ludzi ze starego aparatu: urzędników, naukowców, ekonomistów, księgowych, inżynierów. A przecież wszyscy wywodzili się z komunistycznego systemu. Poza tym są regiony, w których nie poparliby lustracji, a poparliby stare elity komunistyczne. Gdybyśmy zdecydowali się na represje, to trzeba byłoby zacząć od Jelcyna. Był I sekretarzem Komitetu Obwodowego KPZR w Swierdłowsku, należał do czołówki partyjnej, był kandydatem do biura politycznego partii. Jak mielibyśmy rozliczać komunistów w Rosji? To tak, jakby Polaków zmusić do przyjęcia islamu.

„Znałem Władimira Putina, ale się nim nie interesowałem”

Na początku lat 90. zajmował pan ważne stanowiska w Petersburgu. Znał pan osobiście Władimira Putina? Jakim był wtedy człowiekiem?

Znałem. Niezbyt blisko, ale znałem. Nie mam wiele do powiedzenia. Był zwyczajnym urzędnikiem, załatwiał jakieś własne sprawy, radził sobie. Wówczas niespecjalnie się nim interesowałem, rzadko go widywałem.

To prawda, że był związany z miejscową mafią?

Nie wiem. Możliwe. Nie mam żadnych dowodów. Widziałem jedynie w restauracjach czy na spotkaniach w towarzystwie ludzi, o których mówiono, że są związani ze światem kryminalnym. Ale pójście z kimś na kolację jeszcze o niczym nie przesądza.

Jak to się stało, że z urzędnika w Petersburgu awansował na zastępcę Zarządu Sprawami Prezydenta w Moskwie?

Takich awansów wówczas było wiele. Weźmy chociażby Olega Sysujewa (obecnie prezes rosyjskiego Afla-Banku – red.) – fotel mera Samary od razu zmienił na fotel wicepremiera. Niemcow też był gubernatorem Niżnego Nowgorodu, a został pierwszym wicepremierem.

Ale to jego Borys Jelcyn mianował na następcę. Wie pan, jak to się stało?

Nie wiem, wtedy już nie byłem w rządzie. Dowiedziałem się o tym jak i wszyscy pozostali Rosjanie.

Na początku swoich rządów Putin był prozachodnim demokratą

Niektórzy twierdzą, że na początku swoich rządów Putin był prozachodnim demokratą. Tak było?

W Bundestagu zbierał owacje, gdy przemawiał tam po niemiecku. Wszyscy go uwielbiali. George W. Bush mówił, że spojrzał mu w oczy i zobaczył duszę. Wszyscy byli zadowoleni. Myślę, że gdyby Putinowi w 2000 roku ktoś powiedział, jakim będzie człowiekiem w 2024 roku, to głośno by się roześmiał. Powiedziałby, że to niemożliwe, że to na pewno nie jest historia o nim. Przez ćwierć wieku przeszedł olbrzymią ewolucję.

W jednym z niedawnych wywiadów Putin poskarżył się, że Zachód nie chciał zbliżać się z Rosją na początku jego rządów. A jak było za pana czasów? Czy w zachodnich stolicach widzieli Rosję jako część wolnego świata?

Nie, nie widzieli. Bo nikt w Europie nie chciał zmieniać własnego życia. Turcja od ponad 20 lat stara się o członkostwo w UE i ze wszystkich kandydatów jest najbardziej do tego przygotowana. Dlaczego jej nie przyjmują? To kraj z liczbą ludności podobną do Niemiec, prawie w całości jest to społeczeństwo muzułmańskie, w dużej mierze archaiczne. Wyobraża pan sobie jak wyglądałby Parlament Europejski i jak zmieniłby się układ sił? Teraz rządzi stara Europa. Niemcy, Francuzi, Włosi, Holendrzy czy Belgowie mają większość. Obecność Turcji wszystko by zmieniła. Zwłaszcza że w Niemczech i Francji mieszkają spore wspólnoty muzułmańskie. Z tego samego powodu nikt tam nigdy nie czekał na 140-milionową Rosję. Po co to Europie?

A Rosji to było kiedyś potrzebne?

Oczywiście, że tak. Tylko w latach 90. nikt nie chciał się z nami integrować. Załóżmy, że Rosja zostanie kiedyś całkowicie demokratycznym państwem. Czy Polska chciałaby, żeby jej głosy w PE zostały rozmyte przez głosy zasiadających tam Rosjan? Nie sądzę.

Czy sugeruje pan, że Zachód, lekceważąc Rosję po upadku ZSRR, przyczynił się również do tego, że pana ojczyzna dzisiaj wygląda tak jak wygląda?

Naturalnie. Bo Rosja doszła do pewnego momentu integracji i zderzyła się ze ścianą. Miała do wyboru: kontynuować demokratyzację dla własnego dobra, nie mając szans na dalsze zbliżenie z Zachodem, czy włączyć myślenie imperialne, obudzić stare demony.

Czytaj więcej

Serhij Żadan: Rosjanin nie przeprasza. To narcystyczny, zakochany w sobie naród

„Putin był pewien, że odniesie zwycięstwo na Ukrainie w 2022 r. 

W jakim celu Putin rozpoczął inwazję na Ukrainę w 2022 roku?

Był przekonany, że szybko odniesie zwycięstwo. Potrzebował szybkiego sukcesu w niewielkiej wojence. W 2014 roku tego dokonał, poparcie dla niego w sondażach wzrosło. Chciał to powtórzyć, zrobić sobie prezent z okazji swoich 70. urodzin. Poza tym sam rok nie był przypadkowy, w grudniu 2022 roku Rosja miała obchodzić 100-lecie utworzenia ZSRR. Putin myślał, że przyłączy Ukrainę i zajmie Kijów. Miała to być piękna jubileuszowa historia. Propaganda powiedziałaby: Kijów powrócił do rodziny.

Kijowa nie zdobył. Poświęcił natomiast życie setek tysięcy własnych żołnierzy, wymordował tysiące Ukraińców, zrujnował państwo nad Dnieprem.

Już przed tym udowodnił, że życie człowieka nie ma dla niego wartości. Pamiętamy też o Gruzji. A wcześniej była II wojna czeczeńska, wysadzenie domów, zabójstwo Anny Politkowskiej. Zrównał z ziemią Mariupol, a wcześniej zrobił to samo w Aleppo. Czy komuś warto jeszcze tłumaczyć, jaki Putin ma stosunek do życia ludzkiego?

Niektórzy porównują reżim Putina do dyktatury Hitlera w III Rzeszy. Słusznie? Jaka obecnie panuje atmosfera w Rosji?

Wszystkie dyktatorskie reżimy są podobne do siebie. Gdy wyjeżdżałem w 2013 roku, panowała inna atmosfera. Ale już od dawna mieszkam w Niemczech i jestem obywatelem Niemiec. Niewiele mogę powiedzieć od tym, co dzisiaj czują Rosjanie, bo mnie tam nie ma, nie doświadczyłem tego na własnej skórze.

Przecież słyszy pan przemówienia Putina. W jednym z wywiadów, tłumacząc napaść na Ukrainę, odwoływał się aż do historii Rusi Kijowskiej. Czy to nie obrazuje panującej w Rosji atmosfery?

Od dawna nie słucham jego przemówień. Nie interesują mnie, bo wiem, co powie. Nigdy nie mówi nic zaskakującego. Starzeje się, gada jakieś bzdury o historii. Putin jest typowym produktem tzw. kultury garażowej. W dużych rosyjskich miastach mężczyźni przeważnie żyli wokół swoich garaży. To były miasta w mieście. Spotykali się tam w weekend, pili razem alkohol, rozmawiali wieczorami. Opowiadali tam sobie nawzajem przeróżne historie, o służbie w wojsku, kobietach, wojnach, wielkości Rosji. To samo dotyczy opowiadań o Rusi Kijowskiej, nadaje się do rozmów przy garażach rosyjskich. Można też tam prawić o tym, jak biliśmy Tatarów, ale też Niemców. Nic z tego nie wynika, ale pogadać sobie można. Dlatego prosty rosyjski chłop doskonale rozumie Putina, bo rozmawiają tym samym językiem.

„Każdy zwyczajny Rosjanin powie: nie przegraliśmy żadnej wojny i nigdy nikogo nie zaatakowaliśmy” 

Sugeruje pan, że rzeczywiście ma ogromne poparcie w sondażach, o którym mówi nawet niezależny ośrodek Centrum Lewady?

Oczywiście, że tak. Rosyjscy mężczyźni w 90 proc. tak właśnie widzą historię, jak przedstawia ją Putin. Każdy zwyczajny Rosjanin powie: nie przegraliśmy żadnej wojny i nigdy nikogo nie zaatakowaliśmy. Większość Rosjan uważa, że to oni zawsze byli ofiarami agresji i jedynie musieli się bronić. To tkwi głęboko w świadomości Rosjan.

A czy przeciętny Rosjanin nie zastanawia się, dlaczego Niemcy, z którymi wygrali II wojnę światową, są dzisiaj najbogatszym krajem w Europie, a Rosja znalazła się w gronie tych najbiedniejszych z dziesiątkami milionów ludzi żyjącymi w ubóstwie?

To zbyt skomplikowane pytanie dla Rosjan. Najważniejsze, że wygrywali wojny. Reszta się nie liczy. Putin ma taki naród, jaki ma, i nie zamierza tego narodu zmieniać. Problem jest znacznie głębszy niż może się komuś wydawać. Nie wystarczy zmienić Putina w Rosji, trzeba byłoby całkowicie zmienić naród. A to może się nie udać.

W warunkach zachodnich sankcji Rosja odnotowuje wzrost gospodarczy. Jak pan to rozumie?

To oznacza, że sankcje nie są efektywne. Ja bym zwolnił tych unijnych biurokratów, którzy wymyślają takie bzdury. Podam prosty przykład. Zachód zrezygnował z rosyjskiej ropy, ale wymyślił jakąś maksymalną cenę, której w transakcjach z Rosją nie mogą przekroczyć np. Chiny. To przecież jakieś brednie. Jak oni mogą Chinom czy Indiom dyktować cenę rosyjskiej ropy? Jasne, że znajdą sposób, dogadają się między sobą co do ceny i nie będą pytać o to UE. W konsekwencji dochody Rosji za pierwszy kwartał bieżącego roku ze sprzedaży ropy w porównaniu z podobnym okresem roku ubiegłego wzrosły o 80 proc. Trzeba było postąpić inaczej.

Jak?

A chociażby dalej kupować rosyjską ropę, ale obarczyć ogromnym cłem, np. w wysokości 10 proc. Pieniądze z cła przekazać Ukrainie, by Rosjanie sami finansowali wojnę przeciwko sobie. To samo zrobiłbym z gazem. I jestem przekonany, że Moskwa nawet w takich warunkach sprzedawałaby surowce. Europa miałaby ogromne pieniądze, które mogłyby zasilić Ukrainę. A Putin byłby świadom, że zachodnia broń jest kupowana dla Kijowa za jego pieniądze. Czy byłby zainteresowany ciągnięciem takiej wojny? Nikt nie chce nas słuchać. Nie wiadomo nawet, kto te sankcje wymyśla, nie ma nazwisk, zasłaniają się instytucjami. Błędem było też wprowadzenie sankcji personalnych wobec takich rosyjskich oligarchów, jak Fridman czy Abramowicz. Zablokowano wszystkie ich pieniądze i kazano jechać z powrotem do Putina, mimo że nie było żadnego wyroku sądowego. Dlaczego nikt nie zaproponował im, by przekazali połowę swoich majątków dla Ukrainy. A tak pieniądze są zamrożone, nikt ich nie skonfiskował. Abramowicz sprzedał Chelsea za prawie 5 mld euro i proponował, by te pieniądze oddali Ukrainie. Nic z tego.

Sugeruje pan, że Zachód na własne życzenie skazuje rosyjskich oligarchów na Putina?

Nikt nie pozostawił im wyboru. Michaił Fridman przez rok siedział w Londynie. Ale doszło do tego, że nie pozwalano mu z jego własnych pieniędzy zapłacić za prąd i gaz w jego domu. Wtedy wsiadł do samolotu i wrócił do Rosji.

A czy uważa pan, że oligarchowie rosyjscy są dzisiaj zainteresowani zmianą kierownictwa na Kremlu?

Jestem przekonany, że tak jest. Kto chce mieszkać w państwie policyjnym i ciągle się obawiać, że trafi za kraty albo że wszystko mu odbiorą? Nie mają jednak sił, by zmienić tę sytuację.

Czytaj więcej

Łukaszenko i Prigożyn. Co wagnerowcy w Mińsku oznaczają dla Białorusi

„Ukraina jest w kiepskiej sytuacji”. Nie będzie w stanie długo ciągnąć tej wojny

Jak długo Ukraina jest w stanie ciągnąć tę wojnę?

Ukraina jest w kiepskiej sytuacji. Finansowo jest całkowicie zależna od Zachodu. By prowadzić wojnę, trzeba mieć pieniądze, wystarczającą liczbę broni i ludzi, których można na tę wojnę wysłać. Najsłabszym punktem Ukrainy są właśnie ludzie, nie pieniądze czy broń. Tego akurat Zachód ma pod dostatkiem, może w nieskończoność prowadzić wojnę z Putinem. Ale czy Ukrainie wystarczy ludzi? Bo Zachód wysyłać żołnierzy tam nie chce. Putin ma większy od Ukrainy potencjał mobilizacyjny. Problemem władz w Kijowie jest też bardzo niski współczynnik dzietności kraju. Poza tym 10 milionów ludzi po wojnie uciekło za granicę. A przecież wyjeżdżali i przed wojną. Po zniesieniu wiz dla Ukraińców w 2017 roku w Niemczech pojawiło się mnóstwo ukraińskich pracowników, studentów. Wielu też zginęło na froncie i zapewne wielu jeszcze zginie. Wyludnienie kraju jest głównym problem dla Ukrainy.

Polska czy państwa bałtyckie powinny obawiać się ataku Putina?

Dopóki trwa wojna z Ukrainą, nie będzie nikogo atakował. Tej wojny mu w zupełności dzisiaj wystarczy. Czy zaatakuje kogoś innego, gdy zakończy się konflikt nad Dnieprem? Tego nie wiem. Nie sądzę, by miał aż takie ambicje. Myślę, że nie wszedłby w wojnę z Ukrainą, gdyby wiedział, jak to się wszystko potoczy.

Zabrnął za daleko. Jest ścigany przez Międzynarodowy Trybunał Karny. Nie ma wyjścia z tej sytuacji.

Putin myśli inaczej. Uważa, że zakończy wojnę na swoich warunkach i że Zachód powoli zacznie zdejmować sankcje. Sądzi też, że w europejskich państwach zmienią się rządy, przyjdą nowi ludzie i powiedzą, że trzeba poprawić relacje z Rosją, a biznes europejski zacznie naciskać na swoich polityków i powróci do interesów z Rosją. Nikt na Zachodzie nie uzna rozbiorów Ukrainy, ale Putin zakłada, że przyjmą rzeczywistość taką, jaka jest. Za rządów Lenina płynęły rzeki krwi, ale już w latach 20. ubiegłego wieku połowa świata nawiązała stosunki dyplomatyczne ze Związkiem Radzieckim, a na początku lat 30. zrobiły to Stany Zjednoczone. A później Zachód był sojusznikiem ZSRR w wojnie z Hitlerem. Putin uważa, że uda mu się to przetrwać. Gdy zaczynał rządzić, na czele USA stał Bill Clinton. W Rosji jest taki żart, że nawet Stalin zdążył pożyć w czasach Putina. Bo Putin urodził się w 1952 roku.

Po śmierci Władimira Putina nic się może w Rosji nie zmienić 

Przyszedł Chruszczow i zniszczył kult Stalina. Co będzie w Rosji po Putinie?

Po śmierci Stalina Rosja znalazła się w stanie okresu przejściowego, który trwał aż do pierwszych wolnych wyborów w 1989 roku. Reżim Stalina przeżył Stalina. Ile po Putinie będzie trwał utworzony przez niego reżim? Może też przez kolejne 36 lat.

Czy to oznacza, że pan i inni znajdujący się za granicą przeciwnicy Putina mogą nie doczekać przemian w swojej ojczyźnie?

Myślę, że tak. Dlatego jestem bardzo sceptyczny. Nawet jeżeli jego reżim się posypie, to wcale nie oznacza, że Rosja pójdzie drogą demokracji liberalnej i będzie przestrzegała praw człowieka. A może jego następcy przyjmą chiński model. Czym się różni obecna sytuacja od tej, którą mieliśmy w latach 90.? Wówczas demokracja nie miała alternatywy. Francis Fukuyama poświęcił temu nawet swoją książkę „Koniec historii i ostatni człowiek”. Uważał, że świat przekształci się we wspólnotę liberalnych demokracji. Ale tak się nie stało. Pojawiły się Chiny, Singapur i wiele innych skutecznych, ale niedemokratycznych ustrojów. Dzisiaj państwo zrzucające z siebie tyranię ma spory wybór. Nie wiadomo, którędy pójdzie nowa Rosja. Ludzie mojego pokolenia walczyli w latach 90. o wolność, a wolność zawsze wiąże się z niesprawiedliwością. Młode pokolenie dzisiejszej rosyjskiej opozycji walczy o sprawiedliwość, ale niekoniecznie o wolność.

Jak widzi pan przyszłość Rosji?

Mam pesymistyczną prognozę dla Rosji. Nie jestem obiektywny i być może mój pesymizm wynika z tego, że się starzeję. 20 lat temu byłem większym optymistą, ale to nie oznacza, że Rosja wówczas była na dobrej drodze. Być może była na złej, ale tego nie dostrzegałem. Ale byłem młodszy. Wtedy inaczej widziałem przyszłość.

Podzieli się pan swoją pesymistyczną prognozą?

Myślę, że nawet jeśli Kreml otrzyma to, co chce, i na czele Ukrainy stanie prorosyjski marionetkowy rząd, przepaść między państwem Putina a resztą świata będzie rosła. Kraj popadnie w jakąś intelektualną i ekonomiczną autarkię, w której po prostu zgnije mentalnie, pogrąży się w jakichś archaicznych obyczajach. Rosja stanie się pośmiewiskiem, a turyści, przyjeżdżając do Moskwy, znajdą się w takim panoptykonie, gdzie oderwani od rzeczywistości mieszkańcy będą opowiadać o tym, jacy oni są wielcy i jak wszystkich pokonali. I przy tym będzie widać, że ci ludzie są głęboko nieszczęśliwi. Niegdyś samochodem przejechałem Etiopię, Ugandę, Kenię i Tanzanię. Kenia i Tanzania są mocno zintegrowane ze światem, tam mówią po angielsku, jest tam wielu Europejczyków. Ale w Etiopii jest zupełnie inny świat. Tam nawet śmieci są inne. Przy drogach leżą jakieś kości, resztki skóry. Tam nie dotarła jeszcze cywilizacja XX wieku. Gdy zobaczyłem krowę, pomyślałem, że to duży pies. Bo nie mają pojęcia o selekcji, współczesnym rolnictwie. Są bardzo pracowitym narodem, pracują od rana do świta. Mimo to wciąż głodują. Etiopia nie była niczyją kolonią, rozwijała się po swojemu. Dlaczego o tym opowiadam? Bo tak widzę przyszłość Rosji.

Alfred Koch był uczestnikiem konferencji „Koalicja antyputinowska. Warunki zwycięstwa i likwidacji reżimu Putina”, przeprowadzanej przez Forum Wolnej Rosji w Warszawie 14 maja 2024 r.

Plus Minus: W rosyjskim środowisku demokratycznym trwa burzliwa dyskusja na temat wydarzeń, które miały miejsce w latach 90. Fundacja na rzecz walki z korupcją (FBK) i bliska współpracowniczka Aleksieja Nawalnego Maria Piewczich opublikowali kilkuodcinkowy film dokumentalny „Zdrajcy”. Wynika z niego, że młodzi przeciwnicy Putina obwiniają starsze pokolenie, w tym również pana, za obecny stan rzeczy w Rosji. Co pan o tym sądzi?

FBK i Maria Piewczich nie odzwierciedlają opinii młodego pokolenia w Rosji. Zacznijmy od tego, że Piewczich nie ma z Rosją nic wspólnego. Będąc dzieckiem, wyjechała do Wielkiej Brytanii, nigdy nie wróciła. Jest poddaną króla. Jako turystka jeździła do Rosji, nigdy tam nie mieszkała. Nie zna kraju. W latach 90., które krytykuje, żyła w dostatku w rodzinie bogatego człowieka. Opisuje problemy tamtych lat, ale nie doświadczyła ich na własnej skórze. To jej pokolenie bije dziś pałkami protestujących w Moskwie, nie moje. To jej pokolenie dzisiaj siedzi w okopach i morduje Ukraińców. Generałowie rosyjscy mogą być moimi rówieśnikami, ale pułkownicy już nie. To pokolenie, które nie pamięta ZSRR. Za pieniądze idą zabijać ludzi, których nawet nie znają. Nawalny miał 47 lat. Piewczich ma 37 lat. Mając 37 lat, odszedłem ze stanowiska wicepremiera i nigdy więcej nie pracowałem w rządzie. A ona dopiero wybiera się po władzę w Rosji. Mówią, że ich czas jeszcze nadejdzie. Kiedy? Nie mają już żadnego wpływu na sytuację wewnątrz Rosji, nie mają tam swoich ludzi i struktur. Wszyscy już siedzą w więzieniu albo uciekli za granicę. Mimo to ludzie z FBK udają, że są jedyną rosyjską opozycją. I przekonują, że reszta to są tacy „zdrajcy jak Koch”.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi