Łukaszenko i Prigożyn. Co wagnerowcy w Mińsku oznaczają dla Białorusi

Propagandyści Kremla biją Aleksandrowi Łukaszence brawo i wyrażają wdzięczność za ocalenie przed wojną domową. Zachwycony sobą jeszcze bardziej uzależnia swój kraj od wschodniego sąsiada.

Publikacja: 30.06.2023 10:00

Wydaje się, że Aleksander Łukaszenko zdrowo nazmyślał, opowiadając o swym wkładzie w ujarzmienie bun

Wydaje się, że Aleksander Łukaszenko zdrowo nazmyślał, opowiadając o swym wkładzie w ujarzmienie buntu wagnerowców. Wciąż nie wiadomo najważniejszego – po co mu Prigożyn na Białorusi

Foto: Ilya PITALEV/SPUTNIK/AFP

Historia nieudanego puczu Jewgienija Prigożyna pozostawia wiele znaków zapytania. Dlaczego po ponad 800-kilometrowym „marszu sprawiedliwości” i nie napotykając praktycznie oporu, zawrócił swoje siły, będąc zaledwie 200 km od Moskwy? W jaki sposób białoruskiemu dyktatorowi udało się go do tego namówić? Dlaczego w 140-milionowej Rosji do pośredniczenia w rozwiązaniu najgroźniejszego w najnowszej historii kryzysu nie znaleziono nikogo i rolę tę powierzono Aleksandrowi Łukaszence? Czym szef Grupy Wagnera i jego najemnicy będą zajmować się na Białorusi i co to znaczy dla przygnębionych dyktaturą mieszkańców kraju?

Czytaj więcej

Irena Lasota: Putin i Prigożyn. Od Rodziny Soprano do Spartakusa

Numer do Prigożyna

Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow jeszcze w dniu zakończenia puczu tłumaczył, że Łukaszenko od ponad 20 lat zna się osobiście z Prigożynem. Innych, bardziej przekonujących argumentów nie przedstawił. We wtorek, 27 czerwca białoruski dyktator sam przemówił, ale swoją wieloletnią znajomością z szefem buntowników się nie pochwalił. Stwierdził, że Władimir Putin zadzwonił do niego 24 czerwca o 10.10 tuż po swoim przemówieniu. Rozmawiali, jak relacjonował, co najmniej pół godziny.

Dyktator przekonuje, że namówił Putina by „nie miażdżył” zbuntowanego szefa najemników i zaproponował, że porozmawia z nim osobiście. Według jego relacji białoruskim służbom „do południa” udało się nawiązać kontakt z Prigożynem za pośrednictwem rosyjskiego FSB, które udostępniło jego numer telefonu. Czyli po tak bliskiej 20-letniej znajomości nie miał numeru do kumpla? 

Czytaj więcej

Aleksander Łukaszenko: Nasza ojczyzna leży od Brześcia do Władywostoku

Ze słów Łukaszenki wynika też, że rozmowę z Prigożynem zaczął o godz. 11 (a przecież do południa miano dopiero nawiązywać z nim kontakt). W czytanym z kartki przemówieniu było jeszcze więcej sprzeczności i niedopowiedzeń. Dyktator mówił dużo, ale na najważniejsze pytania nie odpowiedział. Jeżeli więc Łukaszenko (z pozwoleniem Putina) cokolwiek obiecał szefowi zbuntowanych najemników, to woli o tym teraz nie mówić. 

Makieta pierwszego pocisku

Putin zaproponował wagnerowcom podpisanie kontraktu z rosyjską armią regularną. Reszta, jak mówił, może wrócić do domu, albo przeprowadzić się na Białoruś. Z relacji Łukaszenki wynika, że ta przeprowadzka już się zaczęła. Potwierdził też, że Prigożyn już tam jest. 

Dyktator przekonywał, że nie będzie budował obozów dla najemników, ale przekaże im teren porzuconej jednostki wojskowej, na której terenie mogą „rozstawić namioty”. Obiecał, że będą mogli pozostać na Białorusi, dopóki nie ustalą, co robić dalej. 

Część wagnerowców, zwłaszcza byłych wojskowych i funkcjonariuszy rosyjskich służb, zapewne zechce pozostać w Rosji. Ale są najemnicy, którzy chętnie przeprowadzą się na Białoruś. Prigożyn zwerbował na wojnę z Ukrainą tysiące więźniów, często skazanych za zabójstwa, gwałty i inne ciężkie przestępstwa. Trudno wyobrazić sobie, by otrzymali ofertę od resortu obrony. 

Czytaj więcej

Na Białorusi powstał obóz, do którego może trafić 8000 wagnerowców

Co z tego będzie miał sam Łukaszenko? Być może zechce się pożywić na działalności Grupy Wagnera m.in. w państwach afrykańskich. Za usługi oferowane lokalnym dyktatorom najemnicy otrzymują tam dostęp m.in. do złóż złota i diamentów. 

Co zaś będzie oznaczała ich obecność dla Białorusi? Opozycja demokratyczna alarmuje, że to kolejny węzeł, którym Kreml przywiązuje do siebie to państwo. Franak Wiaczorka, czołowy doradca przebywającej na Litwie liderki wolnej Białorusi Swiatłany Cichanouskiej, przypomina, że Łukaszenko podczas swoich niemal 30-letnich rządów wykonał już wiele kroków „integrujących” z Rosją, niemal całkowicie uzależniając swój kraj od Moskwy gospodarczo, politycznie i militarnie. Niedawno zaś sprowadził na Białoruś rosyjską taktyczną broń jądrową i nawet postawił na swoim biurku makietę pierwszego radzieckiego pocisku nuklearnego.

– Teraz sprowadza bandytów, których zadaniem będzie utrzymywanie w strachu społeczeństwa. Mogą też czynić prowokacje wobec Polski, Litwy i Łotwy. Łukaszenko przekształca się w rosyjskiego gubernatora – mówi „Plusowi Minusowi” Wiaczorka. Twierdzi, że demokratyczny świat powinien ostatecznie zerwać wszelkie relacje z Mińskiem i oficjalnie uznać Cichanouską za przywódczynię Białorusi. 

Czytaj więcej

Nazizm po rosyjsku. Jak Rosjanie znęcają się nad więźniami

Zapomniana historia

To nie pierwszy tak bliski kontakt Białorusinów z Grupą Wagnera. Okoliczności poprzedniego były jednak zupełnie inne. W lipcu 2020 r., na finiszu prezydenckiej kampanii wyborczej, rządowa agencja Biełta informowała o zatrzymaniu 33 najemników. Z przetaczanych przez propagandę Łukaszenki relacji służb wynikało, że na terenie kraju mogło się pojawić nawet 200 bojówkarzy, „by destabilizować sytuację w czasie kampanii wyborczej”.

Sprawę potraktowano poważnie, gdyż do zatrzymania najemników w jednym z podmińskich sanatoriów Łukaszenko na czele jednostki specjalnej wysłał swojego starszego syna Wiktara. Wówczas na prośbę Kremla wydalono ich do Rosji.

Pojawiało się wiele wersji tego, co tak naprawdę się wydarzyło. Media ukraińskie i zagraniczne przekonywały, że była to operacja ukraińskich służb, które zwabiły najemników na Białoruś, by później uziemić na Ukrainie ich lecący do Turcji samolot. Wagnerowcy stanęliby przed ukraińskim sądem, odpowiadając za udział w wojnie w Donbasie. Kijów oficjalnie nigdy tego nie potwierdził, ale od tamtej pory najemnicy Prigożyna na Białorusi kojarzyli się z czymś złym i niebezpiecznym. 

Czytaj więcej

Krótka historia buntu Jewgienija Prigożyna: Od marszu na Moskwę po wyjazd do Mińska

Dzisiaj propaganda Łukaszenki o tym już nie wspomina, ale pamiętają o tym białoruscy wojskowi i funkcjonariusze służb. Podobno niezbyt ciepło przyjęli wiadomość o przeprowadzce rosyjskich najemników. We wtorek dyktator uspokajał swojego ministra obrony, że „nie warto ich się bać”. Dowódcy oddziałów Prigożyna, jak stwierdził, mają podzielić się swoim doświadczeniem z białoruskimi wojskowymi. 

Jakie to doświadczenia? Na wojnie z Ukrainą zasłynęli m.in. z tego, że rozstrzeliwali swoich towarzyszy broni za niewykonanie rozkazu czy ucieczkę z pola walk. Wielu rosyjskich komentatorów uważa, że tylko dzięki takiej brutalności odnosili sukcesy na froncie. Krążyły nawet opowieści o tym, że dla zajęcia jednego metra ukraińskiej ziemi poświęcali życie jednego najemnika, zwłaszcza jeśli był wcześniej więźniem.

Łukaszenko do Hagi

Nie należy mieć złudzeń – dopóki będzie rządził Łukaszenko, Białoruś będzie częścią tzw. ruskiego miru. We wtorek prezydent ogłosił, że jego ojczyzna „rozciąga się od Brześcia do Władywostoku”. Kilkakrotnie nazwał Rosję „ojczyzną” i prosił, by nie nazywać go „pośrednikiem”. Przekonywał, że to, z czym zmierzyła się Rosja 24 czerwca, było też jego problemem. 

Część białoruskich opozycjonistów uważa, że Łukaszenką, tak samo jak Putinem, powinien się zająć Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze. Paweł Łatuszka, były minister kultury i dyplomata, obecnie przebywający w Warszawie jeden z liderów białoruskiego rządu na uchodźstwie, zawiózł we wtorek do Hagi dowody na to, że Łukaszenko i jego współpracownicy uczestniczą w wywózce ukraińskich dzieci z terytoriów okupowanych. – Ustaliliśmy, że nielegalnie przemieszczono 2100 ukraińskich dzieci, zidentyfikowaliśmy wśród nich 16 sierot. Obecnie są rozmieszczane w pięciu miejscach na Białorusi – mówi „Plusowi Minusowi” Łatuszka. – Łukaszenko i jego współpracownicy powinni zostać pociągnięci do odpowiedzialności przed MTK – twierdzi. 

Czytaj więcej

Wojciech Tumidalski: Haga pokazuje Putinowi, że nie może spać spokojnie

Gdyby Trybunał wydał nakaz aresztowania Łukaszenki, białoruski dyktator tak samo jak Putin nie mógłby już podróżować do wielu krajów. Z drugiej strony nigdy chętnie tego nie robił, a jeżeli kogokolwiek odwiedzał, to przeważnie zaprzyjaźnionych dyktatorów. W ostatnich latach przekształcił Białoruś w łagier, zasłonił się bronią atomową Kremla i rosyjskimi psami wojny z kryminalną przyszłością.

Historia nieudanego puczu Jewgienija Prigożyna pozostawia wiele znaków zapytania. Dlaczego po ponad 800-kilometrowym „marszu sprawiedliwości” i nie napotykając praktycznie oporu, zawrócił swoje siły, będąc zaledwie 200 km od Moskwy? W jaki sposób białoruskiemu dyktatorowi udało się go do tego namówić? Dlaczego w 140-milionowej Rosji do pośredniczenia w rozwiązaniu najgroźniejszego w najnowszej historii kryzysu nie znaleziono nikogo i rolę tę powierzono Aleksandrowi Łukaszence? Czym szef Grupy Wagnera i jego najemnicy będą zajmować się na Białorusi i co to znaczy dla przygnębionych dyktaturą mieszkańców kraju?

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi