Jest jeden kraj w UE, który ma dobre relacje z Mińskiem. Szef węgierskiego MSZ Péter Szijjártó kilkakrotnie odwiedzał Białoruś, a nawet spotkał się z Łukaszenką w październiku ubiegłego roku. W warunkach de facto zamrożonych relacji pomiędzy Warszawą a Mińskiem Budapeszt też mógłby być potencjalnym pośrednikiem w kontaktach z białoruskim dyktatorem.
– Podstawowym problemem jest to, że Andrzej Poczobut nie chce opuszczać swojego kraju, bo uważa, że jest u siebie. I – z tego, co mi wiadomo – zdania nie zmienia. A Łukaszence z kolei zależy na tym, by wysłać go do Polski – mówi „Plusowi Minusowi” dobrze poinformowany rozmówca w Warszawie.
Jeszcze w 2021 r. pojawiało się wiele informacji o tym, że do Poczobuta w więzieniu kilkakrotnie przychodził wysłannik Łukaszenki z propozycją napisania prośby o ułaskawienie do „prezydenta Białorusi”. Dotychczas zrobiło to już kilku więźniów politycznych. Andrzej miał stanowczo odmówić.
Ks. Aleksander Czokow: Jeszcze nie możemy wybaczyć Rosjanom
My, Ukraińcy, definitywnie opuszczamy dzisiaj postsowiecką strefę. Rezygnujemy z sowieckiego modelu życia i nie chcemy powrotu tyranii. Płacimy za to krwią. Idziemy swoją drogą krzyżową, jak niegdyś Chrystus - mówi Aleksander Czokow, ukraiński kapelan wojskowy.
Wzywają Polskę do blokady pociągów towarowych na granicy z Białorusią. „Łukaszenko poniósłby ogromne straty”
Poczobuta skierowano do Nowopołocka, do najgorszego zakładu karnego na Białorusi, placówki o zaostrzonym rygorze. Swoje wyroki odsiadują tam przeważnie recydywiści i kryminaliści. Od ponad miesiąca rodzina nie otrzymuje od niego listów i nie wie, co się z nim dzieje. Wiadomo jedynie, że wcześniej kilkakrotnie był przetrzymywany w karcerze, pozbawiano go leków (a ma problemy z sercem). Więźniowie w łagrach Łukaszenki nie mają żadnych praw, zwłaszcza polityczni, którym administracja kolonii karnej przyczepia żółte plakietki.
– Rozmawiałem z osobami, które spędziły w Łukaszenkowskich łagrach przynajmniej dwa–trzy lata. Mówią, że „polityczni” są torturowani i bici. Doświadczył tego mój przyjaciel dziennikarz Dzianis Iwaszyn (skazany na 13 lat więzienia – red.), który został brutalnie pobity przez administrację więzienną, a w papierach medycznych wpisano, że upadł w pociągu. Kilku więźniom strażnicy więzienni złamali ręce tylko za to, że ci mieli odwagę podać rękę Siarhejowi Cichanouskiemu – mówi „Plusowi Minusowi” Aleś Zarembiuk, prezes Białoruskiego Domu w Warszawie, który pomaga byłym więźniom politycznym. – Więźniowie nie przekazują takich informacji rodzinie, bo mogą zostać zamordowani za kratami, tak jak Witold Aszurak, którego zabito w więzieniu dwa lata temu. Polityczni często trafiają do izolatki, pozbawia się ich kontaktów z rodziną, snu, nie pozwala czytać, rozmawiać z innymi więźniami – twierdzi.
To dlatego dłuższy brak kontaktu z więźniem politycznym, tak jak w przypadku Andrzeja Poczobuta czy Mikoły Statkiewicza (rodzina nie otrzymuje od niego listów od ponad roku), budzi wielki niepokój. – Tych najbardziej odważnych i twardych liderów chcą złamać, zniszczyć, pozbawić zdrowia – alarmuje Zarembiuk.
Białoruscy opozycjoniści w ostatnim czasie przeprowadzili w Warszawie kilka protestów, m.in. przed kancelarią premiera, siedzibą Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Biurem Parlamentu Europejskiego w Polsce. Czego się domagają? Chcą, by polskie władze podjęły decyzję o zablokowaniu przewozu towarów koleją przez granicę z Białorusią, co nie tylko uderzyłoby w gospodarki białoruską i rosyjską (poprzez Białoruś Rosja omija część sankcji nałożonych na nią po inwazji na Ukrainę), ale i zakłóciłoby tranzyt towarów przez białoruskie terytorium pomiędzy Europą a Chinami i państwami Azji Centralnej.
– Część towarów z Chin przyjeżdża do Europy wyłącznie drogą kolejową poprzez Białoruś. Drugi taki szlak biegnie przez Turcję, ale jest bardziej skomplikowany. Wówczas Polska i cała UE mogłaby postawić dyktatorowi ultimatum i domagać się uwolnienia Poczobuta i innych więźniów politycznych. Łukaszenko poniósłby ogromne straty, bo zarabia na tranzycie i wykorzystuje wracające z Europy do Chin pociągi. Poza tym presja ze strony Pekinu i innych zainteresowanych państw też byłaby duża. Ich nie obchodzą prawa człowieka, ale umieją liczyć pieniądze. Chodzi o gospodarkę – mówi „Plusowi Minusowi” Dzmitry Bałkuniec, przebywający w Polsce białoruski opozycjonista. Zwraca też uwagę na pewną hipokryzję, gdyż pasażerski ruch kolejowy został wstrzymany już dawno temu, ale nie towarowy. Apel do polskiego rządu w tej sprawie poparło ostatnio 26 noblistów, w tym również białoruska pisarka Swiatłana Aleksijewicz, ukraińska obrończyni praw człowieka Ołeksandra Matwijczuk i redaktor zamkniętej w Rosji opozycyjnej „Nowej Gazety” Dmitrij Muratow.
– Pomysł nie jest nowy, mówi się o tym od 2020 r., odkąd Łukaszenko rozpoczął bezprecedensowe represje. Dotychczas nie było woli politycznej w tej sprawie ani w Polsce, ani w innych państwach UE. Teraz w Warszawie zmienił się rząd i mamy nadzieję, że podejście się zmieni. Spotykaliśmy się w tej sprawie z polskim MSZ, wiedzą o naszym apelu – twierdzi Bałkuniec. Przekonuje, że wprowadzone dotychczas sankcje nie są skuteczne i w żaden sposób „nie zmuszają Łukaszenki do ustępstw”.
Paweł Łatuszka: Andrzej Poczobut już jest bohaterem dla Polaków i Białorusinów
Paweł Łatuszka niegdyś był ministrem kultury na Białorusi, ale też ambasadorem w Polsce i we Francji. Gdy wybuchły protesty, stał na czele najstarszego białoruskiego teatru im. Janki Kupały w Mińsku. Był jednym z nielicznych urzędników, którzy potępili dyktatora. Z tego powodu musiał uciekać do Polski. Zna Łukaszenkę osobiście, wielokrotnie z nim rozmawiał. – To człowiek, który nigdy nic nie robi pod presją. Chyba że presja będzie tak mocna, że stworzy dla niego osobiste ryzyko. Zablokowanie handlowego połączenia kolejowego takie ryzyko by stworzyło, bo zaczęłyby na niego naciskać państwa trzecie. Jeżeli nic się nie zrobi, więźniowie polityczni długo będą siedzieć za kratami – mówi „Plusowi Minusowi” Łatuszka, który obecnie jest zastępcą Swiatłany Cichanouskiej w Zjednoczonym Gabinecie Przejściowym (rządzie na uchodźstwie).
Zablokowanie tranzytu towarów z Chin do UE poprzez Białoruś mogłoby skutkować zaostrzeniem relacji pomiędzy nie tylko Warszawą, ale całą Unią Europejską z Pekinem. A to oznacza, że podjęcie takiej decyzji nie będzie proste. Czy w jakiś inny sposób da się zmusić Łukaszenkę do uwolnienia Poczobuta i innych więźniów politycznych? – Nie da się wykluczyć, że dyskretne rozmowy z nim w tej sprawie mogą trwać. Myślę jednak, że może wysunąć tak duże żądania, że będą uderzały w interes państwa polskiego albo wymuszały jakieś działania Polski w UE. Jest też inna opcja. Można skorzystać z pośredników w postaci byłych wpływowych polityków europejskich albo poprosić o pomoc świat arabski, bo w jednym z tych państw Łukaszenko przechowuje swoje pieniądze – twierdzi Łatuszka.
W marcu ubiegłego roku dyktator podczas jednego z wystąpień zaproponował „wymianę” Poczobuta na Łatuszkę i innych przebywających w Polsce białoruskich opozycjonistów. – Do wieczora załatwimy sprawę – ironizował. Łatuszka w odpowiedzi zadeklarował, że wróci na Białoruś, ale pod warunkiem, że dyktator uwolni wszystkich więźniów politycznych. W Mińsku nikt tego nie skomentował.
– Łukaszenko proponuje więźniom politycznym zwrócenie się do niego z prośbą o ułaskawienie. Ale wygląda na to, że Andrzej Poczobut nie chce pisać do Łukaszenki, uznawać go za prezydenta i przyznawać się do czynów, których nie popełniał. W ten sposób sygnalizuje również nam, że przebywając tam, ofiaruje się dla większej sprawy. Pokazuje, że problem jest szerszy, że w łagrze siedzi nie tylko on, ale cały naród Białorusi. Poczobut już jest bohaterem dla Polaków i Białorusinów – mówi Łatuszka.
Andrzej Poczobut i Andżelika Borys podtrzymują na duchu. „Nadzieja na przetrwanie polskości”
Zakazany przez Łukaszenkę Związek Polaków na Białorusi przeniósł swoją działalność do podziemia. Każdy, kto publicznie przyzna się do członkostwa w tej organizacji, w świetle prawa może trafić za kraty. Wielu naszych rozmówców po tamtej stronie żelaznej kurtyny przyznaje, że zarówno Andrzej Poczobut, jak i Andżelika Borys swoją postawą podtrzymują ich na duchu. Bo działalność polskiej mniejszości nie ustaje. Sprzątane są groby polskich żołnierzy, obchodzi się święta narodowe, uczy młodzież języka ojczystego. Tylko nie robi się tego publicznie.
– To, że Andżelika i Andrzej pozostają na terenie Białorusi, daje ludziom nadzieję na przetrwanie naszej organizacji, przetrwanie polskości w tych bardzo ciężkich warunkach. Także postawa Andrzeja w więzieniu ma dla nas bardzo duże znaczenie. Jeżeli on, będąc za kratami, miał tyle odwagi, to my też nie mieliśmy prawa się poddawać. Aczkolwiek przyjmiemy każdą jego decyzję, bo zależy nam przede wszystkim na tym, by jak najszybciej został uwolniony. Musimy ratować Andrzeja, chodzi o życie człowieka – mówi „Plusowi Minusowi” Marek Zaniewski, przebywający w Polsce wiceprezes Związku Polaków na Białorusi. – Najważniejszym osiągnięciem jest to, że w 2024 r. polskość na Białorusi wciąż trwa – dodaje.