Ks. Aleksander Czokow: Jeszcze nie możemy wybaczyć Rosjanom

My, Ukraińcy, definitywnie opuszczamy dzisiaj postsowiecką strefę. Rezygnujemy z sowieckiego modelu życia i nie chcemy powrotu tyranii. Płacimy za to krwią. Idziemy swoją drogą krzyżową, jak niegdyś Chrystus - mówi Aleksander Czokow, ukraiński kapelan wojskowy.

Publikacja: 07.04.2023 10:00

Czy Ukraińcy wybaczą Rosjanom tę wojnę? – Myślę, że tę kwestię pozostawimy następnym pokoleniom. Ros

Czy Ukraińcy wybaczą Rosjanom tę wojnę? – Myślę, że tę kwestię pozostawimy następnym pokoleniom. Rosjanie przelali zbyt dużo naszej krwi. Dzisiaj nie możemy im wybaczyć – mówi Aleksander Czokow. Na zdjęciu święcenie pokarmów przed cerkwią św. Andrzeja Apostoła w Buczy, po jej wyzwoleniu; 24 kwietnia 2022 r.

Foto: Hennadii Minchenko/Ukrinform/NurPhoto/Getty Images

Plus Minus: Rozmawiamy w czasie, gdy chrześcijanie na całym świecie przygotowują się do Wielkanocy. Czy Ukraińcy, w warunkach trwającej już od ponad roku wojny, czują nadchodzące święta?

Trudno mówić o nastroju świątecznym, gdy nieustannie zrzucają na nas bomby. Dzisiaj spadły również w Odessie. Wojna idzie pełną parą. Będziemy obchodzili Wielkanoc, jak i cały świat chrześcijański. Kapelani wojskowi w armii również do tego się przygotowują, na ile sytuacja pozwala. Adaptują się do panujących na wojnie warunków. Pod blindażami (osłony nad okopami – red.) przeprowadzane są wspólne modlitwy.

Każdy żołnierz wierzy w Boga i zdaje sobie sprawę z tego, czym jest Wielkanoc. Ale na wojnie nie zawsze jest możliwość obchodzenia religijnych świąt. Dopiero co wróciłem z frontu, zawiozłem tam generatory prądu i samochód terenowy. Toczy się tam zupełnie inne życie, ludzie walczą i ciągle znajdują się w stanie gotowości bojowej. Trudno będzie w takich warunkach odprawić mszę i wygłosić kazanie. Mimo to kapelani starają się to robić, by nasze serca nie stwardniały tak jak serca Rosjan. Chcemy pozostać ludźmi mimo zła, śmierci i nienawiści, z którymi na co dzień obcujemy. W okresie wielkanocnym będziemy opowiadać chłopakom o Baranku Bożym, śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa. W ten sposób Bóg dotyka człowieka.

Na wojnie jest miejsce dla Boga?

Oczywiście, że jest. Ostatnio, gdy jeździłem na front, przeprowadziliśmy wspólną modlitwę wraz z dwoma moimi przyjaciółmi kapelanami, duchownymi prawosławnymi. Podzieliliśmy się z chłopakami słowem Bożym i wszyscy się przytuliliśmy. W takich momentach czuje się naszą jedność. Żołnierze tego również potrzebują. Konfesja na wojnie nie ma znaczenia, przecież wszystkim nam chodzi o miłość i dobro. I nieważne, czy ktoś jest ewangelikiem, prawosławnym czy katolikiem. Czasem wdajemy się ze sobą w dyskusje, żołnierze zasypują kapelanów pytaniami, szukamy odpowiedzi. Na święta prawosławne zapraszam znajomego prawosławnego duchownego, który przychodzi i odprawia mszę. Jestem ewangelikiem i nasze obrzędy się różnią. Dlatego też czasem jestem zapraszany do innych miejsc przez prawosławnych kapelanów. Mamy jednego Boga.

Czytaj więcej

Kto chce powrotu ZSRR?

A czy wśród kapelanów towarzyszących żołnierzom ukraińskiej armii są też duchowni Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego? Jeszcze kilka lat temu ta podporządkowana patriarsze moskiewskiemu Cerkiew dominowała nad Dnieprem i miała najwięcej parafii.

Nigdy ich tam nie spotkałem. Myślę, że nie są wpuszczani, bo nie ma do nich zaufania. Każdy już wie, że są związani z rosyjską Federalną Służbą Bezpieczeństwa. Kojarzą się z Rosją. Nie chcą przekształcać się w Kościół ukraiński, wolą pozostać Kościołem moskiewskim. Wojna trwa również na froncie religijnym. Kreml próbuje wpływać na Ukraińców poprzez związaną z Moskwą konfesję. W Rosji nie ma niezależnych od władz duchownych. Ci, którzy chcieli zachować uczciwość, albo musieli opuścić kraj, albo trafili za kraty, albo zginęli. Taka jest polityka Władimira Putina.

Powiedział ksiądz o tym, że „każdy żołnierz wierzy w Boga”. Nie ma na wojnie ludzi niewierzących?

Proszę mi uwierzyć, na wojnie nawet osoba niewierząca uwierzy w Boga. To jak w spadającym samolocie. Gdy kapitan ogłasza, że samolot spada, każdy zaczyna się modlić. W takich chwilach człowiek zaczyna zwracać się do Boga, słońca albo gwiazd. Nieważne do czego, ale uwierzy w siłę wyższą. Przypomnijmy sobie czasy II wojny światowej. Część żołnierzy radzieckich, ruszając do walki, krzyczała „za Stalina”, ale byli też tacy, którzy mówili „z Bogiem”. Na wojnie nie spotkałem niewierzących. Każdy w coś wierzy.

Kiedyś spotkałem w armii żołnierza, który przekonywał, że jest ateistą. Nie zdawał sobie sprawy z tego, czym tak naprawdę jest ateizm. Bo to też wiara, wiara w to, że Boga nie ma. Wystarczyło mi dziesięć minut, by przekonać go, że jest w błędzie. Wiara w Boga jest w każdym człowieku, ale nie każdy to dostrzega.

W jaki sposób tak szybko przekonał ksiądz tego żołnierza?

Każdy człowiek w swoim życiu chociaż raz doświadczył sytuacji, które świadczą o tym, że Bóg istnieje. Jestem przekonany, że pan też miał taką okazję. Wystarczy przewinąć szybko i spojrzeć na taśmę swojego dotychczasowego życia. Jak często człowiek mówi o tym, że miał szczęście albo że cudem uszedł z życiem? To Bóg osłania nasze życie.

Żołnierza, który podawał się za ateistę, zmusiłem do wspólnego myślenia i rozważania. Uważał, że świat istnieje od Wielkiego Wybuchu. Z czym Ukraińcom kojarzą się wybuchy? Codziennie mamy wybuchy, przynoszą zniszczenia, niczego nie tworząc. Jak więc wybuch mógł stworzyć człowieka? Nie mogę powiedzieć, że mój rozmówca od razu uwierzył w Boga, ale proces ruszył z miejsca. Po to jest kapelan w wojsku, by człowiek zastanawiał się nad swoim życiem i dokonywał właściwych wyborów. Jakiego wyboru dokona, zależy jednak tylko od niego.

Żołnierze często nie mają wyboru. Muszą zabijać, by przeżyć. Czy wojna nie jest czymś niechrześcijańskim?

Gdyby tak było, to nie byłoby mnie w armii. Ale nie powiem też, że wojna jest zjawiskiem chrześcijańskim. To Rosja prowadzi antychrześcijańską wojnę. My, Ukraińcy, prowadzimy sprawiedliwą wojnę, bo bronimy naszej ziemi, historii, wiary, kultury, wolności i suwerenności. Często słyszymy ludzi, którzy twierdzą, że wojna jest antychrześcijańska i odwołują się do przykazania „nie zabijaj” albo fragmentu biblijnego o „miłowaniu nieprzyjaciół”. Niektórzy sceptycy idą dalej i nawołują, by nie zabijać, i namawiają do złożenia broni. W ten sposób Rosja również manipuluje świadomością naszych ludzi, byśmy nie stawiali oporu.

Ale piąte przykazanie brzmi jednoznacznie: nie zabijaj.

Dekalog, jaki znamy, dotarł do nas po wielu tłumaczeniach. W czasach Mojżesza to brzmiało nieco inaczej i chodziło o to, by nie wyrządzić zła bliźniemu bez powodu. Ówcześni Żydzi, broniąc swojego domu czy rodziny, mogli dopuścić się zabójstwa. W takiej sytuacji nie uważano tego za grzech. Bo odpowiadali w sposób adekwatny do sytuacji. Obowiązywała też kara śmierci poprzez ukamienowanie dla ludzi, którzy np. zabili kogoś podczas kradzieży. Czy powinniśmy miłować naszych nieprzyjaciół? Tak, jeżeli nasz wróg trafia do niewoli, powinniśmy go nakarmić i stworzyć mu normalne warunki bytu. Ukraina tak właśnie robi. Luksusu nie będzie, ale nakarmią, udostępnią wodę, ubiorą. Niedawno widziałem reportaż, w którym pokazywali, jak ukraińscy żołnierze złapali rosyjskiego żołnierza. Okazało się, że miał zaledwie 19 lat. Powiedziano mu: jesteś szczęściarzem, bo wrócisz do domu. Pewnie nie od razu, najpierw trafi do więzienia, ale przeżyje i po jakimś czasie ma szansę na powrót. Nikt nie będzie się tu znęcał nad jeńcami. Inaczej jest w Rosji. Byłem jeńcem wojennym i doświadczyłem czegoś zupełnie innego. Tam biją, gwałcą i zabijają. Dlaczego tak robią? Czy w sytuacji, gdy stoi przed nimi bezbronny jeniec, nie powinni „miłować nieprzyjaciół”? Tym się właśnie różnimy.

Jezus też mówi o „niestawianiu oporu złemu” i o tym, że „jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi”. Da się tego przestrzegać w czasie konfliktu zbrojnego?

Wszystko zależy od tego, jak to interpretujemy. Trzeba też umieć czytać Biblię. Można interpretować to dosłownie. Czyli jeżeli wróg przyjdzie do domu i gwałci czyjąś żonę, to mąż powinien przyprowadzić do niego jeszcze swoją córkę? Niech córkę też zgwałci? A przecież Biblia mówi też o tym, że ci „którzy za miecz chwytają, od miecza giną”. I możemy znaleźć tam wiele innych fragmentów, w których mówi się o odwadze i sile człowieka. Jeżeli zaś ktoś mnie obraża słownie, nie zwracam na to uwagi, nie odpowiadam temu człowiekowi tym samym. Nie będę wdawał się w słowną przepychankę i prowokował konfliktu. Idę dalej i właśnie w ten sposób nastawiam drugi policzek. Ale jeżeli zacznie mnie bić, będę się bronił.

Jak bronić siebie, swojej rodziny i ojczyzny, by samemu nie zostać zabójcą?

Trzeba się bronić i walczyć. Ale tak, by w sercu zachować szacunek do innego człowieka, nie zniszczyć w sobie kultury i świata wewnętrznego, które miało się przed wojną. To trudne pytanie. Bo na wojnie wiele zależy od sytuacji, ona rządzi się własnymi zasadami.

Czytaj więcej

Swiatłana Cichanauska: Polska nie może spać spokojnie

Z czym do księdza przychodzą żołnierze? Jak mocno przeżywają wojenną rzeczywistość?

Żołnierze przepuszczają tę wojnę przez siebie. Nikt na to, co się dzieje, nie był przygotowany. Każdy zdaje sobie sprawę z tego, że wojna to zło. Nasi żołnierze rozumieją, że po drugiej stronie frontu też są ludzie, którzy mają rodziny, krewnych. Są naszymi przeciwnikami, przyszli na naszą ziemię, ale zabijając ich, widzimy też ból, z którym będą musiały zmierzyć się ich rodziny. Niedawno świat obiegło nagranie, na którym widać, jak Rosjanie rozstrzeliwują bezbronnego ukraińskiego żołnierza. Zdążył jedynie wykrzyknąć „sława Ukrainie”. To była pokazowa egzekucja. Palił papierosa i myślę, że był świadom tego, że to ostatni papieros w jego życiu. Po co Rosjanie to robią? Bo chcą nas zastraszyć, ale nie tylko. Chcą sprowokować naszą agresję, byśmy pozwolili złu zapanować nad nami. Chcą, byśmy byli tacy sami jak oni. W ten sposób pokazują nam swoją prawdziwą twarz. A nasz żołnierz, którego zamordowali, nie histeryzował i nawet ich nie wyklinał. Pokazał, że kocha swoją ziemię i przywitał śmierć z podniesionym czołem.

Ukraińcy będą w stanie kiedykolwiek wybaczyć Rosjanom tę wojnę?

Bóg mówi o miłości i wybaczeniu, tego nas uczy. Ale myślę, że w naszym przypadku tę kwestię pozostawimy następnym pokoleniom. Może wnukowie naszych wnuków spojrzą na to inaczej. Na razie nie ma sensu o tym rozmawiać, bo Rosjanie przelali zbyt dużo naszej krwi. Dzisiaj nie możemy im wybaczyć. Nawet ja, kapelan i pastor, nie jestem w stanie im wybaczyć. Ale pozostajemy ludźmi i jeżeli Rosjanin trafi do naszej niewoli, to potraktujemy go po ludzku.

Miał ksiądz okazję rozmawiać z rosyjskimi jeńcami wojennymi? Czy wiedzą, o co walczą na ukraińskiej ziemi?

Widziałem rosyjskich jeńców, ale nigdy nie miałem okazji z nimi rozmawiać i pytać o ich motywację.

Odwiedza ksiądz strefy przyfrontowe, gdzie sytuacja jest najtrudniejsza. Jaka tam dzisiaj panuje atmosfera?

Trwają tam bardzo ciężkie walki. Mam wrażenie, że Rosjanie monotonnie niszczą nasze wioski i miasta, burzą pociskami i rakietami kolejne domy. To ich metoda prowadzenia wojny. Metr po metrze wypalają ziemię ukraińską. Widziałem takie miejscowości, których raczej nikt już nigdy nie odbuduje. Bo łatwiej byłoby gdzieś obok zbudować nowe miasto od zera.

Wiele razy byłem w Wuhłedarze (obwód doniecki – red.), niegdyś to było miasteczko górników, wydobywano tam węgiel. Dziewięciopiętrowe domy, uliczki, serwery. Toczyło się życie. Dzisiaj już tam nie ma ludzi, a większość budynków zburzyły rosyjskie rakiety. To jest miasto widmo. Co prawda są tam jeszcze nieliczni emeryci, ale to przeważnie osoby, które świadomie chcą tam spędzić resztę życia. Wielokrotnie byłem w Marjince (również w obwodzie donieckim – red.), tej miejscowości już nie ma. Tam było wiele domów prywatnych i nawet kilkupiętrowych bloków. Były duże ulice. Dzisiaj pozostały tylko ruiny. Zostało doszczętnie zniszczone. Nikt już tego nie odbuduje. Mam wrażenie, że Rosjanie celowo niszczą wszystko po to, by nigdy tam nie powrócili ludzie.

Czy trwająca od ponad roku wojna zbliżyła Ukraińców z Bogiem, czy jednak bardziej oddaliła od wiary?

Myślę, że zbliżyła i nawet mocno. Każdy pewnie przeżył swoje prywatne spotkanie z Bogiem w czasie tej wojny. Byłem na wielu pogrzebach, chowałem też naszych żołnierzy. To boli. Zwłaszcza gdy patrzysz na matkę chowającą swojego syna. Można pomyśleć: jak coś tak okropnego może zbliżyć z Bogiem? A to skomplikowany proces. Wszystko jednak zależy od tego, w co człowiek wierzy i jak buduje swoje życie. Jeżeli wierzy w życie wieczne i zginął godną śmiercią, broniąc bliźniego, to niegdyś w niebie spotka swoich bliskich. Mamę, braci i siostry. A tym, którzy pozostają na ziemi, wiara pozwoli zrobić krok dalej, zwalczyć ten ból i sobie z nim poradzić. Nie od razu, ale po jakimś czasie. Ważne jest w takich momentach, by odwiedzać świątynie, modlić się za dusze swoich poległych krewnych.

Tylko słyszałem o przypadkach osób, które tuż przed śmiercią odmawiały przyjęcia Boga, nie okazywały skruchy. Ważne, by zdążyć przed śmiercią poprosić Boga o litość i wybaczenie, nawet jeżeli ktoś nie umie się modlić i nigdy tego nie robił. Dzięki Bogu sam jeszcze nie doświadczyłem na tej wojnie kontaktu z umierającym żołnierzem.

Z czym do księdza przychodzą żołnierze, którzy doskonale wiedzą, że każdy dzień na wojnie może być ich ostatnim?

Modlę się za żołnierzy przed każdą bitwą. W takich ważnych momentach kapelani proszą Boga o to, by zachował żołnierzom życie, by pozwolił im powrócić do domu. Miałem kiedyś taką sytuację: spotkałem na wojnie grupę chłopaków, którzy już wyruszali z jakimś ważnym zadaniem. Nie wiedziałem, dokąd idą, bo kapelanowi wszystkiego się nie mówi, a on nie chce o wszystkim wiedzieć. Ale przeczuwałem, że czeka ich coś bardzo ważnego i niebezpiecznego. Zatrzymałem tych żołnierzy na chwilę, by się za nich pomodlić. Przytuliłem ich i namaściłem olejem. Po jakimś czasie spotkałem jednego z nich, to był dowódca tamtej grupy obsługującej moździerze. Opowiedział, że podczas akcji zostali zauważeni i ostrzelani przez wroga. Spadło na nich tak dużo bomb, że nawet głowy nie mogli podnieść. Cała grupa leżała na ziemi, a wokół wszystko się trzęsło i wybuchało. Nad głowami latały odłamki pocisków. Ich samochód został trafiony i przypominał sito. Gdy ostrzał się skończył, okazało się, że nikt z nich nie zginął. Udało im się też sprytnie ewakuować. Wówczas uznali, że doświadczyli cudu. I byli przekonani, że przeżyli tylko dzięki temu, że po drodze spotkali kapelana. Dzisiaj uważają, że był to znak Boży.

Czytaj więcej

Ołeksij Arestowycz: Wojnę informacyjną Rosjanie już przegrali

A czy to nie jest tak, że w trakcie tej wojny Ukraina przeżywa rodzaj zmartwychwstania, oczyszczenia, uwalnia się np. od korupcji czy obcych wpływów?

Myślę, że tak. Ukraina dzisiaj płaci swoją cenę. Chrystus ofiarował się za to, by ludzie mieli wiarę, nadzieję i przyszłość. Wielu z rozwijających się obecnie państw, takich jak np. Stany Zjednoczone, Francja czy Włochy, niegdyś zapłaciło swoją cenę, by mieć to, co mają. Część z tych krajów musiała z bronią w rękach walczyć o wolność, by móc później zbudować własne państwo. Nie mówię, że w tych krajach nie ma korupcji i wszystko jest idealne, ale same decydują o swoim losie. Mamy bliższe przykłady. Sąsiednia Polska stworzyła przez lata swoim obywatelom takie warunki, by ludzie mogli tam naprawdę żyć, a nie jedynie jakoś egzystować. Ale Polacy niegdyś zapłacili za to wysoką cenę. Dzisiaj to robimy my, Ukraińcy, definitywnie opuszczając postsowiecką strefę. Rezygnujemy z sowieckiego modelu życia i nie chcemy powrotu tyranii. Płacimy za to krwią. Idziemy swoją drogą krzyżową, jak niegdyś Chrystus, który zrobił to dla ludzkości.

Wierzy ksiądz w szybkie zakończenie tej wojny?

Nasza wojna nie trwa rok i nie trwa nawet od okupacji Krymu w 2014 roku. Nasza wojna trwa od 400 lat. Mordowali nas jeszcze za czasów cara. Niszczyli wszystko, co było ukraińskie, zabraniali praktykować naszą wiarę. Pozwolili modlić się tylko w ich cerkwiach, ręcznie sterowanych przez Moskwę.

Czasem mam wrażenie, że naszym wrogiem nie jest człowiek, tylko diabeł. Wierzę jednak, że ta wojna się skończy. Wszystko kiedyś dobiega końca.

Aleksander Czokow

Duchowny Chrześcijańskiego Kościoła Reformowanego w Odessie, kapelan ukraińskich sił zbrojnych.

Aleksander Czokow podczas wizyty w Polsce, w grudniu 2022 r., opowiadał, w jak straszny sposób Rosja

Aleksander Czokow podczas wizyty w Polsce, w grudniu 2022 r., opowiadał, w jak straszny sposób Rosjanie traktowali jego i innych Ukraińców pojmanych podczas inwazji

mat. pras.

Plus Minus: Rozmawiamy w czasie, gdy chrześcijanie na całym świecie przygotowują się do Wielkanocy. Czy Ukraińcy, w warunkach trwającej już od ponad roku wojny, czują nadchodzące święta?

Trudno mówić o nastroju świątecznym, gdy nieustannie zrzucają na nas bomby. Dzisiaj spadły również w Odessie. Wojna idzie pełną parą. Będziemy obchodzili Wielkanoc, jak i cały świat chrześcijański. Kapelani wojskowi w armii również do tego się przygotowują, na ile sytuacja pozwala. Adaptują się do panujących na wojnie warunków. Pod blindażami (osłony nad okopami – red.) przeprowadzane są wspólne modlitwy.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku
Plus Minus
„Pić czy nie pić? Co nauka mówi o wpływie alkoholu na zdrowie”: 73 dni z alkoholem