Bez wątpienia. Putina zdradzi też jego otoczenie. Jak tylko poczują, że się pali, to zachowają się tak jak po śmierci Stalina. Umyją ręce i powiedzą, że nie mieli z tym nic wspólnego. Powiedzą, że o niczym nie wiedzieli i że ich rodziny były zakładnikami reżimu. W rosyjskiej historii dochodziło do tego wiele razy. Jeżeli chodzi o Łukaszenkę, to Kijów jeszcze ma kanały komunikacji z Mińskiem. Ale Łukaszenko aktywnie też prowadzi separatystyczne rozmowy z Zachodem. Putin o tym wie, jest wściekły i dlatego chce, by pobrudził sobie ręce krwią. Łukaszenko się wykręca. Zgadza się, powtarza rosyjską retorykę, ale się wykręca.
Jak dużo jest na Zachodzie zwolenników jak najszybszego zawarcia pokoju pomiędzy Rosją a Ukrainą, nawet kosztem okupowanych terytoriów?
Niedużo, jest polityczny konsensus w tej sprawie. Ale osobne siły biznesowe lobbują za odbudową normalnych stosunków z Rosją. Bo chodzi o pieniądze. Próbują omijać sankcje. Ostatnio odłożono na bok plan wykluczenia Rosji z rynku ubezpieczeń morskich, co daje Moskwie 30–40 mln dolarów dziennie. Wydadzą je na wojnę. Są korporacje, które od setek lat zarabiają na ubezpieczeniach morskich, i nie chcą tracić tej części biznesu. A my tymczasem tracimy ludzi. Nie jest łatwo.
Przecież Rosja płaci gigantyczne odszkodowania rodzinom poległych nad Dnieprem żołnierzy, a ochotnikom za miesiąc wojny oferują wynagrodzenie o równowartości od 4–6 tys. dolarów miesięcznie. Skąd ma na to pieniądze?
Płacą, ale nie każdy dostanie odszkodowanie, bo trzeba udowodnić śmierć, a wielu tych żołnierzy leży na naszych polach. Skąd pieniądze na wojnę? Z ropy, którą kupują Chiny, Indie, ale też Europa.
Jakie Zachód popełnił błędy, gdy Rosja zaatakowała Ukrainę?
Fundamentalnym błędem była zła ocena zdolności bojowych rosyjskiej armii i zdolności obronnych ukraińskiej. Spodziewali się, że po trzech dniach inwazji po nas nic nie pozostanie i że cała wojna zakończy się po dwóch tygodniach. Nie dali nam broni, mimo że prosiliśmy o to. A gdyby dali broń wcześniej, możliwe, że nie doszłoby do masakry w Buczy i innych miastach. Powstrzymalibyśmy Rosjan znacznie wcześniej. Dopiero gdy odparliśmy atak pod Kijowem, Zachód zaczął z nami rozmawiać o dostawach poważnej broni. Ale zanim zapadły konkretne decyzje i zanim zaczęto przekazywać tę broń, straciliśmy czas od połowy kwietnia do początku czerwca. Gdy nie mieliśmy już własnych pocisków, Rosjanie nas bezkarnie rozstrzeliwali przez niemal dwa miesiące. A Zachód nic nie mógł przekazać, bo nie był jeszcze gotowy. Nawet dzisiaj niby dają broń, zwiększają dostawy, ale to trwa bardzo powoli i w mniejszych ilościach, niż potrzebujemy. To drogo nas kosztuje, płacimy za to krwią. To jeden wielki błąd Zachodu. Zachodni politycy próbowali rozmawiać z Putinem, udobruchać go. Przecież jest terrorystą. Morduje niewinnych ludzi. Osamę bin Ladena amerykańska piechota morska zabiła, a z Putinem Zachód próbuje się dogadywać. Takie same błędy popełniano w stosunku do Hitlera, Stalina, a później Husajna i Kadafiego. Tak samo zachowywano się w stosunku do ZSRR, dopóki nie pojawił się Reagan i nie stwierdził, że trzeba skończyć z imperium zła. Spójrzmy chociażby na Serbię. Z naszych informacji wynika, że rosyjskie służby prowokują tam konflikt, Moskwa przerzuciła tam ludzi i chce wywołać wojnę w centrum Europy. A przecież wcześniej chcieli dokonać przewrotu i wysadzić parlament w Czarnogórze przed dołączeniem kraju do NATO. Europa nie uczy się na błędach. Jedynie Polacy i narody państw bałtyckich doskonale rozumieją, z czym mają do czynienia. Dlaczego Polska zwiększa swoją armię? Bo zdaje sobie sprawę z tego, że jeszcze w 180. dniu ewentualnego konfliktu z Rosją europejscy partnerzy wciąż prowadziliby konsultacje. A Polska przeżyła w przeszłości rozbiory i miała do czynienia z Rosją. Dlatego stawiamy na sojusz w ramach Europy Wschodniej z Polską i państwami bałtyckimi.
Rosja pilnie potrzebuje konfliktu w innej części Europy lub świata?
Tak, i liczy na to, że to odwróci uwagę świata od Ukrainy. Poza tym uważa, że w takiej sytuacji zmniejszyłaby się pomoc dla Kijowa, bo broń i sprzęt musiałaby iść też gdzieś indziej. Gdyby udało się podpalić Bałkany, to byłby koszmar dla Europejczyków. Putin nie ma drogi ucieczki, pozostała tylko droga eskalacji i musi wciągać w to bagno inne terytoria i inne kraje. Sam już nie poradzi. Dlatego konflikt na Tajwanie czy w Serbii byłby mu na rękę.
Jak widzi pan przyszłość Rosji?
Jak już mówiłem, Putin skończy jak Stalin, zrzucą na niego wszystkie grzechy. Rosjanie zaproponują światu pokój i poproszą o zniesienie sankcji. Zacznie się jakaś odwilż i demokratyzacja, może pojawi się prawdziwy parlament. Spróbują upozorować demokrację, ale fundamentalnie Rosja się nie zmieni. Liberałowie na Kremlu rozstrzeliwali Czeczenię, później robił to Putin nie tylko w Czeczenii, ale też w Syrii i Ukrainie. Żadnej różnicy. Kolektywny Putin pozostanie. To będzie ciężka wojna, pokoju nie będzie.
Chodzi panu o to, że w głowach Rosjan pozostało myślenie imperialne?
Rosja jest zorganizowana jako imperium, taką ma formę istnienia i będzie realizowała swoje imperialne cele. Główną przeszkodą jest Ukraina. Zawsze mówiłem, że ta wojna rozpoczęłaby się niezależne od tego, kto stałby na czele Rosji i Ukrainy. Przez trzy dekady naszej niepodległości trwała dyplomatyczna, polityczna i gospodarcza wojna.
Nie można było uniknąć starcia militarnego?
Nie było żadnych szans. Decyzja na Kremlu zapadła już bardzo, bardzo dawno temu. W lipcu 2005 roku przeprowadzono analizę wydarzeń na Majdanie, już po „rewolucji pomarańczowej”. Uznano, że to, co się stało, stanowi poważne zagrożenie dla państwowości rosyjskiej.
Jaka więc jest recepta na przyszłość dla naszego regionu?
Musimy stworzyć potęgę na wzór Izraela we wschodniej Europie. Polacy, Ukraińcy i państwa bałtyckie muszą się zjednoczyć. Powinniśmy uzgadniać naszą politykę, bo samodzielnie nie mamy szans na przetrwanie. Musimy do tego wciągnąć Białoruś, wyrwać ją z rosyjskiej strefy wpływów.
Często pan występuje w rosyjskich niezależnych mediach, prowadzi pan na YouTubie rozmowy z Rosjanami sprzeciwiającymi się Putinowi. Dociera ten przekaz do tamtejszego społeczeństwa?
Nie wszyscy Rosjanie popierają politykę Putina. Są zmuszeni do milczenia. Jeżeli ktoś sprzeciwia się tak zwanej operacji specjalnej, może trafić na siedem lub osiem lat za kraty. Wyroki już zapadały. Ale też pamiętamy, że po wybuchu wojny w 32 rosyjskich miastach doszło do demonstracji. Razem wyszło na ulice ponad 130 tys. ludzi. A szacuje się, że w protestach uczestniczy zaledwie 1 proc. przeciwników Putina. Musimy do nich się zwracać i współpracować z nimi. To nasi sąsiedzi, morza pomiędzy nami nie wykopiemy.
Niektórzy eksperci uważają, że Rosja w obecnym kształcie nie przetrwa upadku rządów Putina i może rozpaść się na kawałki. Czy to jest realne?
Zburzyć Rosję może tylko sama Rosja. Tak jak Związek Radziecki mógł zniszczyć tylko Związek Radziecki. Gdyby do tego doszło, wszystko radykalnie by się zmieniło. Musielibyśmy, nasza część Europy, administrować wówczas europejską częścią Rosji. Otwierałoby się duże okno możliwości.
A jak widzi pan los swojego kraju, Ukrainy?
Zależy, jak zakończy się wojna, a tego nie wiemy.
Gdyby zakończyła się zwycięstwem?
Musielibyśmy jeszcze przetrawić to zwycięstwo. Mielibyśmy po nim ogromny przypływ emocji, adrenaliny, pewności siebie i ponadmilionową armię, która pokonała strasznego wroga.
Słyszałem opinie, że prezydent Zełenski, mając po zwycięstwie duży kredyt zaufania i popularność, mógłby mieć autorytarne zapędy.
Nie jest autorytarną osobą, nie zostanie Putinem. Może powalczy o drugą kadencję, to jego decyzja. Jeśli wygra wybory, będzie kontynuował reformy. A jeśli przegra, pozostanie ukraińskim Churchillem. Niezależnie od tego, kto będzie kierował państwem, polityka Kijowa już się nie zmieni. Już wiemy, z kim sąsiadujemy i dokąd zmierzamy.
Według sondaży największą sympatią Ukraińców cieszy się Wołodymyr Zełenski. Na drugim miejscu jest pan. Co pan zrobi z tą popularnością?
Jestem członkiem ekipy Zełenskiego i nie będę mu wkładał kija w szprychy, jeżeli będzie walczył o drugą kadencję. Moja popularność to popularność Zełenskiego. Co będę robił za pięć czy dziesięć lat? Tego nie wiem. Po drodze będziemy świadkami wielu wydarzeń.
Ołeksij Arestowycz (ur. 1975)
Jeden z czołowych doradców w biurze prezydenta Ukrainy. W przeszłości bloger, filozof, psycholog i aktor. Jest też oficerem ukraińskiego wywiadu wojskowego w stanie spoczynku.