Spór o Biełsat – czy rząd macha ręką na to, co się dzieje na Białorusi?

Ważą się losy Biełsatu. Obrońcy stacji, którą nowe polskie władze chciałyby odchudzić i wtopić w większą telewizyjną strukturę, ostrzegają, że Białorusini stracą najważniejsze niezależne źródło informacji, a Polska – narzędzie miękkiego oddziaływania na Wschodzie. W MSZ i TVP tłumaczą, że zmiany są konieczne, ale słychać o możliwym kompromisie.

Publikacja: 09.08.2024 10:00

Czy Biełsat (na zdjęciu studio tej stacji) będzie dzielił się czasem antenowym z innymi redakcjami:

Czy Biełsat (na zdjęciu studio tej stacji) będzie dzielił się czasem antenowym z innymi redakcjami: rosyjską i ukraińską? W zamyśle TVP chodzi m.in. o to, by Ukraińcom tłumaczyć „polski punkt widzenia”, a w przekazie do Rosjan „walczyć z propagandą Kremla”

Foto: BELSAT

W momencie pisania tego artykułu przestała działać belsat.eu – strona internetowa nadającej od 2007 r. z Polski jedynej niezależnej białoruskiej telewizji Biełsat TV, zakazanej przez reżimy Władimira Putina i Aleksandra Łukaszenki. Nie otwierała się też działająca przy stacji witryna popularnego za wschodnią granicą rosyjskojęzycznego programu Vot-tak.tv. Biała plama na ekranie nie była spowodowana działaniami hakerów ze Wschodu. To wir turbulencji politycznych w Polsce wciągnął stację po jesiennych wyborach parlamentarnych. Kilkusetosobowa załoga Biełsatu, której lwią część stanowią białoruscy dziennikarze (uznawani w ojczyźnie za ekstremistów i terrorystów), nie wie, czy i w jakiej formie stacja przetrwa.

„Ciąg dalszy pogrzebu obrzydliwej propagandy – polskiego ekstremistycznego kanału Biełsat” – komentowały problemy stacji media Aleksandra Łukaszenki.

Czytaj więcej

Alfred Koch: Nikt nigdy nie myślał na poważnie o Rosji jako części Europy

Domeny Biełsatu nie działają i wciąż nie wiadomo, kto jest za to odpowiedzialny

W Biełsacie zapanował chaos, nad którym zapanować będą musieli prawnicy i informatycy. Telewizja Polska S.A. w likwidacji wstrzymanie pracy portali tłumaczyła tym, że domeny belsat.eu, belsat.info, belsat.tv oraz vot-tak.tv nigdy nie zostały zarejestrowane na nią. „Decyzja o zarejestrowaniu powyżej opisanych domen na inne podmioty niż TVP S.A. została podjęta przez poprzednie kierownictwo Telewizji Biełsat” – czytamy w opublikowanym oświadczeniu, z którego wynika, że za dostęp do stron odpowiadają wyłącznie „właściciele domen”.

Właścicielem domen (belsat.eu i vot–tak.tv) jest Fundacja Strefa Solidarności, na której czele stoją związany od lat z Biełsatem Mateusz Adamski (były szef Instytutu Polskiego w Mińsku), współzałożycielka i wieloletnia dyrektorka stacji Agnieszka Romaszewska-Guzy (w marcu zwolniona dyscyplinarnie z TVP) oraz Aleksy Dzikawicki, który obecnie pełni obowiązki dyrektora stacji. Fundację założono w 2017 r. i jak tłumaczy jej szefostwo, miała pozyskiwać granty i zagranicznych darczyńców, którzy z różnych powodów nie mogli bezpośrednio wspierać stacji należącej do Telewizji Polskiej. Niektóre zachodnie instytucje wspierają bowiem białoruskie niezależne media, ale nie media będące częścią mediów państwowych działających w państwach UE.

Fundacja Strefa Solidarności twierdzi, że zaproponowała TVP porozumienia w sprawie bezpłatnego przekazania należących do niej domen. Zaprzecza zaś, by miała cokolwiek wspólnego z wyłączeniem stron. Odsyła do firmy, która tworzyła systemy i prowadziła techniczne wsparcie należących do Biełsatu witryn. Devkom – bo o tę firmę chodzi – odsyła z kolei z powrotem do Telewizji Polskiej. „TVP od 3 miesięcy nie płaci za usługi realizowane przez moją Firmę, dodatkowo złożyła zawiadomienie do Prokuratury sugerując, że rzekomo usługi były fikcyjne. Dziwnym trafem teraz sugeruje się, że moje usługi jednak mają wpływ na rzeczywistość, ale to na marginesie” – napisał na swoim profilu na Facebooku właściciel Devkomu Szymon Puacz. Twierdzi, że od maja bezskutecznie prowadzi rozmowy z TVP na temat przekazania stworzonych przez jego firmę systemów (obsługa stron, aplikacji itd.) Biełsatowi.

Kluczem do zrozumienia sytuacji jest to, że 8 lipca TVP zawiadomiła prokuraturę (w konsekwencji zostało wszczęte śledztwo) o podejrzeniu popełnienia przestępstwa „wyrządzenia szkody w obrocie gospodarczym, oszustwa oraz fałszerstwa faktur przez byłą dyrektor TVP i inne osoby pełniące funkcje kierownicze oraz współpracujące z TVP S.A. w likwidacji”. Z komunikatu wynikało, że spółka „mogła stracić ok. 7 mln zł poprzez zawarcie umów o świadczenie usług informatycznych”. TVP twierdzi, że usługi te w rzeczywistości nie były zrealizowane. Media wówczas informowały, że chodzi o Biełsat i zwolnioną dyrektorkę stacji.

Agnieszka Romaszewska-Guzy zaprzeczała, by w kierowanej przez nią stacji były wystawiane jakieś „puste faktury”. Domagała się przeprosin od TVP. – Te zarzuty są nieprawdziwe, wręcz absurdalne. Chodziło o całość dystrybucji IT rozmaitego rodzaju. Strony internetowe, transkodowanie sygnału telewizyjnego do internetu i obsługa tego sygnału, aplikacje mobilne na systemy iOS oraz Android, aplikacja do telewizji smart zarówno cyfrowej, jak i naziemnej, przekazanie sygnału do YouTube’a. To wszystko było obsługiwane przez firmę, którą wraz z nami jest oskarżana przez TVP – mówi „Plusowi Minusowi” Romaszewska-Guzy. Jak twierdzi, zamierza wytoczyć TVP proces w sprawie naruszenia dobrego imienia.

Stację, na której czele stała przez prawie 17 lat, finansuje głównie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Wielokrotnie próbowano Biełsat zamknąć. Mało brakowało, a jedyna niezależna białoruska telewizja mogłaby zniknąć jeszcze na początku rządów PiS. Wówczas, w 2016 r., ówczesny szef polskiej dyplomacji Witold Waszczykowski chciał walczyć z rosyjską propagandą, łącząc Biełsat z TVP Polonia. Nowa stacja miałaby nadawać po polsku. Wtedy żachnął się nawet współpracujący z TVP Polonia Andrzej Poczobut (dziennikarz i jeden z liderów mniejszości polskiej na Białorusi, który od ponad trzech lat przebywa w więzieniu, reżim Łukaszenki skazał go na osiem lat łagrów). Tłumaczył, że to dwie odrębne stacje, które mają zupełnie odmienne misje, bo jedna nadaje dla Polaków, druga dla Białorusinów poszukujących wolnego słowa.

„Biełsat to telewizja, która istnieje od lat, i która ma swojego odbiorcę. Są to mieszkańcy niewielkich miast czy wsi. Są to ludzie, którzy mniej korzystają z internetu i nie mają innych źródeł niezależnej informacji. Gdy niejednokrotnie jeździłem po Białorusi spotykałem ludzi, który mnie rozpoznawali i mówili: a pana to widzieliśmy w Biełsacie. I to jest taki wskaźnik popularności telewizji wśród części społeczeństwa białoruskiego” – komentował wtedy Poczobut cytowany przez Biełsat.

Wówczas MSZ wypowiedział nawet stacji umowę, ale ostatecznie decyzją kierownictwa PiS załodze umożliwiono pracę w dotychczasowej formule. Podobno ostatnie słowo w tej sprawie należało do Jarosława Kaczyńskiego.

Dlaczego Biełsat został uzależniony niemalże wyłącznie od koniunktury politycznej w Polsce i rządowego źródła finansowania? Czy przez te wszystkie lata jego kierownictwo nie potrafiło znaleźć na to zachodnich funduszy albo wsparcia innych komercyjnych mediów nadających w Polsce? Przecież o popieraniu wolnej Białorusi od lat mówią Amerykanie, Niemcy, Wielka Brytania i wiele innych demokratycznych państw.

– W sektorze prywatnym na tego typu cele środków nie ma. Zawsze podobne przedsięwzięcia były wspierane ze środków państwowych. Mieliśmy fundusze rządowe m.in. z USA, Wielkiej Brytanii, Holandii, Szwecji, Kanady – mówi Romaszewska-Guzy. Twierdzi, że nigdzie nie znaleźli jednak poparcia na taką skalę, by odciążyć budżet państwa polskiego.– A kto się dzisiaj interesuje Białorusią? Gdzie są te kraje? Może Litwa. Ale Litwa na tego typu cele ma znacznie mniejsze fundusze niż Polska. Wiele państw Europy Zachodniej uważa, że Białoruś jest strefą wpływów rosyjskich i nie należy się tam wtrącać, bo nie chcą dodatkowych kłopotów. Im się nie opłaca politycznie tam ingerować. Przez 17 lat wszędzie próbowałam promować Biełsat. Jedynym dużym krajem na świecie, który inaczej na to patrzy i który interesuje się sprawą białoruską, jest Polska – dodaje była dyrektorka Biełsatu.

TVP S.A. chce docierać do jak największej grupy odbiorców na Wschodzie

Niemcy w ramach Deutsche Welle mają redakcje nadające po rosyjsku i ukraińsku. Podobnie Wielka Brytania – w ramach BBC. Media nadające na Wschodzie od wielu lat mają też Amerykanie (Radio Swoboda, Voice of America). W MSZ i TVP nie ukrywają, że ich plany są ambitne. Na początku lipca zapowiedziano reformę, zgodnie z którą Biełsat ma być włączony do kanału TVP World. Na jego dotychczasowym paśmie mają się pojawić dwa inne kanały. Będą nadawać po rosyjsku (zostanie wykorzystany do tego prowadzony przez Biełsat program Vot Tak) i ukraińsku (nazwa stacji na razie nie jest znana). Trzy redakcje będą musiały się podzielić czasem antenowym, każdej przypadnie po sześć godzin dziennie. Wszystko w ramach nowo powstającego ośrodka programów dla zagranicy. Na jego czele stanie Michał Broniatowski, który obecnie kieruje TVP World. Zmiany mają być wdrażane już we wrześniu.

– Chcemy stworzyć antenę, która realizowałaby potrzeby widzów rosyjskojęzycznych, ukraińskojęzycznych i białoruskojęzycznych. Dotychczas Biełsat był stacją białoruską z niewielkim elementem rosyjskim w postaci programu Vot Tak oraz dwóch godzin transmisji ukraińskiego maratonu (od początku wojny większość ukraińskich stacji połączono w ramach jednego pasma – red.). Powstaną trzy oddzielne redakcje językowe w jednej ramówce na jednej antenie, która dotychczas nazywała się TV Biełsat – mówi „Plusowi Minusowi” Broniatowski. Czy nowa stacja zachowa dotychczasową nazwę? – Tego jeszcze nie wiemy, ale raczej nie. Na razie jest robocza nazwa. Biełsat zachowa natomiast swoją nazwę, gdy będzie miał swój czas na antenie. Zachowa się też portal internetowy – dodaje. Przekonuje, że reforma polegająca na utworzeniu rosyjskojęzycznej redakcji oraz redakcji nadającej dla Ukrainy „jest w interesie Polski” i że TVP „przyjęła już takie rozwiązanie”. Zapewnia, że w stacji nie dojdzie do masowych zwolnień, a rosyjskojęzycznych i ukraińskojęzycznych pracowników Biełsatu TVP chce zaangażować do tworzenia dwóch nowych redakcji. – Jeżeli ktokolwiek zostanie zwolniony, to tylko ze względów merytorycznych, a nie z jakichś powodów ideologicznych czy budżetowych – mówi szef TVP World.

Nie ukrywa, że celem reformy jest próba utworzenie medium na wzór nadających na Wschodzie redakcji państw Zachodu. Chodzi m.in. o to, by Ukraińcom tłumaczyć „polski punkt widzenia”, a w przekazie do Rosjan „walczyć z propagandą Kremla”. – Dotychczas państwo polskie wydawało ogromne pieniądze na stację Biełsat, która miała bardzo wąską widownię. To cenna widownia i nie zamierzamy jej zaniedbywać. Zresztą Białorusini doskonale rozumieją po rosyjsku i są w stanie zrozumieć ukraiński. Więc nie powinno być z tym problemu – mówi Broniatowski.

Czy Polska ma takie pieniądze, by walczyć z propagandą Rosji tak jak robią to wielkie zachodnie korporacje medialne nadające na Wschodzie? Przecież czołowa nadająca za granicę tuba propagandowa Kremla RT tylko w ubiegłym roku wydała kwotę o równowartości ponad 1,2 mld zł. – Takich pieniędzy nie wyłożymy – przyznaje szef TVP World, ale zaznacza, że państwo zamierza wydać „grubo ponad 100 mln zł” (w tym na TVP Polonia i TVP Wilno). Rozmowy na ten temat z MSZ, jak twierdzi, odbędą się zaraz po wakacjach.

Czytaj więcej

Andrzej Poczobut. Ofiara dla większej sprawy

Biełsat to na Białorusi rozpoznawalna marka, ale wyniki jego oglądalności nie satysfakcjonują TVP S.A. 

Z niepublikowanych dotychczas badań jednego z niezależnych białoruskich ośrodków socjologicznych (nazwy nie możemy ujawnić ze względów bezpieczeństwa) wynika, że w ubiegłym roku niemal 70 proc. Białorusinów kojarzyło Biełsat TV, a ponad 16 proc. deklarowało, że ogląda stację i czyta publikowane przez nią materiały w sieci. Tym samym Biełsat, początkowo nikomu nieznana na Białorusi niewielka stacja (założona przez białoruskich i polskich dziennikarzy po wielkich powyborczych protestach w 2006 r.), znalazł się pod względem rozpoznawalności na czwartej pozycji po rządowej agencji Biełta i innych mediach reżimu.

Rzeczywista liczba odbiorców może być znacznie większa, gdyż wielu Białorusinów korzysta z anten satelitarnych, omijając w ten sposób nałożoną na niezależne media blokadę. Poza tym za zwykłe polubienie podawanych przez Biełsat materiałów w sieciach społecznościowych w kraju Łukaszenki można trafić za kraty. Dlatego zadeklarowanie podczas sondażu, że korzysta się z takiego medium, wymaga odwagi.

Dotychczas stacja relacjonowała najważniejsze wydarzenia naszego regionu, produkowała filmy dokumentalne, seriale, programy muzyczne i rozrywkowe, a także tłumaczyła znane polskie filmy na białoruski. Białoruskojęzyczna witryna stacji na YouTubie ma ponad 460 tys. subskrybentów, rosyjskojęzyczna (VotTak) – ponad 1,5 mln. Z kolei stronę internetową, która właśnie przestała działać (belsat.eu), miesięcznie odwiedzało ponad 600 tys. unikalnych użytkowników. Załoga stacji przekonuje, że przez lata działalności „pozyskano tylu widzów na Białorusi, ilu można było pozyskać”.

– Nowa instytucja ma być tworzona mniej więcej w dwóch trzecich z ludzi Biełsatu. I nie chodzi tylko o dziennikarzy, ale również wszystkich pozostałych pracowników obsługujących m.in. YouTube czy sieci społecznościowe. Przy tym nikt z nami nie konsultował tych zmian. Nie braliśmy udziału w tworzeniu koncepcji reformy, którą nam przedstawiono post factum. Mało tego, nie zaproszono nas na konferencję prasową 4 lipca, gdy przedstawiano koncepcję zmian. Nawet naszego dziennikarza nie wpuszczono. Nikt się z naszym zdaniem nie liczył. Coś takiego po tylu latach wspólnej pracy? Nie rozumiem, dlaczego tak się dzieje, dlaczego nie zrobić tego razem i lepiej? – mówi „Plusowi Minusowi” Aleksy Dzikawicki, p.o. dyrektora Biełsatu. – Napisano nowy regulamin, o czym dowiedzieliśmy się post factum, ale jaki on jest, nadal nie wiemy. Wygląda to tak: macie się podporządkować i czekać na nowy regulamin. A my na razie demontujemy to, co jest, później stworzymy coś, ale na jeszcze nie wiemy do końca co i nie zapytamy was o zdanie. To absurd, by w ramach jednego sygnału na satelicie nadawały trzy odrębne stacje w trzech różnych językach po sześć godzin każda. A kto będzie miał prime time? A co, jeżeli dojdzie do nagłych wydarzeń na Białorusi? Obecnie możemy w każdej chwili rozpocząć transmisję na żywo. Kto będzie podejmował odpowiednie decyzję, jeżeli w tym czasie będzie nadawała np. redakcja ukraińska? – tłumaczy swoje obawy Dzikawicki.

Przyznaje, że na razie nie wie, jakie programy zachowa kierowana przez niego stacja, a z jakich będzie musiała zrezygnować. Twierdzi, że w ramach nowej struktury „straci podmiotowość”, bo białoruską redakcją ma zarządzać „szef redakcji”, który nie będzie mógł podejmować samodzielnie np. decyzji finansowych czy kadrowych. – To byłoby zniszczeniem dotychczasowego formatu stacji – mówi.

– Nie mam oczywiście wpływu na decyzję państwa polskiego co do zamiarów zreformowania stacji nadających za granicę. W interesie Polski leży wzmacnianie nadawania zagranicznego, w tym przede wszystkim na Wschód, i to jest oczywiste. Ale dlaczego przy tworzeniu nowej struktury odstawiają nas na bok? – dodaje.

Broniatowski zaprzecza, by zmiany nie były konsultowane z redakcją Biełsatu. Wyjaśnia też niewpuszczenie dziennikarza Biełsatu na konferencję prasową 4 lipca. – Jeżeli chodzi o konferencję prasową, doszło do nieporozumienia, za które szczerze przepraszałem na spotkaniu z zespołem Biełsatu. Dziennikarze byli zapraszani ze stałej listy, na której nie było Biełsatu. Przeprosiłem też za to niewpuszczonego dziennikarza – zapewnia w rozmowie z „Plusem Minusem”.

TVP S.A. zmienia priorytety – czy stawia bardziej na Ukrainę niż na Białoruś?

W Ministerstwie Spraw Zagranicznych przekonują, że nie zamierzają likwidować Biełsatu i że dla widza białoruskiego „nic się nie zmieni”. Poza tym, że stacja będzie pracowała „w ramach szerszej struktury programów nadawanych na zagranicę”. – Przyczyna tej zmiany wynika ze słabości. MSZ finansuje duży kawałek Telewizji Polskiej, ale oddziaływanie programów zagranicznych TVP jest mizerne. Osobiście głęboko szanuję tę telewizję i marka Biełsatu jest dla mnie ważna. Pięć lat temu finansowanie stacji z MSZ opiewało na 20 mln (współfinansowanie z TVP), następnie doszło do 63 mln, a na 2024 r. zażądano 75 mln – mówi „Plusowi Minusowi” rzecznik MSZ Paweł Wroński.

– To nie miało zasięgów, które dawałyby powód do satysfakcji – tłumaczy. – Za bardzo duże pieniądze bardzo dużo ludzi robiło niewiele. Zresztą sami pracownicy Biełsatu zdawali sobie sprawę z tej sytuacji i mówili o potrzebach zmian. Stacja nie miała takich wyników jak chociażby TV Dożd (rosyjskojęzyczna niezależna stacja zakazana w Rosji Putina), która dociera do 20 mln ludzi. A pracuje tam 80 osób. Natomiast Biełsat dociera do 1,2–2 mln ludzi i na początku tego roku pracowało tam 320 osób. Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że to źle wygląda, i za to wszystko płaci polski podatnik – tłumaczy.

Wroński przekonuje, że rządowi polskiemu wciąż zależy na wspieraniu demokratycznej Białorusi, ale zarazem przyznaje, że wraz z wybuchem wojny w Ukrainie pojawiły się „krytycznie z punktu widzenia polskiej racji stanu zadania”. Mówi o przeciwdziałaniu rosyjskiej dezinformacji i potrzebie przedstawiania polskiego stanowiska za granicą. Zdradza, że tylko w tym roku na TVP World budżet państwa wyda ok. 70 mln złotych. Z kolei 54 mln złotych ma trafić w tym roku do telewizji Biełsat i jak podkreśla rzecznik MSZ, jest to największa inwestycja wśród krajów europejskich w jakiekolwiek media nadające na Wschód. Zapowiada też dodatkowe fundusze na utworzenie rosyjskiej i ukraińskiej redakcji.

– Toczy się wojna informacyjna. Oprócz naszego przywiązania do Białorusi i wartości białoruskich musimy też rozwijać nasz przekaz do ludzi rosyjskojęzycznych. Te wszystkie telewizje (zagraniczne stacje TVP) działały w swoich silosach, broniąc swojego i nie współpracując ze sobą. Żeby to zadziałało, potrzebna jest współpraca. Więc TVP zaproponowała reformę, która ma służyć współdziałaniu i zwiększeniu zasięgów. To nie w MSZ powstaje ta reforma, bo MSZ nie jest od robienia telewizji – opowiada Wroński. Przypomina, że zmiany trwają również w resorcie dyplomacji i obecnie powstaje specjalny pion, który będzie odpowiadał za informacje i przeciwdziałania dezinformacji.

Czytaj więcej

Serhij Żadan: Rosjanin nie przeprasza. To narcystyczny, zakochany w sobie naród

 Biełast to najskuteczniejszy produkt polskiej polityki 

Działacze białoruskiej opozycji demokratycznej bronią stacji. Przekonują, że Biełsat powinien zachować autonomię, czyli pozostać stacją z własną dyrekcją.

– Biełsat zawsze formalnie był częścią TVP, ale też samodzielną stacją, co wzmacniało autorytet tej telewizji wśród Białorusinów. To mocne narzędzie soft power Polski na Wschodzie, ważne również w kontekście przeciwdziałania propagandzie. Przede wszystkim dlatego, że stacja nie jest odbierana tak jak np. Deutsche Welle czy Voice of America. Biełsat cieszy się większym zaufaniem, bo jest traktowany jak coś własnego, białoruskiego, mimo że nadaje z Polski. Bo jest robiony przez Białorusinów dla Białorusinów. I przy tym każdy wie, że to wszystko dzięki Polsce. To unikalna sytuacja – mówi „Plusowi Minusowi” Franak Wiaczorka, główny doradca przebywającej w Wilnie liderki wolnej Białorusi Swiatłany Cichanouskiej.

Przekonuje, że Biełsat dla Białorusinów jest „czymś więcej” niż tylko niezależną telewizją. – Przez lata stacja stała się symbolem oporu przeciwko reżimowi. To najskuteczniejszy produkt polskiej polityki w relacjach z Białorusią. Bardzo nie chcielibyśmy tego wszystkiego stracić – twierdzi.

Zaznacza jednocześnie, że reformy i optymizacja w Biełsacie są potrzebne. – Ale czy trzeba łączyć Biełsat w ramach jednego pasma z redakcjami rosyjską i ukraińską? Mam wątpliwości. Nie można też w żaden sposób zmienić nazwy stacji, bo to rozpoznawalna marka. Biełsat przez lata dawał Białorusinom nadzieję. Gdy dojdzie do przemian na Białorusi, mógłby zostać najważniejszą telewizją w naszym kraju. Przynajmniej na okres przejściowy, dopóki nie pojawią się stacje komercyjne. Liczę na to, że w konsekwencji dojdziemy do porozumienia z Polską. MSZ i TVP chcą słuchać naszych argumentów – mówi białoruski opozycjonista.

29 czerwca na działającej wówczas jeszcze stronie internetowej stacji opublikowano „Apel noblistów i intelektualistów do premiera Donalda Tuska w sprawie Biełsatu”. Szybko jednak zniknął ze strony.

„Dla białoruskiego społeczeństwa obywatelskiego, pozbawionego dostępu do niezależnych mediów, będzie to katastrofa. U dziennikarzy – emigrantów politycznych, którzy za sumiennie wypełniany obowiązek płacili na Białorusi więzieniami i majątkiem – ta wiadomość wywołała zawód i lęk o przyszłość. To również odwrócenie się od tych dziennikarzy Biełsatu, którzy za mówienie prawdy znaleźli się w więzieniach” – czytamy w treści apelu, którego fragment opublikował portal wirtualnemedia.pl.

Pod apelem widniały nazwiska znanych w Polsce postaci ze świata literatury i dziennikarstwa, ale też białoruskich intelektualistów i opozycjonistów. Zwrócili się do premiera z apelem o zachowanie niezależności Biełsatu jako samodzielnego kanału.

W Biełsacie tłumaczą, że publikacja apelu była skutkiem „błędu technicznego” i stąd jego szybkie zdjęcie ze strony. Z naszych informacji wynika zaś, że część podpisanych pod nim nie życzyła sobie upublicznienia jego treści.

Zamieszanie wokół Biełsatu prowadzi do pytania, czy w Warszawie jeszcze ktoś wierzy w przemiany demokratyczne za wschodnią granicą. – Prawda jest taka, że na świecie nikt szczególnie się już Białorusią nie interesuje. Trwa wojna w Ukrainie, leje się krew i tam idą potężne środki – mówi nasz rozmówca z rządu. – Mimo wszystko musimy wspierać Białoruś, bo to bratni naród, który walczy o wolność. W przeszłości to my byliśmy wspierani. I też wielokrotnie mieliśmy przekonanie, że świat o nas zapomniał – dodaje, przekonując, że „trzeba inwestować w demokratyzację Białorusi, białoruską tożsamość narodową i język, bo jest to przyszłościowa inwestycja”.

Była szefowa Biełsatu uważa jednak, że rząd w Warszawie już „machnął ręką na Białoruś”. – Uznano, że nic tam się nie dzieje, nic nie da się zrobić i że sprawę można odstawić gdzieś na bok. Jakieś inicjatywy białoruskie będą wspierać, by opinia publiczna w Polsce się nie burzyła, bo Polacy nie lubią Łukaszenki. Ale nic więcej – twierdzi Agnieszka Romaszewska – Guzy.

Niedługo przed publikacją tego artykułu MSZ poinformował „Plus Minus”, że w ostatnich dniach doszło do kilku ważnych spotkań na różnych szczeblach, które „doprowadziły do pewnego uspokojenia nastrojów”. – Biełsat będzie produkował więcej programów. Redakcja będzie miała pełną autonomię, władze TVP zaproponowały stworzenie rady programowej, do której wejdą postacie z kręgu białoruskiej polityki i kultury. Szefowie stacji zaczęli rozmawiać na poziomie technicznym – przekazał rzecznik MSZ Paweł Wroński.

Aleksy Dzikawicki potwierdził, że w ostatnich dniach doszło do kilku wstępnych rozmów z MSZ i TVP „w sprawie poszukiwania kompromisu”.

Dla Biełsatu wielu białoruskich dziennikarzy poświęciło wolność i naraziło się reżimowi Aleksandra Łukaszenki

Ważne jest, by w trakcie poszukiwania tego kompromisu żadna ze stron nie zapominała o tych, którzy płacą wysoką cenę za pracę dla nadającej z Polski stacji. Iryna Słaunikawa od ponad dwóch lat przebywa za kratkami, została skazana na pięć lat pozbawienia wolności. Na Białorusi była przedstawicielem Biełsatu i etatową pracowniczką TVP. Z kolei korespondentka Biełsatu Katerina Andriejewa (Bachwałowa) jesienią 2020 r. prowadziła relacje na żywo, gdy służby Łukaszenki brutalnie tłumiły protesty i gdy większość zagranicznych dziennikarzy już uciekła z Białorusi. Skazano ją na osiem lat więzienia, od ponad trzech lat przebywa za kratami. Wieloletni dziennikarz Biełsatu i znany działacz społeczny z Grodna Paweł Mażejka został skazany na sześć lat więzienia.

W łagrach Aleksandra Łukaszenki obecnie przebywa ponad 30 dziennikarzy i pracowników niezależnych mediów. Większość z nich pracowała dla Biełsatu.

W momencie pisania tego artykułu przestała działać belsat.eu – strona internetowa nadającej od 2007 r. z Polski jedynej niezależnej białoruskiej telewizji Biełsat TV, zakazanej przez reżimy Władimira Putina i Aleksandra Łukaszenki. Nie otwierała się też działająca przy stacji witryna popularnego za wschodnią granicą rosyjskojęzycznego programu Vot-tak.tv. Biała plama na ekranie nie była spowodowana działaniami hakerów ze Wschodu. To wir turbulencji politycznych w Polsce wciągnął stację po jesiennych wyborach parlamentarnych. Kilkusetosobowa załoga Biełsatu, której lwią część stanowią białoruscy dziennikarze (uznawani w ojczyźnie za ekstremistów i terrorystów), nie wie, czy i w jakiej formie stacja przetrwa.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi