Plus Minus: Zjednoczona Europa doprawdy musi być w fatalnej kondycji. W opublikowanym w połowie września raporcie Mario Draghi ostrzega, że jeśli Unia nie przeprowadzi głębokich reform, straci wolność, zniszczy własne środowisko naturalne i zniweczy dobrobyt. Pan zaś w przedstawionym cztery miesiące wcześniej odrębnym raporcie dla Komisji Europejskiej stawia równie niepokojącą diagnozę dalszej bezczynności Wspólnoty: strategiczne decyzje odnoszące się do życia Europejczyków będą podejmowane w Waszyngtonie, Pekinie, Moskwie. Ile pozostało nam czasu?
Pięć lat, a w niektórych sprawach nawet mniej. Myślę tu o rozpoczynającej się właśnie drugiej kadencji Ursuli von der Leyen na czele unijnej egzekutywy. To jest czas, kiedy można jeszcze wdrożyć realistyczny plan reformy jednolitego rynku, co jest kluczem do tego, aby Unia znów była konkurencyjna na świecie.
Jacques Delors w 1985 r. wylansował zniesienie barier we współpracy gospodarczej między krajami Wspólnoty. Od tego czasu minęło już prawie 40 lat, ale wciąż ten nasz jednolity rynek w wielu obszarach tak naprawdę istnieje tylko na papierze. Chodzi o telekomunikację, finanse i energię. A także o obronę, która wedle prawa europejskiego pozostaje domeną działania państw narodowych, choć po rosyjskiej inwazji na Ukrainę musi zostać objęta procesem integracji.
Draghi również wspomina o obronie, ale uważa, że konieczne jest przeprowadzenie równolegle głębokiej transformacji cyfrowej oraz uwolnienie naszego kontynentu od emisji gazów cieplarnianych…
To właśnie w tych dwóch ostatnich obszarach mamy jeszcze mniej czasu, jakieś trzy lata. Inaczej dojdzie do buntu, rozruchów społecznych. Ludzie boją się rewolucji cyfrowej, transformacji ekologicznej. W szczególności ci o skromniejszych dochodach. Przekonałem się o tym, przygotowując mój raport. Odwiedziłem wówczas wielokrotnie wszystkie kraje Unii. Gdy byłem w Polsce, rolnicy właśnie zablokowali drogi. Protestowali przeciwko Zielonemu Ładowi, programowi Komisji Europejskiej dotyczącemu redukcji emisji dwutlenku węgla. Spotkałem się z nimi. Powiedzieli mi, że albo znajdzie się program wsparcia rolników w tym procesie, albo zielona rewolucja po prostu ich dobije. To dotyczy też wielu innych gałęzi gospodarki. Jak choćby przemysłu motoryzacyjnego, gdzie setki tysięcy, jeśli nie miliony osób mogą stracić pracę. Ogromnych kosztów obawiają się także właściciele domów na wypadek wprowadzenia nowych norm izolacji.