Enrico Letta: Nikt nie boi się dominacji Rzymu, dlatego to Włosi ratują UE

Europa stała się kolonią Ameryki! Musimy absolutnie uwolnić się od tej zależności. Dziś Elon Musk czy Mark Zuckerberg mają większą władzę niż niejeden europejski przywódca - mówi Enrico Letta, były premier Włoch, autor raportu dla Komisji Europejskiej o przebudowie Wspólnoty.

Publikacja: 11.10.2024 10:00

Enrico Letta: Nikt nie boi się dominacji Rzymu, dlatego to Włosi ratują UE

Foto: Pier Marco Tacca/Getty Images

Plus Minus: Zjednoczona Europa doprawdy musi być w fatalnej kondycji. W opublikowanym w połowie września raporcie Mario Draghi ostrzega, że jeśli Unia nie przeprowadzi głębokich reform, straci wolność, zniszczy własne środowisko naturalne i zniweczy dobrobyt. Pan zaś w przedstawionym cztery miesiące wcześniej odrębnym raporcie dla Komisji Europejskiej stawia równie niepokojącą diagnozę dalszej bezczynności Wspólnoty: strategiczne decyzje odnoszące się do życia Europejczyków będą podejmowane w Waszyngtonie, Pekinie, Moskwie. Ile pozostało nam czasu?

Pięć lat, a w niektórych sprawach nawet mniej. Myślę tu o rozpoczynającej się właśnie drugiej kadencji Ursuli von der Leyen na czele unijnej egzekutywy. To jest czas, kiedy można jeszcze wdrożyć realistyczny plan reformy jednolitego rynku, co jest kluczem do tego, aby Unia znów była konkurencyjna na świecie.

Jacques Delors w 1985 r. wylansował zniesienie barier we współpracy gospodarczej między krajami Wspólnoty. Od tego czasu minęło już prawie 40 lat, ale wciąż ten nasz jednolity rynek w wielu obszarach tak naprawdę istnieje tylko na papierze. Chodzi o telekomunikację, finanse i energię. A także o obronę, która wedle prawa europejskiego pozostaje domeną działania państw narodowych, choć po rosyjskiej inwazji na Ukrainę musi zostać objęta procesem integracji.

Draghi również wspomina o obronie, ale uważa, że konieczne jest przeprowadzenie równolegle głębokiej transformacji cyfrowej oraz uwolnienie naszego kontynentu od emisji gazów cieplarnianych…

To właśnie w tych dwóch ostatnich obszarach mamy jeszcze mniej czasu, jakieś trzy lata. Inaczej dojdzie do buntu, rozruchów społecznych. Ludzie boją się rewolucji cyfrowej, transformacji ekologicznej. W szczególności ci o skromniejszych dochodach. Przekonałem się o tym, przygotowując mój raport. Odwiedziłem wówczas wielokrotnie wszystkie kraje Unii. Gdy byłem w Polsce, rolnicy właśnie zablokowali drogi. Protestowali przeciwko Zielonemu Ładowi, programowi Komisji Europejskiej dotyczącemu redukcji emisji dwutlenku węgla. Spotkałem się z nimi. Powiedzieli mi, że albo znajdzie się program wsparcia rolników w tym procesie, albo zielona rewolucja po prostu ich dobije. To dotyczy też wielu innych gałęzi gospodarki. Jak choćby przemysłu motoryzacyjnego, gdzie setki tysięcy, jeśli nie miliony osób mogą stracić pracę. Ogromnych kosztów obawiają się także właściciele domów na wypadek wprowadzenia nowych norm izolacji.

Czytaj więcej

Quebec nie chce być Ameryką

Unia Europejska ma 3 lata na rozwiązanie problemów związanych z transformacją cyfrową i dekarbonizacją 

Dlaczego mamy tylko trzy lata na rozwiązanie tego problemu?

Za dwa lata wygaśnie Fundusz Odbudowy po Pandemii, Next Generation EU. Instrumenty finansowe, które go zastąpią, muszą objąć transformację cyfrową i ekologiczną. Potem już takiej okazji nie będzie.

Draghi uważa, że zjednoczona Europa potrzebuje 800 mld euro rocznie inwestycji w rewolucję cyfrową i ekologiczną, a także na obronę. To jakieś 5 proc. dochodu narodowego Wspólnoty. Gigantyczna suma! Skąd wziąć takie pieniądze, skoro Unia już jest zadłużona po uszy: jej zobowiązania powyżej limitu 60 proc. PKB ustalonego w Maastricht sięgają 5 bln euro!

Inaczej niż Mario Draghi wolę nie podawać żadnych liczb. Lepiej mówić o mechanizmach, które pozwolą na sfinansowanie tego procesu. Zgadzam się, że w obliczu zadłużenia państw Wspólnoty to zadanie musi przejąć przede wszystkim sektor prywatny. Z mojego objazdu po Europie wiem, że kraje nordyckie, Niemcy, Polska czy Holandia nie zgodzą się na dalsze pogłębianie dziury w budżecie. Uruchomienie oszczędności prywatnych nie będzie jednak możliwe, dopóki nie ma jednolitego rynku kapitałowego w Unii. Fragmentaryzacja europejskich giełd powoduje, że kapitalizacja ich wszystkich nie sięga nawet połowy tego, co jest wart Nasdaq! Odrębność przepisów w każdym kraju UE i ich złożoność powodują, że prywatny kapitał europejski woli inwestować za oceanem. Cieszę się jednak, że przedstawiając program nowej Komisji Europejskiej, Ursula von der Leyen sięgnęła po termin, którego użyłem: unia inwestycyjna i oszczędnościowa. Powierzyła jego wdrożenie francuskiemu komisarzowi Stéphane’owi Séjournému.

Strach wywołuje też rewolucja cyfrowa, w tym nadejście sztucznej inteligencji. Wielu obawia się, że Google, Facebook czy X zniszczą tradycyjne media i zyskają ogromny wpływ na Europę.

Ale my już staliśmy się kolonią Ameryki! Musimy absolutnie uwolnić się od tej zależności. Dziś Elon Musk czy Mark Zuckerberg mają większą władzę niż niejeden europejski przywódca. Obawiam się jednak, że sztuczna inteligencja nie tylko zniszczy tradycyjne media, ale spowoduje też, że decyzje polityczne przestaną być podejmowane na podstawie analiz naukowych, ale staną się pochodną wyimaginowanych teorii. Budując odpowiedź na Covid-19, na zmiany klimatyczne udało nam się tego uniknąć. Ale jak będzie w przyszłości? Musimy więc wprowadzić na tym polu restrykcyjne regulacje europejskie. Ci, którzy chcą, aby nie było żadnych ograniczeń w użyciu sztucznej inteligencji, prowadzą nas do katastrofy. Jednak jeszcze bardziej niż na rynku medialnym martwi mnie dominacja Muska w przestrzeni kosmicznej. Przykład Ukrainy pokazał, że kto kontroluje satelity, ten kontroluje wszystko. Ameryka ma też pełną dominację na rynkach transakcji finansowych: wszystkie karty kredytowe pochodzą z USA. Tego nie da się zmienić bez pogłębienia współpracy w Unii w dziedzinie nauki i badań. Aby nadrobić zaległości w stosunku do Ameryki, Europa potrzebuje ogromnych nakładów. W tym celu jednolity rynek, który ma zapewniać swobodę przepływu towarów, kapitału, ludzi i usług, musi też objąć przepływ badań naukowych.

Unia Europejska musi dążyć do jednolitego rynku, ale poszczególne państwa stawiają opór

Za odrębnościami w każdym z krajów członkowskich stoją jednak potężne interesy. Nie udało się ich przełamać przez dekady. Dlaczego teraz miałoby być inaczej?

Mam na to pomysł. To powołanie 28. wirtualnej jurysdykcji. Mogliby z niej skorzystać przedsiębiorcy działający w każdym z 27 krajów UE. Byłoby to oczywiście opcjonalne. W ten sposób bez obalenia czegokolwiek można by nie tylko dopełnić budowy jednolitego rynku, ale także uniknąć ideologicznej batalii między zwolennikami umocnienia państw narodowych a tymi, którzy kibicują federalizacji Europy.

Receptą na sukces – zarówno pańską, jak i Maria Draghiego – jest „więcej Europy”. Tyle że Europejczycy tak tego nie widzą. W lipcu we Francji większość głosowała na partie antysystemowe. W Austrii wybory właśnie wygrała skrajna prawica, podobnie jak wcześniej w Holandii. To ona też rządzi we Włoszech. Mam kontynuować tę wyliczankę?

Tu nie chodzi o przeciwstawianie flagi europejskiej flagom narodowym. Mówimy jedynie o integracji tych sektorów, które muszą się stać konkurencyjne. Weźmy przemysł zbrojeniowy. Podatnik europejski zapłacił już 140 mld euro za wsparcie wojskowe dla Ukrainy. Ale 80 proc. sfinansowanych w taki sposób zakupów broni dokonano poza Unią. Cieszył się z tego gubernator Pensylwanii czy Michigan, mer Seulu, prezydent Turcji. Ale przecież nie władze państw europejskich, które miałyby rzekomo zyskać na utrzymaniu obecnego podziału rynku. Nie sądzę jednak, aby wyborcy chcieli wysłać sygnał „mniej Europy”. Przed poprzednimi wyborami do Parlamentu Europejskiego można było wszędzie słyszeć o italexicie, frexicie, dexicie. Skrajna prawica chciała iść śladami Brytyjczyków. Dziś nikt już w tych środowiskach nie mówi o wyjściu z UE. Raczej chcą zmienić tę Unię od wewnątrz. A to jest ogromny postęp!

Mówi pan o wyborach do Parlamentu Europejskiego. Jednak wrócę do przykładu Francji, bo bez niej Unii nie ma. A tam na początku lipca w wyborach parlamentarnych 37 proc. głosujących poparło Zjednoczenie Narodowe. To dużo więcej, niż w Polsce notuje w sondażach PiS. A przecież nad Sekwaną bardzo silna jest też radykalna lewica Jeana-Luca Mélenchona, która również jest siłą antysystemową. Marine Le Pen szykuje się do zdobycia Pałacu Elizejskiego w 2027 r. Mówi o wyższości prawa narodowego nad europejskim, preferencji narodowej na jednolitym rynku. To byłby jednak koniec Unii, jaką znamy.

Jestem tym mocno zaniepokojony. Jednak Le Pen może dojść do władzy tylko za sprawą błędów innych sił politycznych, ich podziału. Bo przecież większość Francuzów tego nie chce! Gdyby jednak tak się stało, oznaczałoby to koniec rozwoju integracji europejskiej, rozwoju Unii. Ale przyglądam się też doświadczeniu Włoch. Giorgia Meloni przed wyborami mówiła podobne rzeczy, co dziś mówi Le Pen. Ale gdy już zdobyła władzę, zaczęła się wpisywać w główny, europejski nurt. Raffaele Fitto, nowy wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, wywodzący się z ugrupowania Meloni Bracia Włosi (FdI), wygłasza proeuropejskie przemówienia.

Gdy skrajna prawica potrzebuje głosów, często używa Brukseli jako kozła ofiarnego. Ale kiedy już przejmuje odpowiedzialność za państwo, zdaje sobie sprawę, że Unia jest jej potrzebna. PiS przegrał nie tylko dlatego, że Polacy obawiali się utraty demokracji, ale też dlatego, że nie chcieli permanentnej wojny z Unią Europejską. Inne radykalne ugrupowania to widzą i wyciągają z tego wnioski.

Czytaj więcej

Wielka Brytania wybrała. Europejskie drzwi będą dla niej zatrzaśnięte

Wielkie problemy Europy: Donald Trump, Niemcy, Francja…

Znawcy Unii dobrze wiedzą, że rozwija się ona od kryzysu do kryzysu. Czy i tym razem to nie zewnętrzne zagrożenie, jak sukces Putina w Ukrainie czy powrót Trumpa do Białego Domu, może się okazać wstrząsem, który skłoni Europejczyków do pójścia w kierunku federacji?

To jest możliwy scenariusz, ale mam nadzieję, że się nigdy nie spełni. Za nic nie chcę, aby Putin podbił Ukrainę, i mam nadzieję, że to Kamala Harris wygra walkę o Biały Dom. Jeśli jednak Trump znów będzie prezydentem, Europa musi zyskać zdolność do samodzielnej obrony. Musi też odpowiadać ciosem na cios w wojnie handlowej, jaką wówczas wypowiedziałaby nam Ameryka. Druga kadencja Trumpa byłaby znacznie gorsza niż ta pierwsza. Wtedy mówił on wiele, ale robił znacznie mniej. Teraz za jego zapowiedziami poszłyby i czyny, bo ma znacznie większe doświadczenie, jak to osiągnąć.

Nie tylko Francja jest dziś wielkim problemem Europy. Są nim i Niemcy. Były one siłą napędową Unii, choćby przez 16 lat rządów Angeli Merkel. To było szczególnie istotne w czasie kryzysu finansowego, ponieważ bez kanclerz euro zapewne by nie przetrwało. Ale dziś koalicja rządowa w Berlinie jest już o krok od rozpadu. Unia ma jeszcze jakiegoś kapitana?

Kapitan może być tylko jeden lub raczej jedna: von der Leyen. To dla mnie oczywiste. Uzyskała bardzo szybko nominację przywódców UE na drugą kadencję, a Parlament Europejski zatwierdził ją większą liczbą głosów niż w 2019 r. To jest dziś jedyny przywódca, który może pchnąć sprawy europejskie do przodu. Trzeba więc mu zaufać. Ale w tym procesie ogromną rolę może też odegrać Polska. Po wyborach w październiku zeszłego roku Warszawa znów obrała kurs na Europę. Donald Tusk ma tu ogromne doświadczenie, był świetnym przewodniczącym Rady Europejskiej. Polskie przewodnictwo w Unii w pierwszej połowie przyszłego roku przypada przy tym na faktyczny początek pracy nowej Komisji Europejskiej. Po raz pierwszy los Europy nie będzie się rozstrzygał w gronie wielkich krajów założycielskich: Niemiec, Francji i Włoch. Przed Polską otwiera się więc ogromna szansa. Rozmawiałem o tym z polskimi dyplomatami. Jest to tym bardziej obiecujące, że Warszawa zawsze opowiadała się za pogłębieniem jednolitego rynku.

Unia Europejska rozwija się od kryzysu do kryzysu, czas zacząć działać

Bez poparcia Niemiec, rodzimego kraju von der Leyen, wiele z tego jednak nie będzie. Tymczasem Berlin nie tylko nie chce pogłębienia jednolitego rynku, ale rakiem wycofuje się też z rzeczy, wydawało się, dawno przesądzonej: swobody przekraczania granic w ramach Schengen.

To jest ogromny błąd! Schengen musi być chronione. Bardzo mnie to martwi. Mam nadzieję, że Niemcy nie będą się cofać w sprawach integracji. To jest kraj, który musi przede wszystkim przełamać recesję, znów zacząć się rozwijać. A nie zrobi tego, sięgając po środki protekcjonistyczne, jak w przypadku sporu o przejęcie Commerzbanku przez włoski Unicredit.

Tania energia z Rosji, jazda na gapę w NATO, masowy eksport do Chin: wszystkie silniki wzrostu Niemiec nagle przestały działać…

Ale to też jest kraj, który podjął dobre decyzje. Jak przyjęcie w 2015 r. miliona imigrantów. To z czasem będzie przynosiło owoce. Włochy się na to nie zdecydowały i będą ponosić tego konsekwencje. Jeszcze w tej dekadzie dołączą do Japonii, stając się drugim krajem świata, gdzie co trzeci mieszkaniec ma ponad 65 lat. Kto na nich ma pracować?

Czytaj więcej

George Simion: Europa musi znów stać się normalna

To jednak kryzys migracyjny 2015 r. zapoczątkował wielką karierę Alternatywy dla Niemiec.

Wielki kryzys, przez jaki przechodzą dziś trzy główne kraje założycielskie Unii – Francja, Niemcy i Włochy – jest przede wszystkim spowodowany marginalizacją ubogich regionów, jak była NRD czy Mezzogiorno. Ludzie czują się tam zapomniani, buntują się. Europejskie fundusze strukturalne muszą temu zaradzić.

Mario Monti w roku 2010, Enrico Letta i Mario Draghi w tym roku: dlaczego Bruksela ma zwyczaj zwracać się do byłych premierów Włoch z prośbą o pomysły, jak uratować Europę?

Każdy z nas miał długie doświadczenie w sprawach unijnych. Monti był przez wiele lat ważnym komisarzem, Draghi stał na czele Europejskiego Banku Centralnego, ja od lat kieruję Instytutem Delorsa w Paryżu. Ale wynika to również z faktu, że Włochy są wielkim krajem założycielskim Unii. Ale inaczej niż w przypadku Niemiec i Francji nikt w UE nie obawia się dominacji Rzymu.

Plus Minus: Zjednoczona Europa doprawdy musi być w fatalnej kondycji. W opublikowanym w połowie września raporcie Mario Draghi ostrzega, że jeśli Unia nie przeprowadzi głębokich reform, straci wolność, zniszczy własne środowisko naturalne i zniweczy dobrobyt. Pan zaś w przedstawionym cztery miesiące wcześniej odrębnym raporcie dla Komisji Europejskiej stawia równie niepokojącą diagnozę dalszej bezczynności Wspólnoty: strategiczne decyzje odnoszące się do życia Europejczyków będą podejmowane w Waszyngtonie, Pekinie, Moskwie. Ile pozostało nam czasu?

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich