Wygoda bez kompromisów. Jak sport podbił świat mody

W rozgrywce mody ze sportem ten drugi jest bezwarunkowym zwycięzcą.

Publikacja: 10.05.2024 10:00

Bizuu dostarczyło szczegółowych informacji o roślinach na wzorze sukienek i bluzek. Mamy tu żyto, po

Bizuu dostarczyło szczegółowych informacji o roślinach na wzorze sukienek i bluzek. Mamy tu żyto, podagrycznik, jarzębinę, mak polny, bławatek i stokrotkę…

Foto: Tomasz Jastrzębowski/REPORTER

Na strojach polskich olimpijczyków, które na 98 dni przed igrzyskami w Paryżu ujrzały niedawno światło dzienne, internauci nie zostawili suchej nitki. O tym za chwilę, ale obawiam się, że do tych opinii będę musiała się przyłączyć.

Jeszcze wcześniej dziennikarze otrzymali komunikat Polskiego Komitetu Olimpijskiego (PKOl) dla mediów z krótkim opisem i zdjęciami kolekcji. Po informacjach prasowych nie oczekuję wiele, ale komunikat szumnie obwieszczający prezentację przebija wiele innych nadętym językiem. Składa się z pustosłowia, banałów i bezsensownych kalk z języków obcych. „Font, print, brand, DNA”. Czy szanowni autorzy nie znają polskich odpowiedników?

Chciałabym coś dobrego napisać o samych strojach, których wszyscy jesteśmy ciekawi, ale to, co nam pokazano (widziałam tylko na zdjęciach, bo nie mogłam być na oficjalnej prezentacji), prezentuje się nie lepiej.

Pierwsze pytanie: dlaczego stroje codzienne projektował Adidas, a nie jakaś polska firma? Dlaczego te galowe akurat Bizuu, dom mody, owszem, polski, który do tej pory znany był jednak głównie z sukienek w kwiaty? Na co zresztą wskazuje sama nazwa: bizuu – nawiązuje do francuskiego bisou, całus. Ze sportem nie ma to wiele wspólnego.

Od igrzysk w Vancouver polskich olimpijczyków ubierała firma 4F. Odpowiedź, dlaczego teraz wybrano Adidasa, jest ponoć biznesowa. – Słyszałem, że do tej pory PKOl za stroje dla reprezentacji olimpijskiej płacił, a teraz to Adidas płaci nam – mówił cytowany w serwisie rp.pl Radosław Piesiewicz, szef PKOl. Umowa będzie obowiązywała do 2028 roku, a więc obejmie także kolejne zimowe (2026) i letnie igrzyska olimpijskie (2028).

– Osobiście jestem zachwycony – powiedział o kolekcji Piesiewicz. To na razie musi wystarczyć.

Czytaj więcej

Wszystkie sukienki Mouny Ayoub

Bizuu i rośliny na sukienkach. Co z tego dostrzegą widzowie otwarcia igrzysk w Paryżu?

Ceremonia otwarcia igrzysk jest popisem możliwości i potęgi każdego kraju, paradą projektantów i firm sportowych. Oglądamy tylko stroje paradne; ubrania robocze, startowe to inna broszka. W każdym razie to dla kreatorów okazja, aby pokazać się w innej kategorii niż ubrania codzienne lub suknie wieczorowe. Trudniejsza, ale o jakim zasięgu!

Nic dziwnego, że do pokazu olimpijskiego każdy kraj angażuje, co ma najlepszego. Przewinęła się tutaj elita nazwisk mody: Armani, Stella McCartney, Ralph Lauren. Cóż my mamy na tym tle do pokazania? Sukienki w różowe kwiatki, biało-czerwono-czarne bluzy, nieporadnie skrojone marynarki. Za to Bizuu dostarczyło szczegółowych informacji o roślinach na wzorze sukienek i bluzek. Mamy tu żyto, podagrycznik, jarzębinę, mak polny, bławatka i stokrotkę… Zaiste, informacja botaniczna będzie niezbędna dla miliardowej publiczności oglądającej ceremonię otwarcia. Czy ktoś pomyślał, jak ten drobny wzorek będzie wyglądał z daleka?

Ubrania nawet na szczupłych modelkach wiszą. Być może jest to zgodne z duchem obecnych trendów, które stawiają na obszerność. Jednak czy to do zastosowania w strojach sportowych, nawet galowych? Dwurzędowe białe marynarki męskie i podobne, tylko krótsze, dwurzędówki dla pań przypominają trochę stroje kelnerów. Całość pozbawiona jest szyku.

W tym wypadku projektanci postarali się, żeby ubrania jak najmniej kojarzyły się ze sportem. Tymczasem w modzie ostatnich 20 lat ma miejsce zjawisko całkiem odwrotne. W rozgrywce mody ze sportem ten drugi jest bezwarunkowym zwycięzcą. Wtargnął jak huragan i zagarnął wszystkie tematy z wieczorowymi włącznie. Po prostu pochłonął wszystko. Nikogo nie dziwią legginsy na ulicach, bluza dresowa nie tylko usunęła z pola widzenia marynarkę, ale nawet pokonała sweter.

Gdy stanąć przed liceum, można obejrzeć zastępy identycznie ubranych nastolatków: szerokie spodnie dresowe i bluza z kapturem. Buty sportowe, to oczywiste – i skądinąd oddzielny temat do analizy społecznej. Obuwie tego rodzaju stanowi 89 proc. sprzedawanego obecnie. Kto ma ochotę męczyć się w sztywnych skórzanych butach, jeśli można modnie i wygodnie chodzić w adidasach?

Dres otula emerytów, nastolatków, kiboli i spacerowiczów. Termin „athleisure” nie wziął się znikąd

Strój sportowy stał się zatem codziennym ubraniem 90 proc. populacji. Niekoniecznie towarzyszy temu czynne uprawianie sportu. A szczególnym rodzajem degeneracji gatunku stało się dresiarstwo.

Dres jest ambasadorem luzu. Spełnia potrzebę komfortu w skomplikowanym, pełnym obaw o przyszłość świecie. Jest „hygge” (duńskie: komfort, zabawa), można się do niego przytulić. I tego nam właśnie potrzeba. Zapewne dlatego rozbudował się estetycznie w stopniu, który wcześniej trudno było przewidzieć. Istnieją dresowe komplety welurowe, bawełniane, polarowe, kaszmirowe, syntetyczne, mieszane. Bluzy rozpinane i przez głowę, szerokie w stylu lat 80. oraz kuse, à la lata 2000. Kolorowe wstawki, hafty, cekiny, kryształki, aplikacje i, oczywiście, napisy… Dres otula emerytów, nastolatki, pacjentów w szpitalach, miejskich spacerowiczów, nocnych wyprowadzaczy psów i kibiców piłkarskich. Gdy oglądamy policyjne nagranie z zatrzymania przestępców, możemy mieć pewność, że zasłonią twarz kapturem.

„Nosisz dres? Wiesz, co to oznacza? To biała flaga, poddajesz się, zawiadamiasz, że jesteś nikim”, mówi Jerry Seinfeld do swego przyjaciela George’a, wiecznego nieudacznika, aktualnie bezrobotnego, wdającego się zawsze w nierozwiązywalne tarapaty. To scenka z „Kronik Seinfelda”, serii skeczów mego ulubionego komika, amerykańskiego stand-upera Jerry’ego Seinfelda. Tej modzie nie oparli się nawet najwięksi romantycy. Wygenerowała nowy styl ubierania oraz nowe słowo w języku angielskim: athleisure. Oznacza ubrania, które nie są par excellence sportowe, a jedynie zrobione na wzór sportowych, jednak przeznaczone do noszenia pozatreningowego. W roku 2016 słowo pojawiło się w słowniku Webstera, co oznacza całkowite uprawomocnienie nowo narodzonego gatunku.

Świat ćwiczy z Jane Fondą, a Levi Strauss szykuje kolekcję na igrzyska w Moskwie

Athleisure wyewoluował z długiej historii strojów sportowych. Kiedyś były one dopasowane do poszczególnych dyscyplin. Ale żaden z nich nie śmiałby aspirować do kategorii modnego ubrania.

Całkiem niedawno sport nie był powszechną rozrywką, składnikiem życia współczesnego człowieka, obowiązkiem wobec zdrowia i kondycji. Był domeną sportowców. Biegali zawodnicy na stadionach, gimnastyczki owijały się wokół drążków w salach gimnastycznych, judocy przewracali się na matach. O maratonie czytało się w podręcznikach historii starożytnej. Strój treningowy oznaczał luźne szorty dla sportów letnich, a na nieco chłodniejszą porę – grubsze bawełniane gatki.

Tylko tenisistki obroniły swoje prawo do elegancji. Ponieważ było nie do pomyślenia, żeby grały w spodniach, w roku 1921 spódniczki zaprojektował dla nich Francuz Jean Patou. Na kortach Wimbledonu zagrała tak ubrana Suzanne Lenglen, legendarna mistrzyni tenisa. Nasza tenisistka z lat 30. Jadwiga Jędrzejowska występowała w mniej markowej, ale równie eleganckiej długiej spódnicy.

Większe zmiany nadeszły w latach 70., kiedy cały system mody doznał potężnego tąpnięcia. Rewolucje młodzieżowe zmiotły z powierzchni nakazy i zakazy garderoby. Pojawiło się mini, spodnie dla kobiet weszły do masowego użycia, zmienił się garnitur, kapelusz przestał być obowiązkiem dla mężczyzn…

Rewolucyjny wiatr w sporcie zawiał jednak nie z Paryża, Londynu czy Mediolanu, tylko z Ameryki. Jak każdą zmianę w modzie, i tę wywołała zmiana społeczna. W latach 70. Amerykanie zorientowali się, że dobrobyt, domek z ogródkiem za miastem i masowa motoryzacja poskutkowały masowym tyciem i pogorszeniem się stanu zdrowia społeczeństwa. Naukowcy zareagowali natychmiast: remedium jest ruch. Na ulicach miast i na podmiejskich dróżkach pojawili się biegacze, zaczęto otwierać studia fitness. W latach 80. Jane Fonda poderwała kobiety z kanap; w rytm przebojów Madonny ćwiczył z nią cały świat. Sport zrobił się modny, stał się częścią modnego, nowoczesnego stylu życia.

To otworzyło nową gałąź przemysłu: ubrania sportowe. Na letnie igrzyska w Moskwie w 1980 r. Levi Strauss zaprojektował linię ubrań. Po raz pierwszy zawodnicy wystąpili w designerskich strojach – do tej pory każdy miał własne. Uważano, że na oficjalne otwarcie najodpowiedniejszym strojem będzie biała koszula i ciemne spodnie – jakby nie było, pochodna ubrania miejskiego.

Ujawnienie, kto będzie ubierał zawodników, stało się dla publiczności równie ważne jak zapowiedź, którzy zawodnicy pojadą na zawody. Igrzyska w Rio w 2016 r. były już prawdziwym wybiegiem mody. Rywalizowali nie tylko zawodnicy, ale ich stroje: odpowiednie na otwarcie, dostosowane do wymagań poszczególnych dyscyplin. Tu pojawiły się m.in. wspomniane już nazwiska: ekipę brytyjską ubrała Stella McCartney, Lacoste – francuską, H&M – szwedzką, Giorgio Armani zadbał o włoską. Amerykanów jak zwykle ubrał Ralph Lauren, a Polaków – firma 4F. Trudno powiedzieć, żebyśmy zabłyśli tymi kreacjami.

Czytaj więcej

Greenwashing. Naprawianie to dziś sztuka

Sport i moda, dwie wystawy w Paryżu. Są Zidane i Osaka, Chanel i Lacoste

Temat sportu i mody podejmują otwarte we wrześniu ubiegłego roku w Paryżu aż dwie wystawy. Jedna w Muzeum Galliera – „Moda w ruchu”. Druga, w Muzeum Sztuk Dekoracyjnych, „Moda i sport. Z jednego podium na drugie”. Temat jak najbardziej aktualny, zważywszy okazję, no i frekwencja zapewniona, bo do stolicy Francji przybędą tłumy.

Pośrodku przestrzeni wystawienniczej w Muzeum Galliera znajduje się bieżnia zamieniona w pas startowy, nad którym wiszą złote pierścienie w hołdzie igrzyskom olimpijskim. Na zdjęciach gwiazdy szczególnie inspirujące dla projektantów mody, w tym francuski trener, a wcześniej piłkarz Zinédine Zidane (ambasador Diora) oraz japońska gwiazda tenisa Naomi Ōsaka (Louis Vuitton). Tor zastawiony jest manekinami prezentującymi dyscypliny sportowe – inspirowanymi stylizacjami z wybiegów autorstwa takich projektantów, jak Maria Grazia Chiuri, John Galliano, Issey Miyake i Alexander McQueen.

Spektakl ma charakter chronologiczny. Na początek starożytna Grecja, kolebka europejskiej cywilizacji. W tej kwestii ma niewiele do zaoferowania, zważywszy, że zawodnicy na pierwszych olimpiadach występowali nago. Potem następuje długa przerwa, kiedy głównym sportem ludzkości były wojny, a strojem mundur wojskowy.

Gdy XX wiek zapewnił trochę spokoju, zaczęto myśleć o przyjemnościach. Panna Chanel, zdolna i sprytna samozwańcza projektantka mody, postanowiła wyzwolić się od sztywnych materiałów oraz gorsetu. Z czego to uszyć? Najbardziej do tego celu nadawały się miękkie dżersejowe wełny, z których jej angielski kochanek nosił, przepraszam za wyrażenie, kalesony. Ten dżersej to prekursor współczesnych miękkich tkanin z dodatkiem lycry.

Paryscy pionierzy mody międzywojnia: Jean Patou, Jeanne Lanvin, Gabrielle Chanel i Elsa Schiaparelli czerpali inspirację ze sportu, tworząc kolekcje dla kobiet. Były one w dużej mierze zaprojektowane z myślą o gibkich i młodzieńczych ciałach. Już wtedy sportowcy stawali się przedsiębiorcami z branży mody. Tenisista René Lacoste, narciarz Emilio Pucci i lekkoatleta Ottavio Missoni – to ówcześni prekursorzy Roberta Lewandowskiego czy Rogera Federera. Wykorzystali swoje sportowe doświadczenie do projektowania oraz do pracy nad projektami strojów drużynowych.

Iga Świątek w ciuchach od Rogera Federera

W 1985 r. weszłam do sklepu sportowego w Nowym Jorku z zamiarem kupna butów i przeżyłam szok. Regały były podzielone na działy: bieganie, siatkówka, piłka nożna, koszykówka, tenis… To rozpasanie nie mieściło się w głowie komuś, kto przyjechał z Polski: tam w sklepach były wyłącznie sofixy, buty polonijnej firmy. Gdyby zapytać sprzedawcę, do wykorzystania w jakiej dyscyplinie sportu zostały pomyślane, popukałby się w czoło. Buty jak buty, po prostu do chodzenia.

Dziś apetyt na odzież dla aktywnych jest silniejszy niż kiedykolwiek, szczególnie po pandemii, która zmieniła podejście milionów ludzi do ubioru na całym świecie. „Wygoda jest obecnie czymś, czego większość konsumentów oczekuje od swojej odzieży i nie uznaje kompromisów” – stwierdziła Sophie Lemahieu, kuratorka wystawy w Muzeum Sztuki Dekoracyjnej. „To ogromna zmiana w porównaniu z większością ubrań w historii, zwłaszcza dla kobiet, a w dużej mierze wynikła ze sposobu, w jaki sport i kultura sportowa wpłynęły na współczesne projektowanie mody”.

Jako fanka tenisa oglądam nie tylko turnieje wielkoszlemowe, ale i te mniejsze, mniej prestiżowe. Telewizja uwielbia kobiecy tenis. Wiadomo: kuse spódniczki i długie nogi zawodniczek przyciągają widownię, zwłaszcza męską. Ale realizatorzy transmisji robią też zbliżenia na oznaczenia strojów i butów. Kto co nosi, to się liczy, a kontrakty z firmami, które ubierają zawodników, warte są miliony. W tym roku debiutowała marka On Federera, którą prezentowała Iga Świątek. Ubrania niekoniecznie dla graczy w tenisa, ale dla zwykłego człowieka, który kupi bluzę z modnym znaczkiem. Tylko tyle i aż tyle.

Na strojach polskich olimpijczyków, które na 98 dni przed igrzyskami w Paryżu ujrzały niedawno światło dzienne, internauci nie zostawili suchej nitki. O tym za chwilę, ale obawiam się, że do tych opinii będę musiała się przyłączyć.

Jeszcze wcześniej dziennikarze otrzymali komunikat Polskiego Komitetu Olimpijskiego (PKOl) dla mediów z krótkim opisem i zdjęciami kolekcji. Po informacjach prasowych nie oczekuję wiele, ale komunikat szumnie obwieszczający prezentację przebija wiele innych nadętym językiem. Składa się z pustosłowia, banałów i bezsensownych kalk z języków obcych. „Font, print, brand, DNA”. Czy szanowni autorzy nie znają polskich odpowiedników?

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi