Na strojach polskich olimpijczyków, które na 98 dni przed igrzyskami w Paryżu ujrzały niedawno światło dzienne, internauci nie zostawili suchej nitki. O tym za chwilę, ale obawiam się, że do tych opinii będę musiała się przyłączyć.
Jeszcze wcześniej dziennikarze otrzymali komunikat Polskiego Komitetu Olimpijskiego (PKOl) dla mediów z krótkim opisem i zdjęciami kolekcji. Po informacjach prasowych nie oczekuję wiele, ale komunikat szumnie obwieszczający prezentację przebija wiele innych nadętym językiem. Składa się z pustosłowia, banałów i bezsensownych kalk z języków obcych. „Font, print, brand, DNA”. Czy szanowni autorzy nie znają polskich odpowiedników?
Chciałabym coś dobrego napisać o samych strojach, których wszyscy jesteśmy ciekawi, ale to, co nam pokazano (widziałam tylko na zdjęciach, bo nie mogłam być na oficjalnej prezentacji), prezentuje się nie lepiej.
Pierwsze pytanie: dlaczego stroje codzienne projektował Adidas, a nie jakaś polska firma? Dlaczego te galowe akurat Bizuu, dom mody, owszem, polski, który do tej pory znany był jednak głównie z sukienek w kwiaty? Na co zresztą wskazuje sama nazwa: bizuu – nawiązuje do francuskiego bisou, całus. Ze sportem nie ma to wiele wspólnego.
Od igrzysk w Vancouver polskich olimpijczyków ubierała firma 4F. Odpowiedź, dlaczego teraz wybrano Adidasa, jest ponoć biznesowa. – Słyszałem, że do tej pory PKOl za stroje dla reprezentacji olimpijskiej płacił, a teraz to Adidas płaci nam – mówił cytowany w serwisie rp.pl Radosław Piesiewicz, szef PKOl. Umowa będzie obowiązywała do 2028 roku, a więc obejmie także kolejne zimowe (2026) i letnie igrzyska olimpijskie (2028).