Bogusław Chrabota: Dzwon, który nie chciał zabrzmieć

Następnego dnia o świcie dzwon się odzywa. Dźwięk żywego brązu jest radosny, przeczysty, rozchodzi się daleko wzdłuż brzegów rzeki, nad którą postawiono monastyr. Kniaź wzywa Igumena. Zakonnicy znajdują go u stóp dzwonu. Jest oniemiały, leży bezwładnie na powale i chwytając za rękaw, usiłuje coś powiedzieć pierwszemu z braci.

Publikacja: 22.12.2023 07:04

Rys. Mirosław Owczarek

Rys. Mirosław Owczarek

Foto: mat.pras.

{ 1 }

Tajemnica, ów zasadniczy sekret poruszający od tysiącleci miliony ludzkich serc i mózgów, jest czymś z natury tak nieuchwytnym, iż dotrzeć można do niej tylko okrężnymi drogami. Niewiele pomoże tu umysł. Wywrócisz się na progu intuicji. Ci, którzy wierzą w siłę modlitwy, też przegrają. Jedyne, co zostaje, to wsłuchanie się w relacje ludzi, którzy w różnym stopniu posmakowali wiedzy, otarli się o nią. Tajemniczość potęguje fakt, że wobec niemal pełnej bezradności w świetle dnia jesteśmy w sposób naturalny skazani na poznanie sekretu dopiero, gdy zapadniemy się w ostateczną ciemność. Jakby ktoś cisnął między nasze życie i śmierć żelazną bramę bez klamek. Tak więc z jednej strony niemalże absolutna ciemność, z drugiej, po przejściu ostatniego z progów, oślepiające światło naturalnego poznania.

Oczywiście, trudno się z tym pogodzić. Dlatego chcemy wierzyć w wyjątki, wciąż szukamy metody. Ale demon sekretu zwykł pilnie strzec możliwości poznania. Jedną z jego ulubionych metod jest zamykanie ust. Nie tylko przez uśmiercenie. Jakże łatwiej jest tego, kto otarł się choćby o naskórek tajemnicy, skazać na milczenie albo szaleństwo. To jak z gigantycznych rozmiarów urządzeniem; łatwiej popsuć ukryty w jego wnętrznościach sekretny mechanizm napędu, niż zniszczyć cały korpus.

Tak, czas żeby zwrócić się w stronę literatury. To najczęściej za jej pośrednictwem dowiadujemy się o przypadkach poznania sekretu przez żywych ludzi. To zresztą nasuwa pytanie, czy sekret w ogóle istnieje, czy jego natura nie ma wyłącznego źródła w literackiej kreacji. Wiemy przecież od dawien dawna, że nic nie intryguje bardziej niż poetyka tajemniczości i niedopowiedzeń; emocja karmiona na co dzień i utrzymywana przy życiu przez samą literaturę.

Ten rozdźwięk między „życiem” a literaturą należy jednak rozstrzygnąć na rzecz literatury. Dlaczego? Otóż „życie” to współczesność, a więc czas, który potrafimy ogarnąć pamięcią. Pamięć jest tu jedynym instrumentem, jakże w gruncie rzeczy zawodnym, niepotrafiącym utrwalić przemijania w sposób pełny i doskonały. Literatura sięga głębiej; z biegiem czasu dystansuje się do indywidualnej pamięci, a zatem i do życia. Egzystuje w innym wymiarze. Płynie po przestworzach jak uskrzydlony liniowiec. Godna tylko podziwu.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Kaczyński. Siewca burzy

{ 2 }

Wróćmy do sprawozdań literackich. Bohater Nathaniela Hawthorne’a nakłada na twarz czarny welon. Zna sekret lub jego drobną cząstkę i nie pokazuje swojej twarzy do śmierci. Boi się, że ktoś, odkrywając jego twarz, pozna w sposób nieuprawniony tajemnicę. Nikt nie ośmiela się zdjąć welonu nawet w trumnie.

Falter z Nabokoviańskiej „Ultima Thule” doznaje olśnienia którejś nocy w hotelu na Riwierze Francuskiej. Z pokoju, w którym mieszka, dochodzi nagle opętańczy krzyk. Trwa kilkanaście minut. Falter dochodzi przypadkowo do rozwiązania „zagadki wszechświata” i odtąd tai jej treść. Raz tylko objawia ją psychiatrze Bonominiemu, którego natychmiast powala zawał serca; Bonomini chciał poznać sekret mimo wielu ostrzeżeń. Sekret zabije każdego – mówi Falter i nie powtórzy go już nikomu. Umrze szybko w stanie zupełnej degradacji fizycznej, jakby odjęto mu duszę. Choroba? Szaleństwo?

Bohater opowiadania Borgesa „Etnograf”, Amerykanin Fred Murdock, opuszcza na kilka lat uniwersytet. Udaje się w góry, by wśród pierwotnych Indian poznać pewne ezoteryczne obrzędy prowadzące do zgłębienia tajemnicy. Przechodzi przez wszystkie kręgi wtajemniczenia, a gdy śni, doznaje wizji. Szaman – jego duchowy przewodnik – wyjawia mu na koniec tajemnicę. Murdock powraca w końcu na uniwersytet, ale tajemnicy nigdy nie zdradzi. Nie wiem dobrze, jak panu powiedzieć, że tajemnica jest cenna – mówi swojemu patronowi – i że teraz nasza wiedza, wydaje mi się rzeczą bez znaczenia. Poza tym sama tajemnica nie jest tyle warta co drogi, które mnie do niej doprowadziły. Te drogi trzeba przebyć.

Murdock zostaje bibliotekarzem w Yale, jakby się chciał ukryć wśród ludzkich myśli. Milczy.

Milczy również święty Paweł z Tarsu. Widzenia jerozolimskie przenoszą Pawła do Trzeciego Nieba, gdzie – jak sam mówi – zobaczył rzeczy „niewyrażalne”. Paweł zachowuje tajemnicę. Nawet gdyby chciał ją przekazać, nie potrafiłby tego zrobić, bowiem sekret widzeń nie przystaje do natury ludzkich słów. Może gdyby mówił językiem aniołów, byłoby to możliwe.

Talmud babiloński podaje, że łaskę „widzenia i objawienia” posiadło od Boga czterech rabinów. Ben Azaj – zobaczył chwałę Bożą i umarł. Ben Sama – zachorował. Można się tu domyślić szaleństwa. Aszer – skończył jako heretyk. Rabin Akiba – autor czwartej księgi Ezdrasza – nie poniósł żadnej bezpośredniej szkody. Zginął jednak szybko jako męczennik rewolucyjnego nacjonalizmu.

{ 3 }

Przykłady iluminacji można mnożyć. Od czasów chińskich po współczesne; od ujawniających sekret ognistych smoków spływających z gór w epoce Szang-In po dociekliwych badaczy labiryntów ludzkiego myślenia, których eksperymenty kończą się najwyżej połowicznym sukcesem.

Wypada też wspomnieć o tych, którzy świadomie lub instynktownie, dążąc do zgłębienia tajemnicy, byli na krawędzi poznania. Kimże innym jest kapitan Ahab z powieści Melville’a, bohaterowie Kafki – bezradni wobec tajemnicy, osaczeni przez niezrozumiałe racje. „Teraz, gdy posiadłem tajemnicę, mógłbym ją wypowiedzieć na sto różnych, nawet sprzecznych sposobów” – mówi Fred Murdock.

Wielość dróg, mnogość sposobów ich opisywania, na koniec zawsze milczenie. Tajemnica wszechświata, sekret wszechrzeczy, zagadka bytu – pozostaje zawsze nieprzenikniona dla postronnych. Nie znają jej pisarze. Powtórzę to dobitnie: zdają nam tylko sprawę z przypadków poznania. Jeśli zaś znają, zachowują milczenie.

Bywają i fałszywi prorocy. Poznać ich można po tym, że nie tają rozwiązania sekretu. Genialny, ciągle na krawędzi szaleństwa Fryderyk Nietzsche. Objawia tajemnicę i świat nie drży w posadach. Nietzsche nie mówi prawdy, ale jest blisko. Swoją wieszczą próbę przypłaca szaleństwem. Jest to obłęd albo maska. Maska skrywająca prawdziwe rozwiązania sekretu. Nietzsche milknie.

Bywają i kpiny z sekretu. Czymże innym jest księga z „Imienia Róży” Umberta Eco. Tajemnica upada z wysokiej klasztornej wieży na bruk banału – to tylko manuskrypt zaginionej księgi Arystotelesa. Encyklopedia śmiechu, jak można odgadnąć. To już inny wymiar, nieistotny.

Czy tajemnica istnieje? Czy jest tylko lustrzanym odbiciem naszej zawiłej psychiki? Duchowości budowanej na judaistycznej mistyce, kabale, tajemnicach Ewangelii: tajemnicy trójcy, zmartwychwstania, przemienienia. Tajemnicach języka Etrusków i Basków, znaków runicznych i alchemii? Nasi ojcowie bywali świadkami mocy tajemnicy. Widywali cuda, doświadczali niemożliwego, przemawiali niespodziewanie wszystkimi językami. Inni z naszych ojców postawili na ołtarzu rozum. Odziedziczyliśmy jedną i drugą spuściznę. Doświadczamy potęgi rozumu i nie wyzbyliśmy się głodu poznania wszystkiego, co rozumowi się wymyka. Tak więc jesteśmy w pół drogi. Między poszukiwaniem i milczeniem.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Przyspieszać integrację czy nie

{ 4 }

Rosja jest dla wielu uosobieniem tajemnicy Europy. Krajem niezrozumiałym od wieków i obcym, jak obcy być może olbrzymi dzwon Car-kołokoł dla praktycznych zakonników od św. Benedykta. Rosja, kraj przytłaczających odległości, wymiarów, które odbierają znaczenie wszystkiemu, co niepozorne, indywidualne, człowiekowi, jego losom, namiętnościom, rozterkom. Ojczyzna monstrualnych wysiłków, wielkich ambicji i nikczemności. Odrębny świat, gdzie dobro i zło mają posmak absurdu i jakże często bywają sprowadzane do absurdu.

Mroki średniowiecza. Dawne czasy, o których zapomniano. Wielkie miasto otoczone murami. Wyrastają nad nim baszty i cerkiewne kopuły. Lśni z daleka złoto greckich krucyfiksów wieńczących dachy świątyń. Wokół lasy i ludzie o szczególnej, prostej urodzie, a dalej na południe już tylko step, Astrachań i Kaukaz, Orda i niekończące się lasy Wschodu. Zamek wybudowany przez wielkiego kniazia. Do wysoko sklepionej komnaty sączy się przez kolorowe szybki okien gęste i przyćmione światło. Stary człowiek na wyłożonym złotogłowiem posłaniu, obok niego chłopiec. Cicho skwierczą płonące świece. Światło wędruje w głąb komnaty i rozświetla czerń ikon, ożywiając grupy świętych, dodając płaskim kształtom migotliwe wrażenie ruchu. Za chwilę święty Michał zatańczy na rumaku pośrodku komnaty, a chór świętych zanuci „Hospody pomyłuj”; lśnią złote aureole. Płoną świece.

Nie minie godzina i nad miastem zapadnie zmrok. Po północy rozlegnie się pośród innych dzwon, który obwieści Rusi śmierć kniazia. Dzwon potężny, donośny. Słuchany przez lud w dole i w górze rzeki. Dzwon monastyru postawionego przez kniazia na wysokim brzegu.

Chłopiec pyta o dzwon. Słyszał o nim od kołyski. Stary człowiek mówi o tajemnicy, ciemności, milczeniu. Donośnie śpiewają chóry świętych z ikon, Michał, wódz hufców niebieskich, harcuje po komnacie i lśniącym mieczem wycina hordy demonów. Aureole jaśnieją nagle od światła wschodzącego słońca. Starzec, jeśli coś wie, zabierze tajemnicę do grobu. Legenda jednak trafi do kronik.

{ 5 }

Zapis w jednym z latopisów o nie do końca sprawdzonej proweniencji; może stare podanie, może tylko wytwór czyjejś fantazji. Zostaje z tego historia przykryta całunem tajemnicy.

Wieki średnie. Wielki kniaź buduje monastyr nad wielką rzeką. Wiele lat później ma być w tym monastyrze pochowany ważny poeta tej ziemi. Monastyr to pomnik, strażnik ludzkiej dumy. Hołd, ale też wyzwanie rzucone samemu Bogu. Jedynemu twórcy tego, co wielkie, a Ruś jest największa. Sam Bóg jest zresztą nieogarniony jak rosyjska ziemia. Kniaź wie o tym i bez należytej pokory chce tego dowieść.

Dlatego buduje monastyr. Sprowadza najlepszych architektów, opłaca budowniczych. Tysiące poddanych chylą karki przy budowie wymarzonej, kniaziowskiej świątyni. Zakonnicy odprawiają nieustanne modły do Pana; o pomyślność budowy, o ostateczny sukces ludzkiego starania. W gotowych już nawach brzmią cerkiewne chorały. Płoną tysiące świec i oliwnych kaganków. Kniaź czyni zakonników odpowiedzialnymi za dzieło. Daje im swoje słowo, a słowo kniazia znaczy: stań się!

Wybudowano już nawy i przykryto kopułą. Rosną wieże, dzwonnice, odlewany jest dzwon. Dzwon będzie największym dzwonem, jaki widziały ludzkie oczy. Już gotowy ma być zawieszony u szczytu dzwonnicy. Z niewypowiedzianym trudem setki ramion podnoszą go do góry. Kiedy już wisi, jeden z zakonników uderza weń na próbę. Dzwon jednak milczy. Nie wydaje brzmienia. Serce z brązu nie potrafi rozbudzić w nim życia, dać mu melodii, której oczekuje kniaź. Ludwisarze musieli popełnić jakiś błąd. Dzwon nie jest pęknięty. Stop, którego użyto, zgadza się z najlepszymi recepturami. Brak mu duszy – mówią zakonnicy.

Ciążą mu głowy wrogów kniazia – powtarza się między ludem. Dzwonnica stoi na stromym brzegu rzeki. Przepływający tędy rybacy żegnają się nabożnie na jej widok. Kniaź chce słyszeć bicie dzwonu, a słowo kniazia znaczy: stań się! Budowniczowie mówią: dzwon trzeba zrzucić na dół, rozbić, przetopić i odlać na nowo. Potem znowu zawiesić. Ale kniaź chce słyszeć bicie dzwonu. Rusza na wyprawę wojenną. Kiedy wróci, dzwon ma wieścić jego powrót.

Mnisi modlą się do Boga o pomoc. Nikt z ludzi nie poradzi. Budowniczowie i zakonnicy dadzą głowy.

Modły trwają noc całą. Kolejną,i następne. Jak męczące buczenie pszczoły brzmią cerkiewne chorały, wosk świec topi się u wrót tajemnej głębi ikon. Bóg nie zsyła anioła; święty Michał trzyma na wodzy swoje hufce. Święty Jerzy zapomniał o wyznawcach i walczy gdzieś w świecie ze złem wcielonym w postaci jadowitego smoka. O świcie ma wrócić kniaź. Powiadomił o swoim powrocie przez umyślnego. Przed świtem zakonnicy opuszczają klasztor.

Zostaje tylko Igumen, człowiek święty i uczony. Ma wiele lat i tyleż ksiąg w pamięci. Nie boi się gwałtowności kniazia i pokłada ufność w Panu. Modli się całą noc, leżąc krzyżem u stóp dzwonu. Czeka na cud. Ramiona pańskie są wszechmocne, wielkość pańskiej łaski jest nieogarniona. Jak Ruś. Jak ludzka pycha. Zostaje mu tylko wiara. Śni i modli się na zmianę.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: PiS uwierzył, że tych wyborów przegrać się nie da

{ 6 }

Następnego dnia o świcie, wyprzedzając wracające zastępy kniaziowych rycerzy, szczekanie psów i łoskot dudniących w nadwołżańskiej mgle bębnów, dzwon się odzywa. Bije triumfalnie w nieboskłon i niesie wieść o chwale Pana, o chwale jego syna człowieka. Dźwięk żywego brązu jest radosny, przeczysty, rozchodzi się daleko wzdłuż brzegów rzeki, nad którą postawiono monastyr. Budzą się ptaki i krążą radośnie wśród drzew. Jaskółki śmigają jak tatarskie strzały wokół dzwonnicy. Rozproszeni zakonnicy powracają w mury świątyni.

Kniaź obdarowuje suto przybytek i wzywa Igumena. Zakonnicy znajdują go u stóp dzwonu. Jest oniemiały, leży bezwładnie na powale i chwytając za rękaw, usiłuje coś powiedzieć pierwszemu z braci. Ma martwe oczy, choć wzroku nie utracił. Nie odzywa się. Sprowadzają go na dół. Wygląda jak człowiek, z którego wyjęto kości. Półprzytomny, jakby nieświadom czynów i słów.

Cud, cud – powtarza lud w całej Rusi i snuje coraz to nowe legendy. Mówi się o Żydzie, którego widziano, jak wymykał się nocą z dzwonnicy; miał gliniane ręce i odzywał się głosem psa. Po miastach i wsiach wędruje ślepiec, o którym powiadają, że podpatrując modlitwę Igumena, oślepł. – Widziałem… – powiada ludziom i nie kończy, a z jego wyblakłych oczu płyną wielkie jak groch łzy. Gdy bije dzwon, milknie Ruś cała i słuchają wszyscy bez wyjątku: książęta, popi, bojarzy, lud prosty i niewolnicy.

Gdy bije dzwon, zamiera słońce i chmury przestają płynąć po powale nieba. Gdy bije dzwon, na nieboskłonie pojawia się świetlisty rycerz; a jego zbroja jaśnieje diamentową poświatą wszystkich gwiazd niebieskich. Mknie na siwym rumaku z podniesioną wysoko brylantową włócznią i rozpierzchają się zwały chmur, w szczelinie zaś uchylonego nieba widać niebieskie zastępy, chóry archaniołów i tron samego Boga.

Igumen pozostaje do końca życia w swej celi. Nigdy jej nie opuszcza. Umiera dwa lata później, nie wypowiedziawszy ni słowa. Przed śmiercią odwiedza go kniaź. Po wielu latach, już na łożu śmierci opowiada swojemu wnukowi, że zamknąwszy się w celi z Igumenem, był świadkiem, jak ten zasłonił dłonią usta i nakreślił w powietrzu potrójny znak krzyża, jakby chciał powiedzieć: nie wolno mi…

Tajemnicę dzwonu próbują potem rozwikłać najsławniejsi inżynierowie. Rozkładają ręce i też mówią o cudzie. Potem wszystko rozpada się w pył. Znika z wysokiego brzegu wielkiej rzeki monastyr, o dzwonie ludzie zapominają. Groby budowniczych wietrzeją pośród stepu. Wiatr rozwiewa kurhany. Sława wielkiego kniazia, który potrafił przemóc ludzi i zmierzyć się z Bogiem, idzie w zapomnienie. Legenda coraz rzadziej powraca w pieśniach. Umiera jej ślad w ludzkiej pamięci. Zostają pustka i milczenie.

{ 7 }

Czy istnieje tajemnica? Czy znaleźć ją można tylko w wymiarze literackiej kreacji? Spór równie stary jak inne fundamentalne spory. A może odpowiedź wyrwana z mocy zawiłych i niespodzianych dialektyk jest twierdząca tak w pierwszym, jak i w drugim przypadku? Podparta wcale nie nową tezą, że literatura ze swej natury pośredniczy w ciągłym dialogu między światami idei i materii?

Jeśli się z tym zgodzimy, to wyłączność, jaką ma literatura na dowody istnienia tajemnicy i możliwości jej poznania, znajduje swoją odrębną i niezawisłą rację. Jest nią walka z siłą milczenia. Prowokowanie do przerywania ciszy. Kim jesteśmy wobec tych, którym dane było poznać sekret? Czy oddziela nas od nich granica równie trudna do zakreślenia jak ta między przedstawieniem a światem rzeczywistym?

Może jesteśmy wspólnotą niewtajemniczonych, oni zaś pełnią rolę mediów? Posługują się językiem niezrozumiałym. Językiem areta remata*, językiem ukrytego sensu. Jest jeszcze milczenie. Milczenie Freda Murdocka, Faltera z „Ultima Thule”. Milczenie oszalałego Nietzschego, który wieziony pociągiem z Turynu do Bazylei śpiewał cicho w mrokach tunelu Gottarda:

„Dusza moja, jak lira

Niewidocznie dotknięta

Nuciła w sekrecie pieśń gondoliera

drżąc od barwnego szczęścia.

Czy słuchał jej ktoś?…”

Milczenie Igumena od dzwonu. Milczenie, które kryje wszystkie tajemnice, łącznie z najważniejszą.

* Areta remata – wyrażenie z języka misteriów oznaczające słowa tajemne, których nie można wymieniać wobec niewtajemniczonych

Tajemnica, ów zasadniczy sekret poruszający od tysiącleci miliony ludzkich serc i mózgów, jest czymś z natury tak nieuchwytnym, iż dotrzeć można do niej tylko okrężnymi drogami. Niewiele pomoże tu umysł. Wywrócisz się na progu intuicji. Ci, którzy wierzą w siłę modlitwy, też przegrają. Jedyne, co zostaje, to wsłuchanie się w relacje ludzi, którzy w różnym stopniu posmakowali wiedzy, otarli się o nią. Tajemniczość potęguje fakt, że wobec niemal pełnej bezradności w świetle dnia jesteśmy w sposób naturalny skazani na poznanie sekretu dopiero, gdy zapadniemy się w ostateczną ciemność. Jakby ktoś cisnął między nasze życie i śmierć żelazną bramę bez klamek. Tak więc z jednej strony niemalże absolutna ciemność, z drugiej, po przejściu ostatniego z progów, oślepiające światło naturalnego poznania.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi