Oli
Coraz częściej na okładkach książek napisanych przez obcojęzycznych pisarzy pojawia się również nazwisko tłumacza. Współtwórcy, przemytnika z dalekiego kraju i języka, szmuglującego „na nasze” nie tylko obce słowa i gramatykę, ale też wrażliwość, brzmienie, krajobraz, tempo życia – to wszystko, co pozostaje w tle każdej prozy. Tak jak w tle życia pozostaje krążenie krwi w żyłach. „Tło” w tym przypadku nie ma nic wspólnego z drugim, dalekim planem, ale jest warunkiem możliwości zaistnienia czegokolwiek.
Dowartościowanie pracy tłumacza, wyciągnięcie go z cienia twórcy, jest więc trendem bardzo pozytywnym, krokiem we właściwym kierunku. Ale marzy mi się, żeby poszły za nim kolejne, by po drodze zauważono wreszcie tych tajnych współpracowników tworzenia, bez których nie ma, nie może być mowy o czymkolwiek. Których obecność jest jak szum krwi przepływającej przez żyły – równie łatwa do przegapienia, co nieodzowna.
Czytaj więcej
„Wybór jest prosty – dobro albo zło” – informuje na samym początku „Zielonej Granicy” Maja Ostaszewska. I to jedno, krótkie zdanie, definiuje cały ten film. Zamyka go w manichejskim podziale, rozdaje role, które odegrane zostaną nie tylko przez kolejne dwie i pół godziny, ale też po wyjściu z kina.
Kilka dni temu miałem okazję uczestniczyć w rozmowie „ludzi piszących”, podczas której padło pytanie o to, bez czego nie wyobrażamy sobie naszej pracy. Nie byłem wówczas w stanie – jak na każde z tych naprawdę celnych pytań – na nie odpowiedzieć. Chodziłem z nim od tamtego czasu, jak z jakąś nazwą czy nazwiskiem, doskonale znanymi, oczywistymi, koczującymi gdzieś na końcu języka, ale wciąż za daleko od tego, by je złapać, wymówić w poczuciu ulgi i triumfu. I nagle zrozumiałem, że jest jednak odrobinę źle postawione. Nie wiem do teraz „bez czego”, ale doszedłem wreszcie „bez kogo” nie potrafię sobie wyobrazić pisania. Tego dziwnego, ekshibicjonistycznego zajęcia, które jest w stanie zachować związek z uczciwością tylko wtedy, gdy ma jasno określonego adresata. Jest sobą, tym, czym być może i powinno, pod warunkiem że próbuje być korespondencją.