Praski folklor i bezlitośni ubecy

Poruszający spektakl o „pękniętych życiorysach”. Bez patosu i nachalnego dydaktyzmu, dość typowego w próbach zmierzenia się z rodzimym stalinizmem.

Publikacja: 08.09.2023 17:00

Praski folklor i bezlitośni ubecy

Foto: mat.pras.

Pierwsze powojenne miesiące. Żałoba, ale i radość, że najkrwawsza z wojen się skończyła i jest nadzieja na lepszą przyszłość. W kraju mocną nogą stoją Sowieci, a komuniści umacniają władzę, ale nic to, skoro w Warszawie jest już Mikołajczyk! Zachodnie mocarstwa przypilnują, by pierwsze powojenne wybory były uczciwe, a chłopski premier poprowadzi do zwycięstwa – „Siekiera, motyka, kalosz trzewik, nie faszysta to bolszewik. Siekiera, motyka, Tatry, Hel, wygra z nimi PeeSeL!”.

Brzmi to naiwnie? Ale wówczas tą nadzieją oddychały miliony ludzi w Polsce. Wśród nich Bolek Chmielarz, dwudziestolatek z warszawskiej Pragi, harcerz i dawny akowiec z batalionu „Zośka”, teraz pełen temperamentu działacz młodzieżówki PSL, tytułowy bohater „Praskiego Reytana” wyreżyserowanego dla Teatru Telewizji przez Tomasza Drozdowicza, według scenariusza historyka i publicysty Piotra Zaremby.

Chmielarz (świetny w tej roli Mikołaj Kubacki) to pełen pasji aktywista, ale żaden z niego inteligent i polityk. Zna grzechy i grzeszki praskich zaułków. Mówi, co myśli: że w Polsce lepiej będzie, jeśli komuniści utracą władzę. Kolejarski syn robi to, co podpowiada mu serce, i trzyma się prostych zasad. Gdy Mikołajczyk ucieka z kraju, jako jedyny ma odwagę ze zjazdowej trybuny przypomnieć zastraszonym i już oswajającym się z nowymi porządkami działaczom PSL, że niedawno gotowi byli nosić chłopskiego premiera na rękach. Skutek jest łatwy do przewidzenia – aresztowanie, niekończące się przesłuchania, stopniowe łamanie charakteru.

Czytaj więcej

Między Tarantino a Bunuelem

Przypadek niedającego się nie lubić Reytana to w pewnym sensie metafora losów pokolenia przetrąconych biografii, najpierw przez wojnę, później rodzimą wersję stalinizmu. Warto podkreślić, że spektakl Zaremby i Drozdowicza opowiada o tym bez przesadnego patosu i nachalnego dydaktyzmu, dość typowego w próbach zmierzenia się z tamtym czasem. Inscenizacja jest dynamiczna, utkana z krótkich, nasyconych emocjami, ale oszczędnych w słowach scen, rozgrywających się na tle prostej scenografii. Niczym w antycznym teatrze migawki z życia Chmielarza przerywa głos chóru, w który wciela się podwórkowa kapela, racząca widza na przemian śpiewanymi warszawską gwarą balladami i praskim folklorem w formie hip-hopowej. Ekstrawaganckie? Kapela „Nicponie” i rapująca Karolina Czarnecka wypadają jednak doskonale.

Cały spektakl przypomina podwórkową balladę. I jak w mądrej przypowieści postaci są pełnokrwiste, niejednoznaczne. Jest miejsce na jędrny język praskich podwórek. Jest chęć „życia i użycia” wbrew trudnym czasom, jest niespełniona miłość (w roli niedoszłej narzeczonej Bolka bardzo dobrze wypada Justyna Fabisiak), wreszcie na koniec przychodzi gorzka refleksja nad światem, w którym najsilniej wiatr w oczy wieje maluczkim. Bo Mikołajczyk (niezawodna kreacja Adama Woronowicza) i jego prawa ręka mecenas Stefan Korboński (zapadająca w pamięć rola Wojciecha Solarza) lądują na Zachodzie, a za ich winy w celach UB płaci Bolek Chmielarz i jego ferajna. „Ostatnie rycerzyki Mikołajczyka” – drwi z nich ubek (demoniczna kreacja Krzysztofa Szczepaniaka).

Chmielarz to naprawdę Bolesław Chmielewski, bo historia nie jest fikcją. Tekst powstał na podstawie przechowywanych w IPN dokumentów ze śledztwa. Obraz, który się z nich wyłania, daleki jest od czarno-białej kliszy, jaką posługują się historyczni propagandziści. „Praski Reytan” nie jest sztampową opowieścią o bohaterstwie i zdradzie, lecz skupia się na emocjach i trudnych wyborach ludzi wkręconych w tryby wielkiej historii. Dzięki temu jest autentyczny. I dlatego tak porusza.

Pierwsze powojenne miesiące. Żałoba, ale i radość, że najkrwawsza z wojen się skończyła i jest nadzieja na lepszą przyszłość. W kraju mocną nogą stoją Sowieci, a komuniści umacniają władzę, ale nic to, skoro w Warszawie jest już Mikołajczyk! Zachodnie mocarstwa przypilnują, by pierwsze powojenne wybory były uczciwe, a chłopski premier poprowadzi do zwycięstwa – „Siekiera, motyka, kalosz trzewik, nie faszysta to bolszewik. Siekiera, motyka, Tatry, Hel, wygra z nimi PeeSeL!”.

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi