Chyba nic lepiej nie ilustruje stanu aktualnej polityki historycznej PiS niż właśnie ta lokomotywa. Bo to lokomotywa na miarę naszych możliwości. Tą lokomotywą otwieramy oczy niedowiarkom. Mówimy: to jest nasza lokomotywa, przez nas zrobiona, i to nie jest nasze ostatnie słowo! Wróć. Nie jest przez nas zrobiona, lecz oklejona. Pechowo się złożyło, że choć tę serię lokomotyw nazwano dumnie, odwołując się do największych chwil chwały polskiego oręża, „Husarz”, to jednak wyprodukował ją niemiecki koncern Siemens. A więc otwieramy oczy Niemcom przy użyciu niemieckiej lokomotywy, ale przynajmniej przez nas pomalowanej.
Czytaj więcej
Dlaczego odwołujemy się do filozofii po to, by zrozumieć nowe zjawisko, jakim jest generatywna sztuczna inteligencja?
I co im mówimy? Że rodzina Ulmów została zamordowana przez Niemców. Ale czy rzeczywiście mówimy to Niemcom? Bo napisy na lokomotywie są na jednym boku po polsku, a na drugim po angielsku. I właśnie to pokazuje, jaki jest cel tego przedsięwzięcia: lokomotywa jest na miarę naszych możliwości, bo wymalowano ją na nasz polski użytek. By pokazać wyborcom, jak twardą politykę wobec Niemiec prowadzi rząd. Że one oto dybią na naszą suwerenność, że dążą do przekształcenia Polski w jeden z niemieckich landów, pod przykrywką federalizacji Unii, że wysyłają nam to, co mają najgorsze, czyli śmieci i odpady, które potem płoną na wysypiskach w Polsce, a także Donalda Tuska (nic nie zmyślam, słyszałem, że mówili tak w TVP Info). A my potrafimy się temu przeciwstawić. Stanąć dumnie i bez lęku. I wysłać na Berlin husarię. Stalowego rumaka. Niemieckiego konia trojańskiego w polskich barwach.
I co im mówimy? Że rodzina Ulmów została zamordowana przez Niemców. Ale czy rzeczywiście mówimy to Niemcom? Bo napisy na lokomotywie są na jednym boku po polsku, a na drugim po angielsku.
Ale żarty na bok, sprawa jest naprawdę poważna. Bo spece od polityki historycznej są zapewne przekonani, że dokonali kolejnej brawurowej ofensywy na Berlin w historycznym sporze o reparacje. Tymczasem wszystko tu jest postawione na głowie. Przede wszystkim, rzekoma twardość wobec Niemiec – które zresztą dawno uznały swoją moralną odpowiedzialność za zbrodnie, lecz uważają, że sprawa roszczeń finansowych jest zamknięta – bardzo kontrastuje z miękkością wobec Ukrainy i domagania się choćby uznania winy nacjonalistów ukraińskich za ludobójstwo na Wołyniu. I żeby była jasność, akurat uważam, że teraz nie jest najlepszy moment na to, by domagać się od Ukraińców przeprosin, ponieważ walczą właśnie z Rosją o wolność i niepodległość dla siebie, ale również dla nas. Mówiąc brutalnie, mimo okrągłej rocznicy, są dziś rzeczy ważniejsze w naszych relacjach z Ukrainą niż dzieląca nas historia.