To poważna sprawa, naczelną „Vogue’a” (albo „Vanity Fair”, teraz nabrałem wątpliwości) przyłapano na noszeniu podróbki kosztownej torebki i skandal przypłaciła stołkiem. Swoją drogą myślałem, że takim damom to torebki wpychają lub stać je na każdą, ale widocznie niewiele wiem o życiu naczelnych oraz pozostałych ssaków.
A wracając do przewodniczącego Platformy, to faktycznie – co by się stało, gdyby rozwiał wątpliwości i powiedział, że jeszcze nie oszalał, by mokasyny zamszowe za pensję minimalną kupować, że to z bazaru za stówę? Pewnie byłoby jak zwykle, tylko z zamianą ról: młodzi, wykształceni z większych ośrodków – zwykle nowocześni i światowi – zaklasnęliby z radości, że swój to chłop, normalny facet, brawo on, po co przepłacać. Z kolei gorzej wykształceni, starsi, kruchtą trącący zawyliby z rozpaczy, że wstyd na całą Eurazję, że prawa autorskie, że stary, niemiecki złodziej. Czyli jak zwykle, więc nie warto o tym gadać, dlatego ja nie o Tusku, ja o pieniądzach. I prezentach, najpierw o nich.
Czytaj więcej
Cytatów przypisywanych Stalinowi jest tyle, że gdyby miał to wszystko powiedzieć, to nie miałby czasu na sen. A sypiał i to nie tylko z żoną Mołotowa, którą chciał sprowadzić do Soczi.
Jadąc w ciepłe kraje (dwa stopnie cieplej niż w Warszawie), zatrzymałem się na stacji, gdzie przyjąłem korzyść majątkową. Stacje benzynowe to oprócz cmentarzy znane z poprzedniego reżimu miejsce biznesowych transakcji, nic więc dziwnego, że szykując się na zmianę kartoflanej władzy na tę bardziej en vogue, i ja zakosztowałem. Wręczono mnie kawę, dwie konkretnie. I to była odpłata za ekologiczną postawę – nabyłem bowiem drogą kupna płyn do spryskiwaczy, a że cały mnie się nie zmieścił i nie chciałem reszty wylewać (środowisko!), to zaproponowałem dżentelmenowi, że odstąpię. Dżentelmen okazał się właścicielem stacji, ciąg dalszy państwo znają.
Dobra, taki prezent to nie prezent, jednak to iście filozoficzny dylemat – od jakiej kwoty zaczyna się prezent? I to taki, który może przyjąć polityk? Ani mnie w głowie szukanie odpowiedzi – tak tylko zaznaczam, że to sfera niejasna, niedefiniowalna z zasady, bo odpowiedzią powinien być zdrowy rozsądek. Co jednak, jeśli tenże jest towarem deficytowym, a w kampanii wyborczej wręcz niewystępującym?