Kazimierz Michał Ujazdowski jednak z jakiegoś powodu nie jest już w PiS i nie przypadkiem to on z ramienia Koalicji Polskiej przygotowuje projekty naprawy praworządności czy nawiązujące do idei otwartego parlamentaryzmu. Zresztą, paradoksalnie, to przecież PiS, kiedy było w opozycji, forsowało ideę otwartego parlamentaryzmu, a teraz zapomniał wół, jak cielęciem był – i gdy doszło do władzy, zamieniło Sejm w maszynkę do głosowania.
A ty widzisz siebie w przyszłym Sejmie?
Tak, zamierzam kandydować i jestem oficjalnie zgłoszony przez partię do negocjacji koalicyjnych.
Przyda wam się jedna młoda twarz wśród tych wszystkich… bardzo doświadczonych polityków, którzy są na scenie właściwie od zawsze.
Nieprawda, nasza partia składa się z wielu młodych ludzi, działaczy lokalnych, samorządowych i powiedziałbym raczej, że to bardzo dobre połączenie doświadczenia oraz fachowej wiedzy i właśnie młodości, świeżości. Ale, oczywiście, młodość w polityce to pojęcie względne. Jak słyszę komentarze, że 51-letni Rafał Trzaskowski jest za młody, by być liderem, to trochę mnie to dziwi (śmiech).
Skąd w ogóle wzięło się twoje polityczne zaangażowanie – to jakieś rodzinne tradycje?
Można tak powiedzieć. Polityka zawsze była obecna w domu, w którym się wychowywałem, więc to zainteresowanie sprawami publicznymi było dla mnie naturalne.
A kim są twoi rodzice?
Tata jest urzędnikiem, a mama prawnikiem.
A kto w twojej rodzinie był politykiem?
Nie chciałbym, żeby ktoś pomyślał, że się tym chwalę.
Nie sądzę, żeby ktokolwiek tak pomyślał, skoro muszę cię trzykrotnie o to dopytywać.
Dobrze, to mój stryj był politykiem.
To czwarty raz spróbuję: zdradzisz, kim jest twój stryj?
Profesor Wiesław Chrzanowski.
Pierwszy solidarnościowy marszałek Sejmu, prezes ZChN, ważna postać.
Ale stryj mnie nie zapisywał do żadnej partii, zawsze szedłem własną drogą, budowałem samodzielnie swoją pozycję, swoje nazwisko. Oczywiście, znam tych wszystkich polityków od dziecka, mam zdjęcia, jak skakałem po Sejmie, będąc małym brzdącem, ale oni nie mają prawa mnie kojarzyć. Nikt mnie chyba nie łączy z moim wielkim stryjem, właściwie jestem dla wszystkich anonimowy.
Ale umówmy się, że nie wyrzucisz tego w autoryzacji.
No, dobrze… U nas w rodzinie przy obiedzie dużo dyskutowało się o sprawach politycznych, więc naturalnie ciągnęło mnie do tego świata. Już w liceum działałem w inicjatywie Wolna Białoruś i wspierałem przemiany demokratyczne na Wschodzie. Na studiach zaangażowałem się w Kongres Polska Wielki Projekt, w 2012 r. dostałem nawet podziękowania podpisane przez Jarosława Kaczyńskiego „za poświęcony czas, serce i wielką pomoc”. Niestety, za rządów PiS Polska Wielki Projekt nie wyszła z fazy projektowej…
A potem współzakładałeś Miasto Jest Nasze. Jak to się stało, że młody zdolny prawnik został rzecznikiem prasowym?
Niektórzy moi koledzy uważają, że jestem frajerem, bo mógłbym zarabiać w kancelariach grube pieniądze (śmiech). Ale ja nawet próbowałem swoich sił w kancelariach, tyle że brakowało mi tam czegoś, pewnej ikry, którą daje mi zaangażowanie społeczne. A z tym rzecznikiem, szczerze mówiąc, to był przypadek. Nie chcę powiedzieć, że zawsze byłem wyszczekany, ale może przez to, że polityka zawsze była obecna u mnie w domu, dużo przy obiedzie o niej dyskutowano, toczono dyskusje – mój dziadek też się w nie angażował, był znanym profesorem socjologii, zastępcą rektora UW – to odebrałem dobre wychowanie obywatelskie i czułem debatę publiczną. A w ruchu miejskim to było jednak dość unikalną umiejętnością. Potem byłem też rzecznikiem Justyny Glusman, niezależnej kandydatki na fotel prezydenta Warszawy w wyborach 2018 r., a później doradzałem Szymonowi Hołowni i byłem w jego sztabie. Teraz to będzie więc już moja trzecia kampania wyborcza.
I to ty stoisz za porozumieniem Hołowni z Kosiniakiem-Kamyszem?
Chciałbym móc tak powiedzieć, bo niby każdy polityk powinien tak się pozycjonować, jako taki sprawczy (śmiech). Jednak nie była to moja zasługa, tu po prostu zagrała chemia, jaka pojawiła się prywatnie między Kosiniakiem i Szymonem.
Dla was to chyba super, że nie będziecie już tylko przystawką dla PSL, ale macie szansę właśnie „pozycjonować” się jako ważny członek szerszej koalicji.
Nie, my powstaliśmy w ramach Koalicji Polskiej i dla nas pierwszym i naturalnym partnerem jest PSL. Natomiast nie mam wątpliwości, że te dwa obozy świetnie się uzupełniają i jestem przekonany, że to zwyczajnie wypali.
Niejedni tak myśleli, zawiązując koalicje, a potem ginęli pod podwyższonym progiem wyborczym.
Nam to nie grozi, najnowsze sondaże dają nam nawet 16 proc. głosów, więc spokojnie przeskakujemy 8-proc. próg. Myślę, że stanowimy dobrą propozycję na dzisiejsze czasy, na tę polaryzację i zmęczenie stylem prowadzenia polityki przez PiS i PO. Wreszcie wyborcy dostają sensowną alternatywę i będą mogli oddać głos z przekonaniem, a nie tylko ciągle głosować na mniejsze zło.
Jan Popławski (ur. 1988)
Polityk Centrum dla Polski, partii współtworzącej Koalicję Polską. Współzałożyciel i były rzecznik prasowy warszawskiego ruchu Miasto Jest Nasze.