– Bóg to nie to samo co Partia – wyjaśnił tata. – Muzułmanie mówili „Allahu akbar” w czasie modlitw. Wiesz przecież o różnych wyznaniach religijnych, bo pani Nora opowiadała wam o nich podczas lekcji etyki. Allah to po arabsku Bóg.
– A czy znamy kogoś, kto był dawniej muzułmaninem?
– My jesteśmy muzułmanami – odpowiedziała mama i sięgnęła do torby po chusteczkę, żeby zetrzeć błoto, które zauważyła na moich butach.
– Byliśmy muzułmanami – poprawił ją tata. – W Albanii większość ludzi była muzułmanami.
Spytałam, czy muzułmanie wierzyli w życie po śmierci. Mama, wciąż schylona nad moimi zabłoconymi butami, potaknęła głową.
– Czyli byli tak samo głupi jak ludzie, którzy wierzyli w innego Boga – powiedziałam, uwalniając się od uścisku mamy, by wsiąść na rower i znów pognać przed siebie.
Zawsze gdy wracałam ze szkoły i mijałam siedzibę Partii, przypominałam sobie mężczyznę, który krzyknął „Allahu akbar” z okna na piątym piętrze. Jakie to dziwne, myślałam, że ci wszyscy religijni fanatycy nie potrafią się zgodzić co do tego, jak właściwie wygląda Bóg, ale wszyscy wierzą, że jakaś część nas będzie żyć po śmierci. Jeśli coś mogło przekonać nas, dzieci, o nieracjonalności religii, było to właśnie owo śmieszne przeświadczenie, że po tym życiu czeka nas następne. W szkole uczono nas myśleć o powstawaniu i ginięciu w kategoriach teorii ewolucji. Patrzyliśmy na naturę oczami Darwina, a na historię oczami Marksa. Odróżnialiśmy od siebie naukę i mit, rozum i uprzedzenia, zdrowy sceptycyzm i dogmatyczne przesądy. Uczono nas wierzyć, że słuszne idee i aspiracje przetrwają dzięki zbiorowym wysiłkom, lecz życie jednostek musi się skończyć, tak jak kończy się życie owadów, ptaków i innych zwierząt. Wiara w to, że ludzie zasługują na inny los niż reszta przyrody, uczyniłaby z nas niewolników mitu i dogmatu, byłaby pogwałceniem zasad nauki i rozumu. A liczyły się tylko nauka i rozum. Tylko dzięki nim mogliśmy poznawać przyrodę i świat. Im więcej wiedzieliśmy, tym łatwiej było wyjaśniać i kontrolować sprawy, które kiedyś wydawały się tajemnicze.
– Rozumiesz to? – pytałam Nini przez łzy w dniu śmierci Envera Hoxhy. – Wujek Enver już nie żyje. Jego dzieła będą żyć wiecznie. Ale moje marzenie, by go spotkać, nigdy się nie spełni.
Babcia namawiała mnie, żebym coś zjadła. Wychwalała byrek, który upiekła.
– Próbowałam go sama. Jest wyborny.
Dziwiłam się, jak można jeść w takim dniu. Jak w ogóle można myśleć o jedzeniu? Nie byłam głodna. Czułam zbyt wielki smutek. Wujek Enver odszedł na zawsze. Wszystkie jego książki, które tak kochałam, zostaną niepodpisane. Nie mieliśmy nawet jego zdjęcia w dużym pokoju. Będę za nim strasznie tęskniła.
– Wytnę jego zdjęcie z książki, którą napisał dla swoich przyjaciół pionierów, i oprawię je – ogłosiłam. – Postawię przy moim łóżku.
Nini przestała mówić o obiedzie.
– Masz rację – powiedziała. – Ja też nie jestem głodna. Spróbowałam tylko kawałeczek.
Postanowiła jednak odwieść mnie od zamiaru wycięcia fotografii:
– W tym domu nie niszczy się książek.
Przekuwać ból w siłę
Pogrzeb odbył się kilka dni później. Skończyła się słoneczna pogoda i zaczął siąpić deszcz. Wpatrywaliśmy się w ekran telewizora, na którym widać było tysiące ludzi stłoczonych po obu stronach głównego bulwaru Tirany, żeby obserwować żałobną procesję: płaczących żołnierzy, zawodzące stare kobiety, które z rozpaczy drapały się po twarzach, studentów patrzących przed siebie pustymi spojrzeniami. Obrazom tym towarzyszyła muzyka symfoniczna. Sprawozdawca mówił mało i bardzo wolno, jak Syzyf zmuszony do wygłaszania komentarzy w czasie wtaczania pod górę głazu. „Nawet przyroda opłakuje utratę jednego z największych rewolucjonistów naszych czasów”. Urwał i nastąpiła długa chwila ciszy. Słychać było tylko dźwięki żałobnego marsza. „Zawsze, gdy 1 maja towarzysz Enver pojawiał się na trybunie, pogoda zmieniała się i zza chmur wychodziło słońce. Dziś nawet niebo płacze. Krople deszczu mieszają się z ludzkimi łzami”.
Jak Duce przetarł szlaki Putinowi
Historia lubi się powtarzać. Nie pierwszy raz w ostatnim stuleciu przygotowania do inwazji ukrywano pod fałszywymi pozorami, udawanymi traktatami, a sama wojna odbywała się pod hasłami dalekimi od rzeczywistości i uwłaczającymi prawdzie.
Rodzice i babcia patrzyli w milczeniu.
„Kraj opłakuje swojego najwybitniejszego syna, ojca założyciela współczesnego albańskiego narodu, mądrego stratega, który zorganizował ruch oporu przeciwko włoskiemu faszyzmowi, błyskotliwego generała, który pokonał nazistów, rewolucyjnego myśliciela, któremu obce były oportunizm i sekciarstwo, dumnego męża stanu, który dał odpór jugosłowiańskim rewizjonistom pragnącym zaanektować nasz naród, polityka, który nigdy nie uległ angloamerykańskim imperialistycznym knowaniom ani sowieckiej i chińskiej rewizjonistycznej presji”. Kamera ukazała trumnę przykrytą wielką albańską flagą, następnie pogrążone w żalu twarze członków Biura Politycznego i wreszcie nowego sekretarza generalnego Partii, który miał wygłosić mowę. Muzyka wciąż grała. Po kolejnej przerwie sprawozdawca zebrał siły i odezwał się znowu: „Towarzysz Enver pracował zarówno na rzecz narodu, jak i międzynarodowej proletariackiej solidarności. Wiedział, że jedyna droga naprzód wiedzie przez narodowe samookreślenie połączone z nieustającą walką przeciwko wewnętrznym i zewnętrznym wrogom socjalizmu. Teraz towarzysz Enver zostawił nas, byśmy tę walkę prowadzili bez niego. Będzie nam brakować jego znakomitego przywództwa, jego mądrych słów, jego rewolucyjnej pasji i jego ciepłego uśmiechu. Będziemy za nim tęsknić. Nasz ból jest ogromny. Musimy nauczyć się przekuwać go w siłę. Zrobimy to jutro – dziś ból jest zbyt wielki”. (…)
– Czy zabierzecie mnie, żebym mogła oddać mu cześć przy grobie? – spytałam ze łzami w oczach. (…)
– W tę sobotę – odpowiedziała nieco zagubiona babcia.
– Ale czy już w sobotę będą wpuszczać odwiedzających?
– Nie, na grób Wujka Envera nie – poprawiła się Nini. – Myślałam, że pytasz o grób dziadka.
– Wszystkie kolektywy pracownicze będą w najbliższych tygodniach składać hołd towarzyszowi Enverowi – wyjaśnił tata. – Gdy przyjdzie moja kolej, zabiorę cię.
Chyba w ogóle go nie kochali
Przez kilka tygodni czekałam na tę wizytę. Pewnego dnia tata wrócił z pracy i oświadczył, że był w Tiranie, by odwiedzić grób Wujka Envera.
– Byłeś tam? – spytałam. Byłam rozczarowana i wściekła.
– Powiedziałeś, że mnie zabierzesz. Nie dotrzymałeś słowa.
– Próbowałem – tłumaczył się przepraszającym tonem.
– Wyjeżdżaliśmy wcześnie rano, pierwszym pociągiem. Chciałem cię obudzić, ale spałaś tak mocno, że mnie nie słyszałaś. Nini też cię wołała, odwróciłaś się tylko na drugi bok. Robiło się późno i musiałem wyjść. Nie martw się, faszerowana papryczko. Jestem pewien, że następnym razem się uda.
Byłam niepocieszona. Szlochając, powiedziałam, że moi rodzice najwyraźniej nie kochali Wujka Envera tak mocno jak ja. Chyba w ogóle go nie kochali. Byłam pewna, że kłamią, że nawet nie próbowali mnie obudzić, bo gdyby powiedzieli mi wieczorem, że mamy odwiedzić jego grób, nie spałabym przez całą noc, a rano od razu wyskoczyłabym z łóżka. Prawda była taka, że nic ich to nie obchodziło. Nie zależało im ani na odwiedzeniu grobu Wujka Envera, ani na tym, żeby mieć jego zdjęcie w dużym pokoju. Prosiłam milion razy o oprawioną w ramkę fotografię Wujka Envera, lecz nigdy mi jej nie dali. Wszyscy znajomi mieli jego zdjęcie ustawione na półce z książkami, a moja przyjaciółka Besa miała nawet dużą fotografię, na której siedziała na jego kolanach. Została zrobiona podczas ostatniego zjazdu, gdy wręczyła mu bukiet róż i recytowała wiersz poświęcony Partii. Ja nie byłam na żadnym zjeździe, więc nie mieliśmy nic.
Rodzice próbowali mnie pocieszyć. Mówili, że kochają Partię i Wujka Envera równie mocno jak ja, a jego zdjęcia nie mamy tylko dlatego, że zostało oddane do powiększenia. Mama wyjaśniła, że przecież musi być w odpowiednio ładnej ramie, którą trzeba zrobić na wymiar. Zwykłe drewniane ramy, jakie można kupić w sklepie, nie są godne Wujka Envera.
Fragment książki Lei Ypi, „Wolna. Dzieciństwo i koniec świata w Albanii”, przeł. Krzysztof Środa, która ukazała się na początku listopada nakładem Wydawnictwa Czarne, Wołowiec 2022
Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji
Lea Ypi jest albańską pisarką i badaczką. Wykłada filozofię polityczną w London School of Economics. Zajmuje się teorią demokracji oraz problematyką migracji i praw terytorialnych. Autobiograficzna książka „Wolna. Dzieciństwo i koniec świata w Albanii” była wielokrotnie nagradzana, m.in. Nagrodą im. Christophera Ondaatjego i nagrodą magazynu literackiego „Slightly Foxed”