Przed tegorocznym Marszem Niepodległości doszło do sporu między współorganizatorami o jego hasło przewodnie. Ruch Narodowy i Młodzież Wszechpolska ogłosiły: „Polska państwem narodowym”. Dlaczego? Ma to być znak sprzeciwu wobec multikulturalizmu i pomysłów na unię polsko-ukraińską, wyraz obaw przed tym, że Polska stanie się „eurolandem niemieckim, protektoratem Stanów Zjednoczonych czy Rosji”. Własne hasło ogłosił szef stowarzyszenia Marsz Niepodległości, były działacz Obozu Narodowo-Radykalnego Robert Bąkiewicz: „Silny Naród, Wielka Polska”.
Mimo sporu oba hasła odwołują się do etnicznego pojęcia narodu. Nie słyszymy w nich zachwytu nad wspaniałością polskiej kultury, bogactwem tradycji wieloetnicznej lub wielonarodowej I czy III Rzeczypospolitej, raczej sentyment do państwa jednonarodowego, które zafundowali nam dopiero w II połowie XX wieku Hitler i Stalin. Nawiązują do siły narodu, do idei Wielkiej Polski, próby zjednoczenia organizacji radykalnie nacjonalistycznych podjętej przez Dmowskiego m.in. pod wpływem zachwytu nad sukcesami Mussoliniego. I mocno kontrastują z polską codziennością – począwszy od milionów Ukraińców, którzy szukali schronienia przed rosyjskimi wojskami, aż po imigrantów z Azji, którzy szukają zatrudnienia w naszym kraju. Tak wygląda rzeczywistość.
Czytaj więcej
Współczesny naród może stawać się coraz bardziej wspólnotą lęku, która będzie próbowała budować swoją tożsamość na resentymencie i poczuciu jedynie wyobrażonej, symbolicznej siły.
W tym sensie hasła podszyte są lękiem przed stanem obecnym, wyrazem frustracji i obawą o to, co zostanie z polskości w zderzeniu z globalizacją, otwartymi granicami, kosmopolityzmem czy wojenną i ekonomiczną migracją. Jaki model patriotyzmu ma wynikać z takiego ujęcia narodu? Ataki na obcych na ulicach? Podpalanie ośrodków dla uchodźców? Dołączanie do hejterskich akcji typu: „Stop ukrainizacji Polski”?
Przypomnę słowa Marcina Kędzierskiego z poprzedniego „Plusa Minusa”: „Współczesny naród może stawać się coraz bardziej wspólnotą lęku, która będzie próbowała budować swoją tożsamość na resentymencie i poczuciu jedynie wyobrażonej, symbolicznej siły”. To świetna diagnoza tzw. polityki tożsamości, pokazująca, że w tym znaczeniu jest to tożsamość oparta na negacji, sprzeciwie i lęku, jest wytworem frustracji związanych z przemianami cywilizacyjnymi i technologicznymi, które błyskawicznie zmieniają nasze życie, nie zaś tożsamościami pozytywnymi, wynikającymi z dumy z własnej kultury, tradycji, historii. To sztuczne konstrukty, zbudowane z lęków. Fantazjowanie o „wielkim”, „silnym” narodzie jest więc odreagowaniem kompleksów niższości wobec innych narodów, braku poczucia bezpieczeństwa, kryzysu rodziny, ale też Kościoła. Gdy wszystko staje się tak nietrwałe, zmienne, gdy nie ma się na czym oprzeć, konstruktywistycznie stworzona wizja wyidealizowanej przeszłości i wspólnoty narodowej może się niektórym zdawać bezpieczną przystanią.