Tomasz Terlikowski: Polska wymusza na Ukrainie przyjęcie swojej perspektywy

Wrócił temat Wołynia. Niektórzy domagają się od Ukrainy przeprosin, aktów pokutnych i mocnych deklaracji. Takie postępowanie to droga donikąd. Nie pomaga ani pamięci o ofiarach, ani nie przybliża ich godnego upamiętnienia.

Publikacja: 15.07.2022 17:00

Tomasz Terlikowski: Polska wymusza na Ukrainie przyjęcie swojej perspektywy

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz

Pamięć o ofiarach, tragediach i dramatach jest koniecznym warunkiem trwania narodu. Zapomnienie o zamordowanych za bycie Polakami jest niewątpliwie zbrodnią przeciwko pamięci. Tyle że to nie oznacza i nie może oznaczać wymuszania, i to przy użyciu emocjonalnego szantażu, przyjęcia własnej perspektywy na innych. Nie może i nie powinno to także oznaczać kompletnego braku empatii i wyczucia chwili.

Wymaganie zaś od narodu, który właśnie walczy z obcym najazdem, który odkrywa masowe groby, dowiaduje się o gwałtach na kobietach i zsyłkach, żeby właśnie teraz i to dokładnie w taki sposób, jakiego my chcemy, przeprosił za zbrodnie, jest właśnie takim kompletnym brakiem empatii. Pojednanie jest procesem, dokonuje się w tempie, którym są w stanie iść obie strony, a nie tym narzucanym i wymuszanym w czasie wojny przez jedną z nich (tą, która akurat – tak się składa – żyje w pokoju).

Brakiem empatii jest również, co niestety bardzo nieroztropnie zrobił premier Mateusz Morawiecki, próba wymuszania na ukraińskiej stronie przyjęcia, że ludzie, których uważa ona za symbole walki z komunizmem (a tak postrzegana jest w Ukrainie UON-UPA), a co za tym idzie wzorce walki z Rosją i rosyjskim faszyzmem, mają w istocie takie same poglądy, jak rosyjscy faszyści. – Dziś Ukraina widzi, że spadkobiercą UPA jest ruski mir. Dziś to Putin i Moskwa zachowują się w sposób ludobójczy i zbrodniczy, przypominając najgorsze zbrodnie w historii świata. Ruski mir to imperializm, kolonializm i skrajny nacjonalizm – mówił premier.

Historycznie analogia ta jest nieprawdziwa, ale też jest absolutnie nie na miejscu w tej sytuacji. Jeśli premier chciał doprowadzić do tego, by prezydent Wołodymyr Zełenski nie mógł się w ostrożny sposób wypowiedzieć na temat Wołynia, to mu się to udało. Wymaganie od Ukrainy, by właśnie w chwili wojny rewidowała ona własne mity historyczne i uznawała ich złowrogość, jest brakiem wyczucia. Od premiera można jednak wymagać wyczucia.

Brakiem empatii jest również, co niestety bardzo nieroztropnie zrobił premier Mateusz Morawiecki, próba wymuszania na ukraińskiej stronie przyjęcia, że ludzie, których uważa ona za symbole walki z komunizmem (a tak postrzegana jest w Ukrainie UON-UPA), a co za tym idzie wzorce walki z Rosją i rosyjskim faszyzmem, mają w istocie takie same poglądy, jak rosyjscy faszyści. 

Co proponuję w zamian takiej jednostronnej postawy? Trzeba zacząć doceniać to, co się wydarzyło. Gest prezydenta Ukrainy, który przyznał Polakom uprawnienia, jakie mają Ukraińcy w Polsce, jest symbolicznym odwróceniem, odrzuceniem ideologii, jaka stała za rzezią wołyńską, jest budowaniem braterstwa. Uczestnictwo ambasadora Ukrainy w Polsce w uroczystościach wołyńskich to także istotny i ważny gest, który trzeba dostrzec i docenić. Nie jest to oczywiście koniec drogi pojednania, nie załatwia to wszystkich problemów. Warto mieć jednak świadomość, że Ukraina ma teraz nieco inne problemy niż mierzenie się z własną historią, a i tak robi bardzo dużo, by stawić jej czoła.

Czytaj więcej

Tomasz P. Terlikowski: Kryzys nie tylko powołań

Teraz trzeba budować nowe braterstwo, nawiązywać nowe więzy, pokazywać solidarność, a nie rozliczać innych z braku odpowiedniego podejścia do własnej historii. Przecież my ze swoją też miewamy problemy, i też z pewnymi jej błędami się nie rozliczyliśmy i rozliczać się nie chcemy. Warto też zadać sobie pytanie, komu służy budowanie wrogości, nagonka i eksponowanie nierozliczonych win? Kto może odnieść z tego korzyści, kto zaciera ręce, gdy widzi odradzającą się wrogość? Nie służy to ani pamięci, ani ofiarom. Cieszyć się z tego może tylko Moskwa.

Pamięć o ofiarach, tragediach i dramatach jest koniecznym warunkiem trwania narodu. Zapomnienie o zamordowanych za bycie Polakami jest niewątpliwie zbrodnią przeciwko pamięci. Tyle że to nie oznacza i nie może oznaczać wymuszania, i to przy użyciu emocjonalnego szantażu, przyjęcia własnej perspektywy na innych. Nie może i nie powinno to także oznaczać kompletnego braku empatii i wyczucia chwili.

Wymaganie zaś od narodu, który właśnie walczy z obcym najazdem, który odkrywa masowe groby, dowiaduje się o gwałtach na kobietach i zsyłkach, żeby właśnie teraz i to dokładnie w taki sposób, jakiego my chcemy, przeprosił za zbrodnie, jest właśnie takim kompletnym brakiem empatii. Pojednanie jest procesem, dokonuje się w tempie, którym są w stanie iść obie strony, a nie tym narzucanym i wymuszanym w czasie wojny przez jedną z nich (tą, która akurat – tak się składa – żyje w pokoju).

Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi