Pamięć o ofiarach, tragediach i dramatach jest koniecznym warunkiem trwania narodu. Zapomnienie o zamordowanych za bycie Polakami jest niewątpliwie zbrodnią przeciwko pamięci. Tyle że to nie oznacza i nie może oznaczać wymuszania, i to przy użyciu emocjonalnego szantażu, przyjęcia własnej perspektywy na innych. Nie może i nie powinno to także oznaczać kompletnego braku empatii i wyczucia chwili.
Wymaganie zaś od narodu, który właśnie walczy z obcym najazdem, który odkrywa masowe groby, dowiaduje się o gwałtach na kobietach i zsyłkach, żeby właśnie teraz i to dokładnie w taki sposób, jakiego my chcemy, przeprosił za zbrodnie, jest właśnie takim kompletnym brakiem empatii. Pojednanie jest procesem, dokonuje się w tempie, którym są w stanie iść obie strony, a nie tym narzucanym i wymuszanym w czasie wojny przez jedną z nich (tą, która akurat – tak się składa – żyje w pokoju).
Brakiem empatii jest również, co niestety bardzo nieroztropnie zrobił premier Mateusz Morawiecki, próba wymuszania na ukraińskiej stronie przyjęcia, że ludzie, których uważa ona za symbole walki z komunizmem (a tak postrzegana jest w Ukrainie UON-UPA), a co za tym idzie wzorce walki z Rosją i rosyjskim faszyzmem, mają w istocie takie same poglądy, jak rosyjscy faszyści. – Dziś Ukraina widzi, że spadkobiercą UPA jest ruski mir. Dziś to Putin i Moskwa zachowują się w sposób ludobójczy i zbrodniczy, przypominając najgorsze zbrodnie w historii świata. Ruski mir to imperializm, kolonializm i skrajny nacjonalizm – mówił premier.
Historycznie analogia ta jest nieprawdziwa, ale też jest absolutnie nie na miejscu w tej sytuacji. Jeśli premier chciał doprowadzić do tego, by prezydent Wołodymyr Zełenski nie mógł się w ostrożny sposób wypowiedzieć na temat Wołynia, to mu się to udało. Wymaganie od Ukrainy, by właśnie w chwili wojny rewidowała ona własne mity historyczne i uznawała ich złowrogość, jest brakiem wyczucia. Od premiera można jednak wymagać wyczucia.