Irena Lasota: Rosjanie są inni

Znany ukraiński historyk Jarosław Hrycak opublikował 5 kwietnia w tygodniku „Time" bardzo ciekawy artykuł: „Problemy Rosji wykraczają daleko poza Putina" („Russia's Problems Go Far Beyond Putin"). Zaczyna od tego, że przez pierwsze 40 dni wojny nie otrzymał od żadnych Rosjan z Rosji nawet najmniejszego pozdrowienia czy wyrazów sympatii. Odezwało się tylko dwoje emigrantów rosyjskich – i oczywiście znajomi z całego świata. Rozumiem dobrze profesora Hrycaka. To jedno jego zdanie ożywiło moje wspomnienia, które skłoniły mnie do podobnych wniosków.

Publikacja: 08.04.2022 17:00

Irena Lasota: Rosjanie są inni

Foto: AFP

Od połowy lat 80. szukaliśmy rosyjskich demokratów, by z nimi współpracować i przeprowadzać rozmowy do naszego pisma „Umysł niezniewolony" („Uncaptive Minds"). Oczywiście na Zachodzie była już Natasza Gorbaniewska, Włodzimierz Bukowski i kilkoro nadzwyczajnych dysydentów z okresu, gdy bycie dysydentem w Rosyjskiej Republice ZSRR było wynikiem moralnego olśnienia i kończyło się latami katorgi w gułagu i często śmiercią. Nic dziwnego, że komuniści sowieccy uważali często dysydentów za chorych psychicznie i pakowali ich do szpitali psychiatrycznych, gdzie poddawali torturom aplikowanym przez lekarzy i pielęgniarki. W końcu nawiązaliśmy kontakt z kilkoma zasłużonymi i porządnymi ludźmi mieszkającymi w Rosji. Ale nigdy tak naprawdę nie zostali do końca przyjęci czy nawet polubieni przez resztę grupy centrów pluralizmu, w skład której wchodzili ludzie z Europy Środkowo-Wschodniej i 11 byłych republik ZSRR.

Czytaj więcej

Irena Lasota: Jak może dojść do deputinizacji

Przede wszystkim najmilsi nawet Rosjanie, zwłaszcza w otoczeniu swoich byłych braci mniejszych, uważali, że to, co mają do powiedzenia, jest ważniejsze niż to, co mogliby powiedzieć inni. Oni mieli misję tłumaczenia, wyjaśniania i prostowania naszych niezdyscyplinowanych myśli; oni mieli zwykle jeden mocny pogląd na każdą sprawę, który koniecznie musieli w nas wetrzeć. W związku z tym potrzebowali więcej czasu niż inni i nie dawali sobie przerwać, nawet gdy pozostali mówili po pięć minut: oni jako głosiciele prawdy musieli mówić dłużej. Różnica między nimi i resztą rzucała się w oczy. Białorusini, Estończycy, Litwini czy Estończycy, z którymi współpracowaliśmy i się przyjaźniliśmy, przewyższali Rosjan o głowę w przemyśleniach, otwarciu na dyskusje, oczytaniu – i dobrym wychowaniu.

Różnica między nimi i resztą rzucała się w oczy. Białorusini, Estończycy, Litwini czy Estończycy, z którymi współpracowaliśmy i się przyjaźniliśmy, przewyższali Rosjan o głowę w przemyśleniach, otwarciu na dyskusje, oczytaniu – i dobrym wychowaniu.

Najgorzej było, gdy mówiło się o nacjonalizmie. Rosjanie go potępiali, odrzucali i nie rozumieli twórczej siły, którą nacjonalizm miał w obalaniu komunizmu i ZSRR. Nie rozumieli, dlaczego ruch oporu skupiał się w republikach wokół obrony kultury narodowej, języka ojczystego i odwoływał się często do krótkich nawet okresów niepodległości. Ciekawe, że wszyscy – poza Rosjanami, którzy byli zdecydowanymi monoglotami – byli co najmniej dwujęzyczni i znali kultury swoich i innych narodów. Ruchy oporu w republikach, znane pod koniec ZSRR jako Fronty Ludowe (Narodowe), współdziałały ze sobą na różnych równoległych poziomach, uczyły się od siebie nawzajem, odwiedzały się lub spotykały w więzieniach. Rosjanie, nawet ci najlepsi, nie umieli współpracować z równymi sobie: albo byli nad kimś, albo pod. Odbijał się w nich cały hierarchiczny system sowiecki, gdzie sekretarz kompartii republiki mógł być w kontakcie z politbiurem albo z sekretarzem obwodowym, ale nigdy z sekretarzem z innej republiki. Ich wyobrażenie o demokracji było luźne i chociaż uważali się za demokratów, nie umieli funkcjonować w pluralistycznym, demokratycznym środowisku. I chociaż Putin nie był im bliski, to w różnych momentach dawali mu kredyt zaufania. Bo nie mieli nic innego.

Czytaj więcej

Irena Lasota: Rosja bez Putina

Profesor Hrycak pisze, że wszystkie kraje na zachód, północ i południe od Rosji przeszły, lepiej czy gorzej, przez konwulsje politycznej modernizacji, takiej jak przede wszystkim ograniczenia władzy centralnej i niezależność innych organów administracji państwowej. By stać się normalnym państwem, Rosja będzie musiała poddać się derusyfikacji, zapomnieć o swojej misji historycznej i marzeniach o Wielkiej Rosji, będzie musiała wprowadzić w życie – tak jak to zrobiła Ukraina – takie reformy polityczne, po których nie będzie już możliwy żaden Putin, ani pojedynczy, ani grupowy. Póki tego nie zrobi, póty będzie stałym zagrożeniem dla pokoju w Europie i na świecie.

Od połowy lat 80. szukaliśmy rosyjskich demokratów, by z nimi współpracować i przeprowadzać rozmowy do naszego pisma „Umysł niezniewolony" („Uncaptive Minds"). Oczywiście na Zachodzie była już Natasza Gorbaniewska, Włodzimierz Bukowski i kilkoro nadzwyczajnych dysydentów z okresu, gdy bycie dysydentem w Rosyjskiej Republice ZSRR było wynikiem moralnego olśnienia i kończyło się latami katorgi w gułagu i często śmiercią. Nic dziwnego, że komuniści sowieccy uważali często dysydentów za chorych psychicznie i pakowali ich do szpitali psychiatrycznych, gdzie poddawali torturom aplikowanym przez lekarzy i pielęgniarki. W końcu nawiązaliśmy kontakt z kilkoma zasłużonymi i porządnymi ludźmi mieszkającymi w Rosji. Ale nigdy tak naprawdę nie zostali do końca przyjęci czy nawet polubieni przez resztę grupy centrów pluralizmu, w skład której wchodzili ludzie z Europy Środkowo-Wschodniej i 11 byłych republik ZSRR.

Pozostało 82% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS