Hegemonia Hawany

Nadzwyczajne wpływy w świecie Kuba zawdzięcza Fidelowi Castro, resortowi bezpieczeństwa i lekarzom.

Publikacja: 02.02.2013 00:01

„To którą ręką się żegna...?” Kubańscy oficerowie na mszy w intencji pomyślnej kuracji prezydenta Ch

„To którą ręką się żegna...?” Kubańscy oficerowie na mszy w intencji pomyślnej kuracji prezydenta Chaveza

Foto: AFP

Prezydent Raul Castro nie stchórzył. Przyleciał do Santiago de Chile, choć grożono mu więzieniem. O to, by komunistyczny przywódca Kuby popamiętał ruski miesiąc, postarali się zwolennicy autorytarnego rządu generała Augusto Pinocheta, który sprawował władzę w Chile do 1990 roku.

Najpierw uderzyli emeryci polityczni.

– Chcemy zrobić to, na co nie mogą się odważyć politycy: zatrzymać jednego z największych dyktatorów świata – oświadczył Juan Gonzalez, kiedyś pułkownik (według niektórych źródeł porucznik), dziś prezes Korporacji 11 Września (C11S). Nazwa zrzeszenia nawiązuje do daty wojskowego zamachu w 1973 roku. W wyniku przewrotu został obalony pierwszy chilijski prezydent  marksista Salvador Allende. Rządy przejęli generałowie. Musieli zmierzyć się z wieloma przeciwnościami i przeciwnikami, także  cudzoziemskimi. – Historia ukazała, że bracia Castro finansowali skrajną lewicę, która dążyła do usunięcia z rządu wojskowych, dowodzonych przez generała Pinocheta – przekonywał pułkownik Gonzalez, cytowany przez Radio Bio-Bio. Oprócz Raula Castro miał na myśli także Fidela, który przez prawie 50 lat stał za sterami władzy na Kubie.

Broń na plaży

Działacze Korporacji 11 Września twierdzą, że lewicowa guerrilla chilijska, która walczyła przeciw rządowi wojskowemu, była wspierana przez komunistyczne władze kubańskie. Sprawami wojskowymi na Kubie zajmował się wówczas minister rewolucyjnych sił zbrojnych generał Raul Castro. Jednym z beneficjentów pomocy Hawanie miał być – uznawany w Chile za terrorystyczny – Front Patriotyczny im. Manuela Rodrigueza (FPMR), który 7 września 1986 roku dokonał nieudanej, choć krwawej próby zamachu na generała Pinocheta.

Rok wcześniej na plaży na północy kraju wojskowi przechwycili ładunek kilkudziesięciu ton broni z Kuby, przeznaczonej, na co wiele wskazywało, dla FPMR.

Być może właśnie broń z Kuby posłużyła Frontowi do dokonania innego zamachu, tym razem z powodzeniem. Jego ofiarą padł senator Jaime Guzman, wybitny polityk chilijskiej prawicy, jeden z założycieli Niezależnego Związku Demokratycznego (UDI), który dziś współrządzi Chile. Senatora komunistyczni pistoleros zastrzelili w 1991 roku, kiedy po oddaniu władzy przez wojskowych w kraju u władzy była już tęczowa, lewicowa koalicja Concertacion.

Działacze UDI twierdzą dziś, że sprawcy zbrodni znaleźli schronienie na Kubie. Dlatego także i oni w tych dniach wystąpili przeciw prezydentowi Castro. Domagali się, by przywódca kubański pomógł ująć domniemanych zamachowców. UDI twierdzi, że jeden z nich, Juan Gutierrez Fischmann ps. El Chele, którego życie układa się w zapierającą dech w piersi opowieść płaszcza i szpady, pełną walk, pogoni i ucieczek, nie tylko mieszka na Kubie, ale i ożenił się z córką Raula Castro Marielą.

Nękaniu prezydenta Kuby przez chilijską prawicę przeciwstawił się z mocą przywódca chilijskich komunistów Guillermo Teillier. Trudno się dziwić: był jednym z głównych uczestników przerzutu broni z Kuby do Chile i akcji zamachu na generała Pinocheta.

Towarzysz Teillier ma powody do zadowolenia. Raul Castro wyjechał z Chile nie niepokojony. Sędzia śledczy, który prowadzi dochodzenie w sprawie zabójstwa senatora Guzmana, oświadczył, że prezydenta Kuby chroni immunitet. Można przypuszczać, że gdyby na miejscu chilijskiego śledczego znalazł się osławiony hiszpański sędzia Baltasar Garzon, Raul Castro miałby się z pyszna. Kiedy bowiem chodzi o obronę praw człowieka, dla sędziego Garzona takie drobiazgi jak immunitet się nie liczą. Dlatego wydał nakaz aresztowania byłego prezydenta Chile i senatora Augusto Pinocheta w Londynie w 1998 roku.

Niestety, w czasie szczytu w Santiago sędziego Garzona nie było w Chile, a ściślej był, ale nie służbowo.

Ojciec polityczny, kierownik duchowy

Broń przechwycona przez władze wojskowe w 1985 roku na wybrzeżu pustyni Atacama nie była pierwszym śmiercionośnym towarem, jaki trafił do Chile z Kuby. Po wrześniowym zamachu rządząca junta ujawniła, że za czasów prezydenta Allende z Wyspy Wolności sprowadzono ukradkiem tyle sowieckiego i czechosłowackiego uzbrojenia oraz amunicji, że starczyłoby go dla 15-tysięcznej armii.

Nie był to także pierwszy wojskowy podarunek, jaki Salvador Allende otrzymał od Fidela Castro. W czasie pamiętnej, trwającej prawie miesiąc, wizyty w Chile w 1971 roku kubański przywódca ofiarował gospodarzowi kałasznikowa z dedykacją: „Przyjacielowi i towarzyszowi broni, Salvadorowi, komendant Fidel Castro".

Upominek musiał mieć dla Allende wielką wartość. Jak bodaj wszyscy południowoamerykańscy rewolucjoniści chilijski prezydent podziwiał comandante Fidela. Admiracja dla wodza rewolucji kubańskiej trwa zresztą w Chile do dziś, pielęgnują ją nowe pokolenia młodych idealistów. Camila Vallejo, słynna nie tylko z urody działaczka studencka, która w najbliższych wyborach parlamentarnych będzie walczyć o mandat w barwach partii komunistycznej, w zeszłym roku za pełne uznania słowa o towarzyszu Fidelu ściągnęła na siebie gromy opozycji kubańskiej.

Szacunku dla kubańskiego rewolucjonisty nie kryją też politycy i przywódcy innych krajów Ameryki Południowej. Prezydent Hugo Chavez, który w Wenezueli buduje socjalizm XXI wieku, nazywa Fidela swoim „ojcem politycznym". Inni, którzy jak pani prezydent Brazylii Dilma Rousseff, jej poprzednik i mistrz Luiz Inacio Lula da Silva czy prezydent Urugwaju Jose Mujica „ruszali z posad bryłę świata" i także walczyli z „królami kopalń, fabryk, hut", widzą w Fidelu, jeśli nie kierownika duchowego, to przyjaciela i autorytet moralny.

Paragwaj wykluczony

Raul Castro przybył do Chile, by uczestniczyć w rozpoczętym 26 stycznia szczycie CELAC –UE, spotkaniu prawie 50 przywódców Ameryki Łacińskiej i Unii Europejskiej.

Na szczycie w Santiago Kuba przejęła od Chile przechodnie przewodnictwo CELAC – Wspólnoty Państw Ameryki Łacińskiej i Karaibów. Niektórzy obserwatorzy uznali to za oburzający przejaw politycznego surrealizmu: kraj, w którym od 50 lat nie było wolnych wyborów będzie teraz rzecznikiem Ameryki Łacińskiej w świecie. Dla innych to dowód uznania dla Kuby w społeczności międzynarodowej.

CELAC skupia wszystkie 33 kraje tej części świata. Do Santiago nie został jednak zaproszony prezydent Paragwaju Federico Franco, ponieważ w zeszłym roku w burzliwych okolicznościach pozbawił urzędu swego poprzednika, lewicowego byłego biskupa katolickiego Fernando Lugo. Raul Castro został szefem państwa bez kontrowersji, po prostu w 2006 roku władzę przekazał mu starszy, już niedomagający brat.

Mimo to prezydent generał uczestniczył w szczycie w Santiago. Uczestniczył w szczycie, mimo że w niezbyt odległej przeszłości na Kubie osoby uznane za wrogów komunizmu, także przedstawicieli mniejszości seksualnych, zamykano w obozach koncentracyjnych, a niedawno wyszło na jaw, że liczba więźniów politycznych na wyspie się podwoiła.

Obecność Castro w Santiago stawiała w kłopotliwym położeniu przede wszystkim prezydenta Chile, zamożnego przedsiębiorcę i inwestora, który rozpostarł skrzydła w czasach rządów wojskowych. Ale spotkanie z kubańskim przywódcą musiało być wyzwaniem także dla Radosława Sikorskiego. Reprezentujący w Santiago władze Polski minister spraw zagranicznych w 1981 roku, na krótko przed wprowadzeniem stanu wojennego, przez komunistów musiał wyjechać z kraju. Z komunizmem się jednak nie pogodził. W „Prochach świętych" opowiada o swej wyprawie do Afganistanu w 1987 roku. Radosław Sikorski wspierał piórem mudżahedinów w walce przeciw Sowietom. Autor uważał, że w czasach pierwszej „Solidarności" „dzięki poświęceniu pasterzy i chłopów w dalekim Afganistanie Breżniew powstrzymał się od wysłania przeciw nam czołgów".

Fidel i Raul Castro byli jednymi z najważniejszych sojuszników towarzysza Breżniewa.

Na szczycie w Santiago, jeśli wierzyć doniesieniom, nikt o tym nie pamiętał. Tylko kanclerz Niemiec Angela Merkel zdaniem niektórych sprawozdawców udawała, że Raula Castro nie widzi.

Dlaczego organizatorzy spotkania w Santiago wobec prezydenta Paragwaju postąpili tak surowo, a wobec przywódcy kubańskiego tak wyrozumiale?

Pytania o wyjątkowe względy okazywane Kubie i jej znaczenie w świecie pojawiają się natarczywie zwłaszcza w tym czasie, kiedy opozycja w Wenezueli twierdzi, że prezydent Chavez, który leczy się w Hawanie, został porwany, a krajem rządzą Kubańczycy. Czy opozycji wenezuelskiej i innym przekonanym o rzekomo ogromnych wpływach Kuby coś się nie pomyliło? Owszem, Wyspa Wolności pięknem, słońcem i radością urzeka rewolucjonistów, znanych pisarzy i miłośników salsy. To jednak za mało, by wcielić się w rolę hegemona. Kuba ma 11 milionów obywateli, miesięcznie zarabia się tam średnio równowartość 20 dolarów, jej gospodarka nie opiera się już nawet na trzcinie cukrowej, ponieważ przemysł cukrowniczy przeżywa zapaść, lecz na dewizach pozyskiwanych od cudzoziemskich turystów, emigrantów z Florydy oraz rodzimych lekarzy wysyłanych do pracy za granicę. Czy to możliwe, by taki mocarz kierował losami o wiele większej Wenezueli, ludniejszej i bogatszej, zasobnej w ropę, która tylko do USA dostarcza milion baryłek dziennie?

A jednak ze zdaniem Kuby liczą się nie tylko w Caracas.

W Hawanie, jak porównuje Jacek Perlin, były ambasador Polski w Kolumbii, jest trzy razy więcej ambasad niż na przykład w kolumbijskiej Bogocie. Cypr jedyną ambasadę w Ameryce Łacińskiej posiada w stolicy Kuby. Jeśli sądzić z liczby i tytułów depesz, Kuba o wiele bardziej zajmuje światowych sprawozdawców niż na przykład Meksyk, który wybija się na coraz większą potęgę gospodarczą.

W 2008 roku minister Sikorski zamknął, ponoć z powodu oszczędności, około 20 naszych placówek dyplomatycznych. Jedną z nich było poselstwo w Panamie, która ze względu na swój bujny rozwój, położenie i rolę, jaką odgrywa w kręgach finansowych, należy do najważniejszych państw Ameryki Łacińskiej. O zamknięciu naszej ambasady na Kubie, jak się dowiadujemy, nie było nawet mowy. Dlaczego?

Ufać i sprawdzać

Klucz do rozwikłania zagadki kubańskiego znaczenia i wpływów mają między innymi kubańscy lekarze.

Jest ich 75 tysięcy. W zeszłym roku kubańskie uczelnie medyczne ukończyło 5 tysięcy kolejnych rodzimych fachowców i ponad 5 tysięcy studentów z 59 państw Azji, Afryki i innych krajów Ameryki Łacińskiej.

Lekarze są jedną z głównych podpór kubańskiego Skarbu Państwa. Dochody Hawany z usług medycznych, jakie kubańscy fachowcy świadczą w świecie – od Haiti po Katar – wynoszą, według różnych szacunków, 5–6 mld dolarów rocznie. Tylko w Wenezueli pracuje około 35 tys. specjalistów medycznych z Kuby. W zamian Wyspa Wolności otrzymuje 100 tys. baryłek ropy dziennie.

Lekarze z Kuby cieszą się uznaniem – i zaufaniem – wielu rewolucyjnych przywódców. To przecież kubańscy doktorzy nie tak dawno opiekowali się Fidelem Castro. Liczący 58 lat prezydent Chavez, który od 11 grudnia toczy w Hawanie kolejną bitwę z rakiem i którego tajemniczy stan zdrowia budzi coraz więcej domysłów, przeszedł czwartą już operację w słynnym Ośrodku Badań Medyczno-Chirurgicznych (CIMEQ), gdzie leczą się miejscowi dygnitarze. Doświadczeni i dyskretni fachowcy z Kuby wspierali w zeszłym roku lekarzy w Boliwii, którzy badali innego znanego latynoskiego rewolucjonistę, prezydenta Evo Moralesa.

Zaufanie lewicowych przywódców latynoamerykańskich do lekarzy kubańskich opiera się na umiejętnościach medyków i na sumienności kubańskiej służby bezpieczeństwa. Jak twierdzą znawcy, w kubańskiej służbie zdrowia obowiązuje leninowska zasada ufać i sprawdzać. Żaden szpital w Wenezueli nie może zapewnić nawet prezydentowi, że cała załoga, do najmniejszego pomocnika w kuchni, zostanie tak pieczołowicie prześwietlona przez tajnych funkcjonariuszy, jak w hawańskim CIMEQ, donosi sprawozdawca BBC.

Hugo Chavez, były spadochroniarz, stał się wypróbowanym sojusznikiem Hawany w walce przeciw Stanom Zjednoczonym, które Kuba obwinia o wiele zła, jakie nęka Amerykę Łacińską. Dlatego przywódcom kubańskim bardzo zależy, by rządzący od 13 lat wenezuelski comandante wyzdrowiał. Zależy tak bardzo, że nie tylko nie sprzeciwiają się, by pracownicy ambasady Wenezueli zamawiali kolejne msze w intencji o uzdrowienie swego przywódcy, ale pozwalają, by pisał o tych religijnych zgromadzeniach organ partii komunistycznej i rządu, dziennik „Granma". Gazeta doniosła właśnie o mszy w intencji Hugo Chaveza w narodowym sanktuarium Matki Bożej Miłosierdzia w El Cobre, opiewanym także przez Ernesta Hemingwaya w jego znakomitym opowiadaniu „Stary człowiek i morze". Amerykański pisarz, zakochany w wyspie „jak wulkan gorącej", złożył zresztą u stóp Patronki Kuby medal literackiej Nagrody Nobla, którą otrzymał w 1954 roku między innymi za „Starego człowieka". Do Najświętszej Panienki z El Cobre pielgrzymowała też matka braci Castro, gdy w latach 50. jej synowie prowadzili rewolucyjną walkę w górach.

W tych dniach wenezuelscy – i kubańscy – urzędnicy, dyplomaci oraz wojskowi modlili się za prezydenta Wenezueli również w katedrze w Hawanie. Wcześniej przedstawiciele rewolucyjnych władz raczej nie zaskakiwali bogobojnością. Być może więc choroba Hugo Chaveza, który przed wyjazdem na Kubę na pierwszą operację przyjął sakrament namaszczenia chorych i pogodził się z wenezuelskim duchowieństwem, spowoduje na wyspie przeobrażenia, o jakich niedawno mało kto śmiał myśleć. Pierwsze zwiastuny zmian na lepsze już widać: władze zaczęły właśnie oddawać Kościołowi świątynie i dobra zabrane przez państwo po rewolucji.

Towarzysze z bezpieczeństwa

Względy bezpieczeństwa – oprócz więzi ideologicznych i umiejętności lekarzy kubańskich – sprawiają, że Kuba zajmuje dziś w Ameryce Łacińskiej bardzo ważne miejsce. Choć rewolucjoniści z Wyspy Wolności nie niosą już zbrojnej pomocy innym krajom, jak w latach 70. Angoli czy później Nikaragui, to przecież nie opuszczają towarzyszy w potrzebie. Doradcy kubańscy służą nie tylko prezydentowi Chavezowi, i nie tylko jego służby wywiadu i bezpieczeństwa tworzono i szkolono według wzorów kubańskich. Te zaś wykuwano, opierając się na doświadczeniach z ZSRR i NRD. Jak twierdzą znawcy, osławiony Wydział Informacji Wojskowej G-2 (DI G-2 MinFAR), obecnie Wydział Bezpieczeństwa Państwa (DSE), powstał dzięki bratniej pomocy udzielonej Kubie przez Stasi.

Dlatego właśnie towarzyszy kubańskich, także funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa, nie brakowało na przykład wśród najbliższych współpracowników prezydenta Allende. Jeden z nich, Luis Fernandez de Ona, został mężem ukochanej córki chilijskiego przywódcy Beatriz.

W 1977 roku Beatriz zmarła w Hawanie. Jak doniosła prasa, popełniła samobójstwo.

Samobójczą śmiercią w czasie wojskowego zamachu 11 września zginął, jak ostatecznie ogłoszono dwa lata temu, także sam Allende. Ostatni strzał miał oddać z kałasznikowa, upominku od Fidela Castro. Ale można też usłyszeć głosy, że ludowy prezydent Chile nie odebrał sobie życia sam. Miał go zabić jeden z otaczających chilijskiego przywódcę agentów kubańskich. Fidel Castro nie chciał ponoć, by w oblężonym przez wojsko, bombardowanym i płonącym pałacu prezydenckim La Moneda Allende się poddał, dla sprawy rewolucji byłoby bowiem lepiej, aby lewicowy prezydent Chile został męczennikiem.

Tylko ogrodnik

Wiele o okolicznościach śmierci Salvadora Allende mógłby zapewne powiedzieć Max Marambio, jeden z pierwszorzędnych członków GAP (Grupo de Amigos Personales), Zespołu Osobistych Przyjaciół prezydenta, jego osławionej gwardii, która miała ponoć nie tyle strzec szefa państwa, ile mieć go na oku. Po latach Marambio z rewolucjonisty przedzierzgnął się w przedsiębiorcę. Zaczął robić interesy. Oczywiście na Kubie.

Interesy na Kubie prowadził też Rafael „Rafi" Eitan, który dowodził udanym porwaniem przez Mosad w Argentynie Adolfa Eichmanna, niemieckiego narodowego socjalisty. Bohaterowi izraelskich służb bezpieczeństwa i ministrowi ds. emerytów nie przeszkadzało, że w latach 60. Fidel Castro zatrudniał towarzyszy Eichmanna z SS, by szkolili jego rewolucjonistów. Kiedy pytano Eitana, czy przyjaźni się z Castro, zaprzeczał. Twierdził, że jest tylko ogrodnikiem – jego przedsiębiorstwo uprawia największy sad cytrusowy na wyspie i posiada bodaj największy zakład przetwórczy na świecie.

Jeśli Kuba ma takich kontrahentów, niepodobna się dziwić, że rządzi nie tylko na rynku soków owocowych.

Prezydent Raul Castro nie stchórzył. Przyleciał do Santiago de Chile, choć grożono mu więzieniem. O to, by komunistyczny przywódca Kuby popamiętał ruski miesiąc, postarali się zwolennicy autorytarnego rządu generała Augusto Pinocheta, który sprawował władzę w Chile do 1990 roku.

Najpierw uderzyli emeryci polityczni.

– Chcemy zrobić to, na co nie mogą się odważyć politycy: zatrzymać jednego z największych dyktatorów świata – oświadczył Juan Gonzalez, kiedyś pułkownik (według niektórych źródeł porucznik), dziś prezes Korporacji 11 Września (C11S). Nazwa zrzeszenia nawiązuje do daty wojskowego zamachu w 1973 roku. W wyniku przewrotu został obalony pierwszy chilijski prezydent  marksista Salvador Allende. Rządy przejęli generałowie. Musieli zmierzyć się z wieloma przeciwnościami i przeciwnikami, także  cudzoziemskimi. – Historia ukazała, że bracia Castro finansowali skrajną lewicę, która dążyła do usunięcia z rządu wojskowych, dowodzonych przez generała Pinocheta – przekonywał pułkownik Gonzalez, cytowany przez Radio Bio-Bio. Oprócz Raula Castro miał na myśli także Fidela, który przez prawie 50 lat stał za sterami władzy na Kubie.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI Act. Jak przygotować się na zmiany?
Plus Minus
„Jak będziemy żyli na Czerwonej Planecie. Nowy świat na Marsie”: Mars równa się wolność
Plus Minus
„Abalone Go”: Kulki w wersji sumo
Plus Minus
„Krople”: Fabuła ograniczona do minimum
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Viva Tu”: Pogoda w czterech językach