Międzynarodowa Federacja Kolarska w połowie września (UCI) przekazała suchy komunikat, że miesiąc wcześniej analizy badań kazachskiego kolarza Walentina Iglińskiego wykazały ślady stosowania EPO. Trzy tygodnie później informacja została właściwie skopiowana. W komunikacie zmieniono tylko imię – z Walentina na Maksima. Tym razem wpadł starszy brat.
Jakby tego było mało, w ubiegłym tygodniu pozytywny wynik badań dopingowych miał Ilja Dawidieniok, 22-letni kolarz również pochodzący z Kazachstanu. Wspomagał się sterydami podczas wyścigu młodych talentów Tour de l'Avenir, w którym startował w kadrze Kazachstanu, ale później w wyścigu Dookoła Burgos pojechał już jako stażysta Astany.
Dwa przypadki dopingu w jednej grupie w tak krótkim czasie budzą podejrzenia, trzy grożą już automatycznym zawieszeniem licencji. Jeśliby więc uznać Dawidienioka za pełną gębą kolarza Astany, to zespół mógłby zostać wykluczony z World Tour, groziłaby mu także degradacja do drugiej dywizji (Continental Pro) i raczej pewne wykluczenie z Tour de France. Grupa straciłaby także Nibalego. Włoch nie ma wprawdzie w kontrakcie klauzuli, że może odejść w przypadku dopingowych afer w Astanie, ale jego umowa traci ważność z chwilą degradacji zespołu do Contintental Pro. – W takim wypadku wszyscy kolarze mają prawo do rozwiązania kontraktu – tłumaczy agent kolarza Alex Carera.
Wszystko się układa w logiczną całość
Szefowie i lekarze Astany mają w listopadzie stawić się w siedzibie UCI. „Chcemy się spotkać, żeby się dowiedzieć, co zostało zrobione, by zawodnicy nie stosowali substancji w niedozwolony sposób zwiększających wydolność" – napisano w komunikacie. Innymi słowy, UCI zasięgnie języka, co wykazało wewnętrzne śledztwo i jak działa system kontroli w grupie. Astana już teraz postanowiła wyjść naprzeciw żądaniom federacji. Narodowy związek kolarski wprowadza kontrole antydopingowe we wszystkich kategoriach wiekowych. Planuje także zorganizować szkolenia i seminaria dla trenerów, dyrektorów grup i zawodników. Kazachscy kolarze będą musieli założyć sobie paszporty biometryczne i – startując w kraju – być stale dostępni dla kontrolerów antydopingowych. Grupę wziął w obronę Nibali. „W Kazachstanie sponsorzy są wściekli na Iglińskich. UCI to zrozumie i nie sądzę, żeby cofnęła licencję Astanie; błąd dwóch kolarzy nie może obciążyć innych. Byłoby to niesprawiedliwe" – powiedział w wywiadzie dla „L'Equipe" zwycięzca Tour de France.
Jeśli jednak zagłębić się w historię zespołu, można nabrać wątpliwości, czy wszystko to, co się dziś dzieje, nie układa się w logiczną całość, a doping nie jest w tym zespole poddawany recyklingowi. Grupa Astana – sponsorowana przez kazachskich biznesmenów i wspierana przez prezydenta Nursułtana Nazarbajewa – powstała w 2006 roku na gruzach Liberty Seguros, która zniknęła z kolarskiego świata po aferze Puerto. Zamieszanych w nią było wielu kolarzy, klientów lekarza Eufemiano Fuentesa, w którego gabinecie policja znalazła kilkadziesiąt torebek ze służącą do przetaczania krwią. Jednym z głównych podejrzanych był Manolo Saiz, dyrektor Liberty Seguros. To właśnie on sprzedał licencję Astanie, a jednym z pierwszych menedżerów nowego zespołu został Walter Godefroot, twórca dopingowego systemu w Deutsche Telekom. To o nim jeden z masażystów powiedział: „Dla Waltera to, czego nie wykryto podczas kontroli, nie jest dopingiem". W 2009 roku dyrektorem w Astanie został Johan Bruyneel (mentor Lance'a Armstronga), współtwórca najlepiej zorganizowanego systemu niedozwolonego wspomagania w historii kolarstwa – w teamach US Postal i Discovery Channel.