Curie-Skłodowska mogła nigdy nie wyjechać do Paryża

Gdyby młoda Skłodowska nie została odrzucona przez rodziców Kazimierza Żórawskiego ze Szczuk, w którym się gorąco zakochała, prawdopodobnie nie wyjechałaby z Polski do Paryża i pewnie nie dokonałaby swoich słynnych odkryć.

Publikacja: 02.02.2017 18:13

W Szczukach wyprzystojniała, była świeża i pełna wdzięku.

W Szczukach wyprzystojniała, była świeża i pełna wdzięku.

Foto: materiały prasowe

Majątek Szczuki – wówczas w powiecie ciechanowskim, w guberni Płock na Mazowszu – był pierwszym miejscem poza rodzinnym domem w Warszawie, gdzie zamieszkała genialna nastolatka. Mania (bo tak nazywano w domu najmłodszą Marię Salomeę Skłodowską) przybyła z Warszawy do Szczuk w mroźny i śnieżny Nowy Rok, 1 stycznia 1886 r. Miała wtedy dokładnie 18 lat i dwa miesiące. Była po maturze, którą uzyskała w wieku 16 lat, ze złotym medalem, w III Rządowym Gimnazjum w Warszawie. Była też po rocznych wakacjach 1883/1884 u rodziny na wsi (nazwie je potem najszczęśliwszym w swoim życiu „rokiem swobody") oraz po ledwie rozpoczętych studiach konspiracyjnych na unikalnym w świecie Uniwersytecie Latającym (nazywanym Babskim).

Miała też już za sobą pierwsze życiowe nieszczęścia, które mocno przeżyła jako dziecko – kiedy miała dziewięć lat, zmarła jej najstarsza siostra Zosia, a w wieku 11 lat straciła matkę, z zawodu nauczycielkę, Bronisławę z Boguskich Skłodowską. Jadąc do Szczuk, Mania miała już także pierwszy staż zawodowy – od dwóch lat pracowała jako korepetytorka w Warszawie.

Ruble dla Broni

Maria musiała pracować począwszy od 17. roku życia, choć od razu po maturze pragnęła podjąć studia. Podobne marzenia miała też jej starsza siostra Bronia, która marzyła o medycynie. Jednak Uniwersytet w Warszawie nie przyjmował wtedy kobiet, a na studia w paryskiej Sorbonie nie miały pieniędzy. Władysław Skłodowski, owdowiały ojciec czworga dzieci (w tym Broni i Marii), swoje skromne nauczycielskie dochody przeznaczał głównie na finansowanie w Warszawie studiów medycznych jedynego syna Józefa.

W tej sytuacji Bronia i Mania, po długich naradach, zmęczone „niewdzięcznym sposobem zarabiania na życie", jakim było udzielanie prywatnych korepetycji w stolicy za pół rubla za godzinę, postanowiły, że najpierw wyjedzie nad Sekwanę starsza Bronia, a Maria będzie zarabiać i posyłać jej pieniądze, aby później korzystać z pomocy siostry.

Pracę w Szczukach, około 120 kilometrów od Warszawy, Mania znalazła sama w warszawskim biurze pośrednictwa pracy. Ten majątek o wysokiej kulturze rolnej stanowił część dóbr Krasne hr. Ludwika Krasińskiego, jednego z najbogatszych ludzi na ziemiach polskich pod zaborem rosyjskim. Dzierżawił go od hrabiego Juliusz Żórawski, też światły pionier nowoczesności. Wraz z żoną Kazimierą z Kamieńskich i dziećmi – Kazimierzem (urodzonym w 1866 r.), Bronisławą (1868), Władysławem (1871), Juliuszem Sylwinem Marianem (1872), Anną (1876), Stanisławem (1892) i sześciomiesięczną Marychną – mieszkał on w nowo pobudowanym dworku w Szczukach. Trzech synów Żórawskich uczyło się w Warszawie, jeden z nich, Kazimierz, studiował już na uniwersytecie matematykę. Młodą guwernantkę Żórawscy wynajęli do nauczania swoich młodszych dzieci.

Trwający trzy i pół roku pobyt Marii Skłodowskiej był długi, bardzo trudny, ale z pewnością i ważny dla młodej, genialnej dziewczyny. Jako nauczycielka dzieci państwa Żórawskich Maria zrealizowała plany. Praca w Szczukach umożliwiła jej wspieranie studiów Broni na Sorbonie, dzięki czemu mogła korzystać z pomocy siostry później, kiedy sama podjęła studia w Paryżu (w latach 1891–1894). Na posyłanie Broni 15–20 rubli miesięcznie nie mogłaby sobie pozwolić w Warszawie.

W Szczukach młoda Skłodowska dała też przykład patriotyzmu i wdrażania pozytywistycznych ideałów – prowadziła bowiem wraz z córką Żórawskich Bronią tajne nauczanie dzieci wiejskich, co groziło nawet zsyłką na Sybir.

Pobyt na prowincji uniemożliwił Marii korzystanie z wykładów Uniwersytetu Latającego, z naukowych czytelni i bibliotek, ale nauczył ją za to samodzielnej pracy i wytrwałości. Dzięki sąsiadującej ze Szczukami cukrowni Krasiniec, a także korespondencyjnej pomocy ojca Maria mogła i w Szczukach pogłębiać swoją wiedzę, za pomocą tomów z cukrownianej biblioteki. To tam Maria wybrała na przedmiot swoich studiów nie nauki humanistyczne i literaturę (choć jeszcze w Szczukach pisała wiersze), lecz wiedzę ścisłą. Jak wspomina jednak jej córka Ewa Curie, matka do końca życia kochała poezję i znała na pamięć „tysiące wierszy: polskich, francuskich, rosyjskich, niemieckich, angielskich".

Mur nie do przebicia

Ale pobyt Mani w Szczukach najbardziej zapisał się jako czas jej nieszczęśliwej, młodzieńczej miłości do najstarszego syna pracodawców, studenta nauk matematycznych i fizycznych Uniwersytetu Warszawskiego, Kazimierza Żórawskiego. Maria i Kazimierz pokochali się niemal od pierwszego wejrzenia. Jak opisuje matkę jej córka Ewa Curie, Maria, wcześniej nieco okrągła – w Szczukach wyprzystojniała, miała śliczne włosy, ładną cerę, zgrabne nogi i kształtne ręce. Była świeża i pełna wdzięku, wesoła i dowcipna. Ponadto kochała ruch i sport: ładnie tańczyła, doskonale jeździła konno i powoziła, wiosłowała, ślizgała się na łyżwach. Zarazem była kulturalna, inteligentna, dobrze wychowana, a przy tym z ogromną wiedzą, obdarzona niespotykaną pamięcią, znająca języki obce. Dla starszego o rok Kazimierza Żórawskiego przyjęta przez jego rodziców młoda nauczycielka była zupełnie odmienna od wszystkich panien dotychczas mu znanych. Zrobiła na nim silne wrażenie.

Kazimierz, też piękny i pełen wdzięku, świetny tancerz i zręczny łyżwiarz, był świetną partią na całą okolicę. Jednak okazało się, że uczucie, którym zapałał do Marii, ani jej walory nie były dla jego rodziców ważne. Ojciec wpadł w szał i oświadczył, że Kazimierz nigdy nie otrzyma od niego zgody na poślubienie guwernantki bez grosza przy duszy, a matka zagroziła, że zostanie wydziedziczony. Oboje marzyli o bogatej partii dla syna. Życzliwość, którą do tej pory otaczali nauczycielkę ich dzieci, zamieniła się szybko w chłód, w mur nie do przebicia.

Kazimierz nie umiał się im przeciwstawić, choć naprawdę pragnął poślubić Marię. Prosił ją o cierpliwość, obiecywał, że znajdzie jakieś rozwiązanie. Wycofał się jednak, zdając sobie sprawę, że bez zgody rodziców nie będzie w stanie kontynuować studiów i straci status społeczny w swoim środowisku, jeśli poślubi dziewczynę „poniżej swego stanu".

Sprawiło to zakochanej guwernantce wielki uczuciowy zawód. Próbowała zniszczyć młodzieńczą miłość, ale długo nie mogła poradzić sobie ani z uczuciem do Kazimierza Żórawskiego, ani z pozycją odrzuconej. Jej listy z tego okresu (a prowadziła szeroką korespondencję z bliskimi) odzwierciedlają jej przygnębienie, poczucie niskiej wartości, biedę, ubolewanie na brak warunków do nauki. Dławiące życie na prowincji podcinało jej skrzydła. Odżyła dopiero latem 1889 r., kiedy po przygotowaniu dzieci państwa Żórawskich do publicznych szkół opuściła ich dom w Szczukach.

Pomimo upokorzenia, jakiego doznała od rodziny Żórawskich, Maria miała jeszcze nadzieję, że po powrocie ze Szczuk do Warszawy Kazimierz Żórawski ją poślubi. Nadzieja ta rozwiała się dwa lata później, kiedy wrzesień 1891 r. postanowiła spędzić w Zakopanem, spotkać się tam z nim i podjąć ostateczną decyzję. Wyjeżdżając do zakopiańskiego kurortu, oznajmiła ojcu, że ma „swoją małą tajemnicę dotyczącą przyszłości".

Kazimierz – świeżo upieczony doktor Uniwersytetu w Lipsku – rzeczywiście dojechał do willi w Zakopanem, ale „córka mazowieckich równin" (jak nazwała ją córka Ewa) okazała wtedy dużo dumy. Nie dała się skłonić do przyjęcia „zwykłego losu kobiety" i zerwała z nim na zawsze, słowami: „Jeśli nie potrafisz znaleźć wyjścia z tej sytuacji, to nie sądzę, żebym ja miała cię tego uczyć".

Prawdopodobnie gdyby Maria nie została odrzucona przez rodziców Kazimierza Żórawskiego ze Szczuk, w którym się gorąco zakochała, nie wyjechałaby z Polski do Paryża i pewnie nie dokonałaby swoich słynnych odkryć.

Warto podkreślić, że losy Marii splotły się także później z Ludwikiem hrabią Krasińskim z Krasnego. Po powrocie ze Szczuk do Warszawy Maria zaczęła bowiem prowadzić pierwsze swoje doświadczenia chemiczne w Muzeum Przemysłu i Rolnictwa w Warszawie, przy Krakowskim Przedmieściu 66. Głównym założycielem tej placówki był w 1875 r. Ludwik hrabia Krasiński, jego pierwszy i długoletni prezes.

Prawa magnetyzmu

Należy też dodać, że pobyt Marii w Szczukach zaowocował jeszcze pięć lat później w Paryżu, i to faktem najważniejszym w jej dalszym życiu. Otóż Maria Skłodowska poznała Piotra Curie dzięki protekcji polskiego fizyka i dyplomaty, ucznia Roentgena, wykładowcy Uniwersytetu we Fryburgu – profesora Józefa Wierusz-Kowalskiego (1866–1927), ale za pośrednictwem jego świeżo świeżo poślubionej żony, z domu Gosiewskiej, która okazała się znajomą Marii. Poznały się one w Szczukach i kiedy młode małżeństwo Wierusz-Kowalskich odbywało w 1894 r. podróż poślubną po Europie i zatrzymało się w Paryżu, doszło do spotkania z Marią, wówczas studentką Sorbony.

Promotor Marii prof. Gabriel Lippmann zlecił jej wtedy przeprowadzenie badań – za 600 franków z Towarzystwa Wspierania Przemysłu Krajowego – nad magnetyzmem metali i podczas spotkania z młodą parą Maria zwierzyła się, że poszukuje większego laboratorium do przeprowadzenia tych badań. Prof. Wierusz-Kowalski obiecał, że pozna ją z „człowiekiem wielkiego formatu" – z profesorem paryskiej Szkoły Fizyki i Chemii Przemysłowej, który może jej pomóc. Okazało się, że był to Piotr Curie. I choć Piotr nie dysponował laboratorium, służył jednak Marii cenną radą, gdyż był wówczas jednym z czołowych ekspertów Francji w dziedzinie praw magnetyzmu; ponadto wynalazł kilka precyzyjnych instrumentów, które okazały się bardzo przydatne później w pracy o promieniotwórczości dla przyszłej doktorantki z Polski, w której się zakochał.

Prof. Kazimierz Braun z USA (autor sztuki „Promieniowanie", wystawianej w USA, Kanadzie, Polsce) powiedział o pobycie noblistki w Szczukach: – Był to bardzo ważny, bo formujący ją okres. W Szczukach młoda Maria Skłodowska kształtowała swój charakter, uczyła się hartu i altruizmu, dzieląc się wiedzą i poświęcając swój czas innym. Tu uczyła się też znosić samotność, która towarzyszyła jej później przez całe życie.

W tym roku mija 150. rocznica urodzin słynnej podwójnej noblistki. Niestety, dwór w Szczukach trwa w ruinie. Może na przypadające w tym roku 150-lecie urodzin tej niezwykłej Polki zacznie podnosić się z ruin i powstanie w nim choćby skromna Izba Pamięci Ich Dwojga: z dowodami pamięci o słynnej na całym świecie uczonej Marii Skłodowskiej-Curie i o jej młodzieńczej miłości – prof. Kazimierzu Żorawskim.

Córka mazowieckich równin

Przy okazji warto przypomnieć o tym, że całe Mazowsze odegrało decydującą rolę w życiu Marii Skłodowskiej-Curie: w ukształtowaniu jej niezłomnego charakteru, silnej osobowości i hartu ducha, a także zdobyciu głębokiej wiedzy (łącznie ze znajomością czterech języków obcych), a nawet umiłowaniu przyrody. Z ziemi mazowieckiej wywodzili się wszyscy jej przodkowie, zarówno ze strony matki, jak i ojca – obydwie rodziny ze zubożałej szlachty, o tradycjach katolickich i patriotycznych.

Kolebką rodu Skłodowskich herbu Dołęga była staromazowiecka wieś Skłody, w parafii Zaręby Kościelne, w powiecie Ostrów Mazowiecka, gdzie od wieków posiadali oni swoje wsie: Skłody Piotrowice, Skłody Średnie oraz Skłody Stachy. Dopiero dziadek Marii Józef Skłodowski opuścił rodzinną rolę i został nauczycielem. Z kolei Boguscy herbu Topór – rodzina matki Marii Skłodowskiej – wywodzili się z Boguszyc niedaleko Łomży, gminy i parafii szczepankowskiej, gdzie dziadek ze strony matki przyszłej noblistki Feliks Boguski był zarządcą ziemskim, jego żona Maria pochodziła zaś z Zaruskich, również z niezamożnej szlachty.

Rodzice Marii: Władysław Skłodowski i Bronisława Boguska, już nauczyciele z zawodu, związali się również z Mazowszem, ale jako pierwsi – z jego stolicą Warszawą. W ich ślady poszły wszystkie dzieci, poza najmłodszą Marią, która osiedliła się we Francji. Kiedy Mania wyjeżdżała na studia do Paryża, miała już jednak 24 lata, a więc była kobietą w pełni dojrzałą i ukształtowaną. Do rodzinnej Warszawy wracała też znad Sekwany, jak mogła najczęściej, nie tylko na wakacje podczas studiów, ale utrzymując przez całe życie bardzo bliskie i silne związki z rodziną, które uważała za najcenniejsze. Pod koniec życia rozważała nawet, czy nie wrócić nad swoją kochaną Wisłę, a przynajmniej przyjeżdżać na dłużej, aby prowadzić badania w swoich paryskich filiach: Pracowni Radiologicznej oraz w Instytucie Radowym jej imienia, gdzie noblistce zbudowano warszawskie mieszkanie.

Z moich badań wynika, że Maria, chociaż zamieszkała we Francji, całe życie czuła się najbardziej związana nie tylko ze swoją rodziną, ale też z Warszawą, Mazowszem, Polską. Prawdopodobnie, gdyby otrzymała zatrudnienie w laboratorium jakiegoś uniwersytetu na ziemiach polskich, gdyby jej poszukiwania pracy na uczelniach nad Wisłą nie okazały się w 1893 r. bezskuteczne – po uzyskaniu na Sorbonie dyplomów z fizyki i matematyki, pozostałaby w ojczyźnie na zawsze, poświęcając nawet miłość Piotra Curie, który z kolei był gotów przenieść się dla niej z Francji do Warszawy i zrezygnować z badań naukowych.

Czytając biografie wielkiej uczonej, jej własne wspomnienia, a także inne prace o niej, odnosi się często wrażenie, że przebywała nad Sekwaną jedynie dla nauki. Nauka była tak naprawdę największą namiętnością Marii, a nad Sekwaną znalazła człowieka, którego pokochała i mogła z nim wspólnie się tej idei poświęcić. Ale nawet prowadząc z zamiłowaniem, wręcz z desperacją odkrywcze badania nad promieniotwórczością, okupując wszystko poświęceniem i tytaniczną pracą, „córka mazowieckich równin" nigdy nie zapomniała o rozwijaniu nauki w Polsce. Dowodem była ciągła współpraca uczonej z Warszawą, publikowanie prac naukowych w pismach polskojęzycznych, przyjeżdżanie nad Wisłę z odczytami czy jej aktywny udział w utworzeniu Pracowni Radiologicznej oraz Instytutu Radowego w Warszawie. Kierowała nimi zdalnie, wspierała swoją wiedzą, doświadczeniem, funduszami, kształceniem w Paryżu kadr naukowych, światowym autorytetem (przekazała nawet do Instytutu dla celów leczniczych 1 gram radu, wart 100 tys. dolarów, który zdobyła w Stanach Zjednoczonych).

Warto dodać, że Maria Skłodowska-Curie była dumna ze swojego polskiego pochodzenia. Zawsze je podkreślała, zabiegając o prawidłową polską pisownię swojego nazwiska – przez „ł", co widnieje na dyplomie Nagrody Nobla, a czego zaniedbał na przykład bliski jej sercu Kazimierz Żórawski. Szkoda, że obecnie w Polsce – a także w jej drugiej ojczyźnie, Francji – nie zawsze się o tym pamięta, czego przykładem jest choćby nazwa jedynego w Polsce uniwersytetu noszącego od 1944 roku jej imię (Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie). Nieprawidłową, niepolską pisownię jej nazwiska – przeważnie jako Maria Curie-Skłodowska lub Maria Curie – naśladowały później liczne szkoły, instytucje, obiekty, ulice, co niestety wciąż trwa.

Polacy do dziś nie darzą jedynej w świecie podwójnej noblistki zasłużoną estymą, o czym świadczy też niedoinwestowane przez lata Muzeum Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie (którego remont i modernizacja dopiero teraz się zaczyna) czy zrujnowany dwór w Szczukach – brak tam choćby najskromniejszej izby muzealnej przypominającej o pobycie sławnej na całym globie uczonej. Głos z jej ojczyzny w propagowaniu zasług najsłynniejszej kobiety świata, w podkreślaniu polskości i oddawaniu jej należnego hołdu powinien być bardziej donośny. Na razie szlachetne uczucia oraz zasługi Marii Skłodowskiej-Curie wobec ojczyzny są w dużej mierze nieodwzajemnione.

Dr Teresa Kaczorowska jest autorką wielu książek. Wśród nich są „Córka mazowieckich równin, czyli Maria Skłodowska-Curie z Mazowsza", trzykrotnie wznawiana, wydana też w USA w języku angielskim książka „Dzieci Katynia" i ostatnia „Obława Augustowska"

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Majątek Szczuki – wówczas w powiecie ciechanowskim, w guberni Płock na Mazowszu – był pierwszym miejscem poza rodzinnym domem w Warszawie, gdzie zamieszkała genialna nastolatka. Mania (bo tak nazywano w domu najmłodszą Marię Salomeę Skłodowską) przybyła z Warszawy do Szczuk w mroźny i śnieżny Nowy Rok, 1 stycznia 1886 r. Miała wtedy dokładnie 18 lat i dwa miesiące. Była po maturze, którą uzyskała w wieku 16 lat, ze złotym medalem, w III Rządowym Gimnazjum w Warszawie. Była też po rocznych wakacjach 1883/1884 u rodziny na wsi (nazwie je potem najszczęśliwszym w swoim życiu „rokiem swobody") oraz po ledwie rozpoczętych studiach konspiracyjnych na unikalnym w świecie Uniwersytecie Latającym (nazywanym Babskim).

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Jan Bończa-Szabłowski: Potępienie Fausta
Plus Minus
Jan Maciejewski: Zemsta cudu
Plus Minus
„Anora” jak dawne zwariowane komedie, ale bez autocenzury
Plus Minus
Kataryna: Panie Jacku, pan się nie boi
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
Stanisław Lem i Ursula K. Le Guin. Skazani na szmirę?