Jan Maciejewski: Zemsta cudu

Jak strasznie spragniona musi być zachodnia wyobraźnia jakichkolwiek przejawów cudowności, byle namiastki magii i niesamowitości, jeśli zdecydowała się gasić to pragnienie w tak płytkiej i mętnej kałuży jak Halloween.

Publikacja: 22.11.2024 14:00

Jan Maciejewski: Zemsta cudu

Foto: Adobe Stock

Przez pierwsze 1000 lat dżinn obiecywał sobie, że człowieka, który wypuści go z butelki, uczyni najszczęśliwszym na świecie. Spełni wszystkie jego życzenia, wykorzysta całą swoją moc, by służyć temu, kto go uwolnił. Ale w drugim tysiącleciu swego uwięzienia zmienił zdanie. Postanowił, że zabije tego, kto wypuści go z butelki.

Jest tutaj, w tym początku opowiadanej podczas jednej z tysiąca i jednej nocy baśni, zawarta pewna reguła dotycząca wszystkich magicznych stworzeń i sił, nie tylko uwięzionych w butelkach dżinnów. Lepiej nie zostawiać ich za długo samym sobie. Nie lekceważyć, nie omijać szerokim łukiem. Bo czas, w którym mogłyby nam służyć, pokazać swe radosne i przychylne oblicze, wcześniej czy później się skończy. Cudowność niewykorzystana, wzgardzona magia zachowuje się jak odrzucona kobieta. Cała drzemiąca w niej czułość i namiętność nie wygasa, zmienia tylko wektor. I równie mocno, jak mogła kochać, zaczyna nienawidzić.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: O srebrnikach raz jeszcze

Z pisaniem na temat Halloween poczekałem kilka tygodni z dwóch powodów. Po pierwsze, nie bardzo chciało mi się uczestniczyć w licytacji na to, kto zasygnalizuje mocniej jedną z dwóch cnót: fajności („katolicy, wyluzujcie się wreszcie, Halloween to żaden problem”) albo gorliwości („poznaj wszystkie piętnaście zagrożeń duchowych, na jakie wystawiasz swoje dziecko, wypuszczając je po zmroku w święto duchów”). A po drugie, Halloween to tylko pretekst, a w zasadzie cień prawdziwego problemu. Tym zaś jest wyjałowienie religijnej wyobraźni chrześcijańskiego świata z cudowności. Jak strasznie spragniona musi być zachodnia wyobraźnia jakichkolwiek jej przejawów, choćby namiastki magii i niesamowitości, jeśli zdecydowała się ugasić pragnienie w tak płytkiej i mętnej kałuży jak Halloween?

Halloween to tylko pretekst, a w zasadzie cień prawdziwego problemu. Tym zaś jest wyjałowienie religijnej wyobraźni chrześcijańskiego świata z cudowności

Pewnie nawet bliżej mi do „gorliwych” niż „fajnych”, ale bardzo bym chciał, żeby któryś z tych pierwszych odpowiedział mi na pytanie: co w zamian? Nie tylko na przełomie października i listopada, ale tak w ogóle. Jaki macie pomysł na zaspokojenie słusznej i zbawiennej potrzeby doświadczenia cudowności świata? Bo jej tłumienie jest jednoznaczne z proszeniem się o „zemstę dżinna”. Tę, której pierwsze pomruki zaczyna wydawać ponownie zaczarowujący się – nie tylko wbrew, ale i na pohybel chrześcijaństwu – Zachód. Nie chcecie słyszeć śpiewających w lasach driad i najad? Wyjdą z nich wiedźmy i wilkołaki. Wygnaliście centaury i syleny poza opłotki wyobraźni? One tu jeszcze wrócą, ale już jako bagienniki i topielice. Kiedy Europę opanowały wszystkie te Złote Świty czy inne Stowarzyszenia Thule? Czy nie zbiegło się to przypadkiem w czasie z odbiciem od szarej przystani ostatnich okrętów wypełnionych smokami, magami, Merlinami i Beowulfami? A przecież gdyby Alisteir Crowley urodził się w innej epoce, mógłby być nowym Chretienem z Troyes.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Z ofiary w kata

Narodziny Chrystusa – wypalmy wreszcie gorącym żelazem tę protestancką herezję – nie odczarowały świata. Wcielony Bóg, Bóg prawdziwy nie uplótł powrozu i nie wypędził pomniejszych bóstw i innych magicznych stworzeń ze świata, jak zrobił to z kupcami w świątyni. Pochody Bachusa nie spadły w przepaść wraz z opętanymi świniami z Gerazy. Chrystus czynił wszystko (a więc też lasy i burze, łąki i wiosenne przesilenia) nowym, nie pustym. Pogańskie siły i bóstwa były jak parowie i książęta państwa pogrążonego przez wiele tysiącleci w bezkrólewiu. A teraz, kiedy wrócił prawowity władca, nie musieli się już sprzeczać i walczyć o władzę, która dla każdego z nich była zbyt wielka. Mogli spokojnie zająć swoje księstwa i domeny. Nie musieli znikać – wystarczy, że się podporządkują. Ich władza nie przeminie, o ile tylko uznają panującą nad nią zwierzchność. I taki był świat, takie były rzeki, łąki i lasy, dopóki reformacja nie postanowiła ich odczarować. Nie przybyła doń z siekierami, płotami i miarami. Tabelami zysków i strat. A na koniec – z poradnikami zwalczania duchowych zagrożeń.

Przez pierwsze 1000 lat dżinn obiecywał sobie, że człowieka, który wypuści go z butelki, uczyni najszczęśliwszym na świecie. Spełni wszystkie jego życzenia, wykorzysta całą swoją moc, by służyć temu, kto go uwolnił. Ale w drugim tysiącleciu swego uwięzienia zmienił zdanie. Postanowił, że zabije tego, kto wypuści go z butelki.

Jest tutaj, w tym początku opowiadanej podczas jednej z tysiąca i jednej nocy baśni, zawarta pewna reguła dotycząca wszystkich magicznych stworzeń i sił, nie tylko uwięzionych w butelkach dżinnów. Lepiej nie zostawiać ich za długo samym sobie. Nie lekceważyć, nie omijać szerokim łukiem. Bo czas, w którym mogłyby nam służyć, pokazać swe radosne i przychylne oblicze, wcześniej czy później się skończy. Cudowność niewykorzystana, wzgardzona magia zachowuje się jak odrzucona kobieta. Cała drzemiąca w niej czułość i namiętność nie wygasa, zmienia tylko wektor. I równie mocno, jak mogła kochać, zaczyna nienawidzić.

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI Act. Jak przygotować się na zmiany?
Plus Minus
„Jak będziemy żyli na Czerwonej Planecie. Nowy świat na Marsie”: Mars równa się wolność
Plus Minus
„Abalone Go”: Kulki w wersji sumo
Plus Minus
„Krople”: Fabuła ograniczona do minimum
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Viva Tu”: Pogoda w czterech językach