Jan Maciejewski: Z ofiary w kata

Celowość, koordynacja, instytucjonalizacja, rozkaz – te słowa wyznaczają stałe metrum pieśni o izraelskim ludobójstwie w Gazie. Z premedytacją przeprowadzanej eksterminacji. Zbrodni, o której większość polskich mediów woli milczeć.

Publikacja: 18.10.2024 14:24

Jan Maciejewski: Z ofiary w kata

Foto: AFP

Największe zło rozpętuje się wtedy, kiedy zaczynamy myśleć, że nas ono nie dotyczy. Że w podziale na sprawców i ofiary jesteśmy, będziemy już zawsze po tej drugiej stronie. Że status ten należy się nam niejako z urodzenia. Coś w rodzaju pierworodnej niewinności. Przyrodzonej kondycji ofiary. Tej, która musi się bronić przed rozwścieczonym atakiem tłumu. I wszystko, co robi, jest tylko zasłoną przed jego agresją. Nie ma więc takiej rzeczy, której nie wolno byłoby jej zrobić. Nie istnieje granica, której nie mogłaby przekroczyć. Każdy środek, każde narzędzie jest usprawiedliwione i słuszne. Nie ma zbrodni, nie ma gwałtów, nie ma terroru. Jest tylko obrona. Bo jeśli ktoś taki urodził się jako ofiara, to nie ma takiej obrony, która nie byłaby konieczna. I nikomu nie jest łatwiej przeobrazić się w kata niż komuś takiemu. Kto urodził się, żyje i dojrzewa w przekonaniu, że już zawsze – cokolwiek by zrobił – i tak będzie ofiarą. Że mu się to zwyczajnie należy.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Po stronie ruin

Ten status jest jak mityczny pierścień Gygesa – z tego, kto go zakłada, ściąga odpowiedzialność za wszystkie jego czyny. Gwarantuje mu bezkarność. Na tym polega paradoks ofiary. I tu też leży źródło działań izraelskiego państwa. Państwa, które jedynie się broni. Ma do tego prawo, ma prawo dobierać takie środki, stosować takie metody, które uzna za stosowne. Ma prawo mordować, gwałcić, głodzić. Prawo w sensie dosłownym – legalne instytucje, instrukcje i przepisy. Potwierdzone podpisami najważniejszych urzędników. Choćby Becalela Smotricza, jeszcze kilka miesięcy temu wypowiadającego słowa o zagłodzeniu Strefy Gazy jako działaniu „uzasadnionym i etycznym”. Tego samego, który został niedawno ministrem ds. pomocy humanitarnej dla Strefy Gazy. I trzeba przyznać, że wzorowo wywiązuje się ze swych obowiązków. Jak poinformował przed paroma dniami „Washington Post”, w październiku nie wjechał do Strefy Gazy ani jeden transport pomocy humanitarnej.

Trudno oszacować, ilu Palestyńczyków zostało już zagłodzonych na śmierć. Wiemy tylko mniej więcej, ilu zginęło w nalotach izraelskiej armii; choć liczba, którą podam w tej chwili, i tak zwiększy się do momentu, w którym ją państwo odczytają. Ale jest to już grubo ponad 40 tys. ofiar. 

Trudno oszacować, ilu Palestyńczyków zostało już zagłodzonych na śmierć. Wiemy tylko mniej więcej, ilu zginęło w nalotach izraelskiej armii; choć liczba, którą podam w tej chwili, i tak zwiększy się do momentu, w którym ją państwo odczytają. Ale jest to już grubo ponad 40 tys. ofiar. Z czego kobiety i dzieci stanowią około 70 proc. Bombardowane są szkoły i szpitale. Te ostatnie, na wszelki wypadek, są jeszcze potem wysadzane, tak żeby nikomu nie przyszło do głowy ich odbudowywanie. W niedawno opublikowanym raporcie ONZ czytamy, że Izrael realizuje „skoordynowaną politykę mającą na celu zniszczenie systemu opieki zdrowotnej w Strefie Gazy, popełniając zbrodnie wojenne i zbrodnię przeciwko ludzkości polegającą na eksterminacji poprzez nieustanne i celowe ataki na personel medyczny i placówki medyczne”.

Z tego samego raportu dowiadujemy się też, że izraelskie siły bezpieczeństwa celowo zabijały, zatrzymywały i torturowały personel medyczny oraz celowo atakowały pojazdy medyczne. Celowe, zinstytucjonalizowane jest również przez władze Izraela znęcanie się nad palestyńskimi więźniami. Ma do nich – zdaniem ONZ – dochodzić na bezpośredni rozkaz ministra odpowiedzialnego za system więziennictwa Itamara Ben-Gwira. Na początku sierpnia izraelscy żołnierze nagrali filmik, na którym gwałcą palestyńskiego więźnia. Gdy nagranie to wypłynęło do internetu, jeden z izraelskich dziennikarzy argumentował w tamtejszej telewizji, że gwałty na Palestyńczykach powinny zostać zinstytucjonalizowane.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: By zobaczyć, gdzie zaczyna się transhumanizm, wystarczy wyłączyć adblocka

 Celowość, koordynacja, instytucjonalizacja, rozkaz – te słowa wyznaczają stałe metrum pieśni o izraelskim ludobójstwie w Gazie. Z premedytacją przeprowadzanej eksterminacji. Zbrodni, o której większość polskich mediów woli milczeć, zagłuszając sumienia swoich słuchaczy i czytelników frazesami o „prawie Izraela do obrony”. A usprawiedliwianie, czy choćby nawet celowe zamilczanie, zbrodni tak jawnych, dokonywanych na oczach świata i w majestacie prawa, jest równoznaczne ze współudziałem w nich.

Największe zło rozpętuje się wtedy, kiedy zaczynamy myśleć, że nas ono nie dotyczy. Że w podziale na sprawców i ofiary jesteśmy, będziemy już zawsze po tej drugiej stronie. Że status ten należy się nam niejako z urodzenia. Coś w rodzaju pierworodnej niewinności. Przyrodzonej kondycji ofiary. Tej, która musi się bronić przed rozwścieczonym atakiem tłumu. I wszystko, co robi, jest tylko zasłoną przed jego agresją. Nie ma więc takiej rzeczy, której nie wolno byłoby jej zrobić. Nie istnieje granica, której nie mogłaby przekroczyć. Każdy środek, każde narzędzie jest usprawiedliwione i słuszne. Nie ma zbrodni, nie ma gwałtów, nie ma terroru. Jest tylko obrona. Bo jeśli ktoś taki urodził się jako ofiara, to nie ma takiej obrony, która nie byłaby konieczna. I nikomu nie jest łatwiej przeobrazić się w kata niż komuś takiemu. Kto urodził się, żyje i dojrzewa w przekonaniu, że już zawsze – cokolwiek by zrobił – i tak będzie ofiarą. Że mu się to zwyczajnie należy.

Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich