Nie można czegoś robić „przy okazji”, a potem dziwić się, że to nie wyszło. Wszystko jedno, czy piecze się ciasto, czy wystawia „Fausta”, choćby w Teatrze Narodowym. Wojciech Faruga zdecydował się na to drugie i wyszedł niezły zakalec.
Dlaczego uważam że ten „Faust” powstawał przy okazji? Faruga, przygotowując go, miał na głowie niezakończoną rozbudowę Teatru Polskiego w Bydgoszczy, którą wraz z zakończoną kadencją dyrektorską pozostawił swemu następcy, a jednocześnie zgodził się przyjąć kolejną dyrekcję, tym razem w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, którego, jak wiadomo, sytuacja jest dramatyczna.
Przesadziłbym, pisząc, że w tym spektaklu nie ma nawet haustu z Fausta. Parę haustów jest, ale żaden głęboki.
Czytaj więcej
Wyreżyserowany przez Krystynę Jandę w OCH-Teatrze „Koniec czerwonego człowieka” to jeden z najbardziej poruszających i wciągających spektakli, jakie oglądałem od dawna.
Goethe pisał swe dzieło przez sześć dekad. W Narodowym ma się wrażenie, że każdej przypada jedna godzina, choć spektakl trwa „tylko” 220 minut. W tym czasie reżyser wraz z dramaturżką Julią Holewińską zainspirowany „Mnemosyne” Aby’ego Warburga, „Pasażami” Waltera Benjamina oraz projektem Petera Greenawaya „Walizki Tulse’a Lupera” przeprowadzają nas przez historię XX wieku. Oprócz klimatu Greenawaya są jeszcze echa serialu „Crown”.