Bezrobotny z Nowego Meksyku (USA) opowiada przerażająco smutną historię. Dwójka młodych ludzi nie może opanować wzruszenia. Pocieszają go. Chcą pomóc. Załatwią mu pracę. Praca pomoże sfinansować leczenie walczącej z nowotworem matki.
Zanim jednak „american dream” sprawi, że popłaczemy się jak bobry, okazuję się, że jako widzowie „The Curse” daliśmy się wkręcić. Wstrząsająca scena ma pomóc młodemu małżeństwu, Whitney (Emma Stone) i Asherowi (Nathan Fielder), zdobyć kontrakt dużego nadawcy na produkcję dokumentalnego serialu „Fliplanthropy”. Tymczasem operator kamery Dougie (Benny Safdie) nie ma wątpliwości: nieszczęśliwiec musi powtórzyć wyznanie, a jego matka wzmocnić dramatyzm sytuacji płaczem. Nie ma ochoty? Łzy da się sprowokować, pakując do oczu mentol.
Lustro fotowoltaiki
Cięcie, popularne także u nas „Mamy to!”, i znajdujemy się w samym centrum ściemy, która ogarnia coraz większe obszary rzeczywistości i internetu. Zawodowi aktorzy naśladują tak zwanych zwykłych ludzi, zaś naturszczycy kształtują styl nowego show-biznesu i miliardów ludzi, wyrastając na gwiazdy.
Czytaj więcej
Borys Szyc jako komisarz Forst ratuje nie do końca udany tatrzański serial Netflixa według powieści Remigiusza Mroza.
Świat nie jest już teatrem, telenowelą, lecz reality show, w którym granica między prawdą a kłamstwem zaciera się w każdej chwili. Oszukujemy się non stop, w dobrych lub złych intencjach. A jeśli uchował się ktoś, kto nie wiedział, co to „fake” – „The Curse” uzmysławia istotę nowego rodzaju kłamstwa. Tu nawet sprzedawcy szkolą się w technikach komediowych, żeby wcisnąć klientom kit. Zaś to, że głównym tematem jest utrata, kupno i podniesienie standardu mieszkania lub domu – sprawia, że serial dotykający problemu bezdomności, wywłaszczenia, „czyścicieli”, flippowania, czyli kupowania zaniedbanych nieruchomości, remontowania ich i odsprzedawania z zyskiem, lub życia na kredyt – dotyczy każdego z nas.