Wyjątkowy wygląd Pingwina wygenerował już w sieci tysiące opisów, czego postać jest godna, bo charakteryzacja Irlandczyka Colina Farrella jest mistrzowska i jako jedyna nawiązuje w filmie do stylistyki komiksu. Złożyło się na to mnóstwo silikonu na twarzy, która robi wrażenie jakby była poharatana przez życie (mafijne) i sklejona na nowo w ospowatą skórę – sfatygowany nos, obwisły podbródek i szczeciniasta, zwierzęca fryzura, ułożona brylantyną jak na gangstera przystało. Nie dość tego: irlandzki aktor osiągnął akcent, jakim mówili do nas najwięksi amerykańscy gangsterzy grani przez Roberta De Niro i Joe Pesciego. Dla aktora najbardziej wymagające musiało być jednak charakterystyczne kiwanie się na boki, co u jego bohatera jest konsekwencją defektu nogi, z jakim żyje od urodzin, granie zaś tego przez Farrella jest tak intensywne, że jeśli serial doczeka się kontynuacji – może mieć skutki uboczne.
Pingwin i jego konkurentka
Ironią losu jest to, że grający z poświęceniem swoją rolę Farrell w odbiorze widzów kreuje rolę tytułową, ale fani i część krytyki lansuje teorię, że show Irlandczykowi ukradła Crisitin Milioti w roli Sofii Falcone, czyli córki zamordowanego szefa mafii. Z pewnością jest to postać wyposażona we wszystkie cechy emancypującej się młodej kobiety, co dziś ważne, bo przecież Falcone to włoscy konserwatyści i zwolennicy patriarchatu w najgorszym, przemocowym wydaniu. To ważny wątek, ponieważ Carmine powraca w jednym z odcinków, stanowiącym retrospekcję życia Sofii. Dość powiedzieć, że pomimo swojego pochodzenia była idealistycznie nastawioną do życia osobą, zorientowaną na działalność charytatywną. Niestety, jej rodzina jest obarczona fatum przemocy, która dotknęła w tajemniczych okolicznościach matki Sofii oraz wielu kobiet z otoczenia rodziny.
Sofia zmaga się więc z traumą, a gdy trup wśród jej bliskich ściele się gęsto, postanawia dochodzić prawdy o morderstwach, a nawet przejąć władzę w rodzinie, choćby nawet koszty miałaby być wysokie. Jest zdeterminowana, ponieważ rodzinne intrygi zaprowadziły ją w przeszłości do więzienia.
Pingwin w tej sytuacji jest postacią grającą na boki. Ma swój ukryty cel, ale nie zdradza go potencjalnym sojusznikom stojącym wyżej w mafijnej hierarchii, tylko mąci. To mu wychodzi najlepiej, tak jak Farrellowi granie fałszywego, często spłoszonego spojrzenia i nerwowych przyruchów, zdradzających brak szczerości. Pingwin został wyposażony w jeden ludzki rys – jest czułym synem chorej matki. Ta niestety pcha go często w psychopatyczny sposób do realizacji ambitnych celów, gdy jemu ewidentnie przez całe życie brakowało ojca. Próbuje za to sam ojcować chłopakowi z ulicy, Vicovi. Ma na niego haka, ale też wiele do zaoferowania z dziedziny władzy i wielkich pieniędzy, co buduje z sierotą więź lojalności, przynajmniej w pierwszych czterech z ośmiu odcinków.
Pingwin i głupia reklama
W sieci „Pingwinem” się zachwycają, bardzo łatwo jednak wytknąć mu mankamenty. To, że tytułowy bohater schodzi z pierwszego planu, czasami można przeboleć. Jednak ilość retrospekcji sprawia, że będący na służbie jednego serialu bohaterowie grają de facto w osobnych filmach, tak jakby scenarzystom trudno było posuwać akcję do przodu w każdym odcinku bez cofania się na wiele minut w przeszłość.