Michał Szułdrzyński: Serial „1670” to istota polskości

Już niedługo polityczne zacietrzewienie zabierze nam każdą okazję do dobrej zabawy.

Publikacja: 12.01.2024 10:00

Michał Szułdrzyński: Serial „1670” to istota polskości

Foto: mat.pras.

Jak zauważył jeden ze świetnych redaktorów „Plusa Minusa”, serial „1670” to istota polskości. Nie ze względu na, co w nim zostało pokazane, ale dlatego, że podzielił Polaków na dwa zwalczające się obozy. Na szczęście nie wszystkich, ale o tym dalej. Otóż znaczna część obozu postępowego widzi w nakręconej przez Netflix komedii młot na Polskę tradycyjną, choć krytyk z „Krytyki Politycznej” zarzucił komedii, że jest zbyt politycznie poprawna i śmieje się z tego, co już dawno zostało obśmiane, nie idąc w głąb. Z kolei część obozu konserwatywnego wydawała się serialem oburzona jako wykwitem antypatriotyzmu. „1670” miał więc w założeniu obśmiewać wszystko to, z czego powinniśmy być dumni, jest już więc tylko o krok od polskiej wersji kultury woke, w której musimy przepraszać za owe wszystkie powody do dumy. Podsumowując: stanowi kwintesencję teorii krytycznego patrzenia na przeszłość skrzyżowanej z pedagogiką wstydu.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Polaryzacja i schizma

W większości więc role w sporze o „1670” zostały napisane znacznie wcześniej, niż miał on premierę. Wiadomo było bowiem, że dla postępowców każdy powód jest dobry, by pokazać, że kultura szlachecka opierała się na wyzyskiwaniu kobiet, chłopów, mniejszości etnicznych, a także przyrody. Zaś dla dużej części obozu konserwatywnego jest oczywiste, że nie możemy się śmiać z naszych historycznych wad, skoro z przeszłości powinniśmy być dumni. Niestety, zgodnie z tą logiką śmiechu w ogóle należałoby zakazać, bo komizm bardzo często polega na pomieszaniu tego, co wysokie, z tym, co niskie. W tym sensie zawsze śmialiśmy się z tego, co wysokie, co nadęte, co nazbyt wzniosłe. Największym problemem, który mam z większością recenzji tego serialu, jest fakt, że patrzą one na „1670” przez pryzmat na wskroś polityczny czy ideologiczny. Widzą w nim więc PiS albo Platformę. Obóz postępu, ciesząc się z chłostania tradycji i patriarchatu, nie jest w stanie dostrzec tego, że autorzy komedii naśmiewają się również z klimatycznego aktywizmu, z feminizmu, z mieszczaństwa z Wilanowa. Nie mogą tego też dostrzec oburzeni konserwatyści, widząc w nim wyłącznie tropienie oraz tępienie narodowej dumy, prawicowości, tradycjonalizmu i wszelkiej wzniosłości. I to chyba główny kłopot wszystkich ideologicznych krytyk tego filmu: patrząc przez ideologiczne okulary, nie dostrzegamy tego, co w nim jest najciekawsze.

Jak zauważył jeden ze świetnych redaktorów „Plusa Minusa”, serial „1670” to istota polskości. Nie ze względu na, co w nim zostało pokazane, ale dlatego, że podzielił Polaków na dwa zwalczające się obozy. 

Trochę jak z filmem „Barbie”, który miał kilka warstw. I też konserwatyści krzywili się, że to feministyczny i antypatriarchalny pastel, nie dostrzegając, że na głębszym poziomie ten film bezlitośnie rozprawiał się z ograniczeniami feministycznego imaginarium. Podobnie jak „Barbie” nie jest filmem o świecie lalek, ale o Zachodzie, tak i „1670” nie jest filmem historycznym, stanowiącym studium o XVII wieku. To satyra na współczesną Polskę, tylko przebrana w kontusz i chłopską sukmanę. Analogicznie Flintstonowie nie są filmem o epoce jaskiniowej, ale używają ery kamienia łupanego jako sztafażu do wyśmiania imaginarium amerykańskich przedmieść. Nawet napięcia na linii szlachta–włościanie nie opowiadają o prawdziwych relacjach z przeszłości, lecz są żartem z coraz modniejszej dziś rewizji naszej historii oraz porzucania dominującej rzekomo narracji patriarchalno-szlacheckiej na rzecz patrzenia w przeszłość przez pryzmat doświadczeń klas uciskanych.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Niemcy muszą dowiedzieć się, co Polsce zrobiła III Rzesza

Z jednej strony to zaleta tego serialu, a z drugiej wada. Bo można by się pokusić o głęboki film pokazujący świat AD 1670 i ukazujący, ile naszych dzisiejszych cech bierze się z przeszłości. Sarmacki barok był fascynującym czasem, gdy ludzki duch przechodził głębokie przeobrażenia. Tego poziomu w serialu nie ma. Wygląda jednak na to, że polscy widzowie okazali się mądrzejsi niż ideologiczni recenzenci. Dlatego od miesiąca „1670” utrzymuje się w czołówce najchętniej oglądanych seriali na Netfliksie. Może rozumieją, że to po prostu przyjemna rozrywka, bo mogą pośmiać się z samych siebie. Nie bojąc się przy tym, że nie narusza on prawdziwych tabu ani też nie przeszkadza im, że obraża świętości. Za to z dyskusji, którą wywołał, można się wiele o Polsce dowiedzieć.

Jak zauważył jeden ze świetnych redaktorów „Plusa Minusa”, serial „1670” to istota polskości. Nie ze względu na, co w nim zostało pokazane, ale dlatego, że podzielił Polaków na dwa zwalczające się obozy. Na szczęście nie wszystkich, ale o tym dalej. Otóż znaczna część obozu postępowego widzi w nakręconej przez Netflix komedii młot na Polskę tradycyjną, choć krytyk z „Krytyki Politycznej” zarzucił komedii, że jest zbyt politycznie poprawna i śmieje się z tego, co już dawno zostało obśmiane, nie idąc w głąb. Z kolei część obozu konserwatywnego wydawała się serialem oburzona jako wykwitem antypatriotyzmu. „1670” miał więc w założeniu obśmiewać wszystko to, z czego powinniśmy być dumni, jest już więc tylko o krok od polskiej wersji kultury woke, w której musimy przepraszać za owe wszystkie powody do dumy. Podsumowując: stanowi kwintesencję teorii krytycznego patrzenia na przeszłość skrzyżowanej z pedagogiką wstydu.

Pozostało 81% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi