Na ten pociąg chce się załapać każdy, bo dzisiaj występ w telewizyjnym serialu to wcale nie krok w tył, lecz przeciwnie. Oczywiście, trzeba ostrożnie wybierać projekty, bo i złych seriali ze sławami w rolach głównych nie brakuje, krytycy znęcali się ostatnio nad „The Terminal List” (Prime Video) z Chrisem Prattem czy nad wchodzącym na ekrany „Idolem” (HBO Max) z wokalistą The Weeknd w obsadzie.
Pieniądze w telewizji wywąchali również starzy wyjadacze, którzy „comebacków” od czasów swojej świetności zaliczyli już kilka – ostatnio Arnold Schwarzenegger (lat 75) i Sylvester Stallone (76). Jeden przeżywał drugą młodość w kolejnych częściach „Terminatora”, drugi pilnuje (jako aktor i producent) złotodajnych serii „Creed” (o duchowych spadkobiercach boksera Rocky’ego Balboa) i sensacyjno-przygodowych pastiszów „Niezniszczalni”. W tych ostatnich grał też Schwarzenegger. Teraz te dwie ikony „męskiego” kina lat 80. i 90. próbują podarować sobie trzecią młodość.
Zesłanie do Oklahomy
Stallone w „Królu Tulsy” (SkyShowtime) dostał rolę, która była jego niespełnieniem. Nigdy nie zagrał w kinie o cosa nostrze z prawdziwego zdarzenia (przemilczmy nieudanego „Capone” z 1975 r.). Jako że w 2023 roku opowiadanie o szowinistycznych maczo-gangsterach ze śmiertelną powagą byłoby ryzykowne, twórcy serii – Taylor Sheridan i Terence Winter – nakręcili dziewięcioodcinkowy dramat z elementami komedii gangsterskiej.
Czytaj więcej
4 czerwca będzie miał premierę w HBO Max serial „The Idol” z udziałem jednej z największych gwiazd pop oraz Lily-Rose Depp, córki Johnny'ego.
Bohater Dwight Manfredi po 25 latach wychodzi z więzienia. Orientuje się, że świat się zmienił, a wraz z nim zorganizowana przestępczość. Do tego w gruncie rzeczy ma złote serce – każdemu da szansę, dobrze traktuje kobiety, kocha zwierzęta, a siedział oczywiście za niewinność. Do tej roli Sylvester Stallone nadaje się idealnie.