W organizacjach międzynarodowych, Komisji Europejskiej, Radzie Europy oraz ośrodkach uniwersyteckich i think tankach Europy Zachodniej od co najmniej kilku lat toczy się bardzo poważna dyskusja o rosnących lawinowo zagrożeniach dzieci i młodzieży w społeczeństwie informacyjnym. Podejmowane są intensywne próby zdefiniowania – w jakimś sensie na nowo – praw dziecka w środowisku cyfrowym. Fundamentalnie ważnym dokumentem dla tych prób są wytyczne Komitetu Praw Dziecka ONZ z 2022 roku, objaśniające, jak należy traktować konwencję i prawa najmłodszych w odniesieniu do środowiska cyfrowego. Choć nasze krajowe instytucje niestety wciąż nie rozpoznały ich istnienia, to w ostatnim czasie widać kilka jaskółek zmian.
Internet nie został stworzony z troską o dzieci i ich bezpieczeństwo
Wytyczne zawarte są w krytycznie ważnym i przełomowym komentarzu ogólnym nr 25 Komitetu ONZ, który wskazuje na obowiązki i powinności państw, jego organów, przedsiębiorstw i organizacji, w zakresie respektowania praw dziecka także w odniesieniu do przestrzeni informacyjnej, usług i produktów cyfrowych. Dokument ten jednoznacznie stwierdza, że internet nie został stworzony z troską o dzieci i ich bezpieczeństwo, ale odgrywa w życiu najmłodszych obywateli bardzo istotną rolę. Ratyfikowana przez Polskę w 1991 roku Konwencja o prawach dziecka opiera się na czterech zasadach prawnych: najlepiej pojętym interesie dziecka (dobru dziecka), zakazie dyskryminacji, obowiązku tworzenia przyjaznych warunków do życia, przeżycia i rozwoju oraz poważnego traktowania opinii dzieci w każdej sprawie, która ich dotyczy.
Głównym wyzwaniem, jakiego podejmują się ośrodki zagraniczne, jest presja na regulatorów i dostawców usług cyfrowych oraz włączenie tych zasad (w pierwszej kolejności najlepiej pojętego interesu dziecka) w procesy zarządzania i łańcuch wartości przedsiębiorstw. Nie dotyczy to wyłącznie platform cyfrowych, ale także na przykład aktywności reklamowej i marketingowej, organizacji wielkich wydarzeń i takich, które nie funkcjonują współcześnie bez mediów cyfrowych.
Niestety, jest wiele powodów, żeby rwać sobie włosy z głów. W zeszłym roku amerykańska instytucja zajmująca się wychwytywaniem treści ukazujących krzywdzenie dzieci (tzw. CSAM – child sexual abuse materials), z której pracy korzystają praktycznie wszystkie państwa, odnotowała największą w historii liczbę tego rodzaju materiałów (32 mln). Od 2019 roku mamy do czynienia z ich wzrostem o 87 proc. Aż o 360 proc. zwiększyła się liczba krzywdzących treści wytworzonych przez same dzieci, najczęściej pod wpływem manipulacji i szantażu. Fińska organizacja Protect Children opublikowała wyniki badań osób sięgających po materiały CSAM. Dowiadujemy się z nich, że pierwszym miejscem, w którym sprawcy i potencjalni sprawcy szukają tego typu treści, są dzisiaj media społecznościowe. Z łatwością mogą tam dowiedzieć się o dziecku niemal wszystkiego, czytając wpisy na kontach jego bliskich i znajomych oraz placówek, do których uczęszcza. Po uzyskaniu takiej wiedzy nawiązanie kontaktu z wybranym dzieckiem staje się proste jak nigdy dotąd. Już dawno sfer online i offline nie powinniśmy traktować rozłącznie. Aż 85 proc. osób krzywdzących najmłodszych w sieci to także sprawcy kontaktowi. W ponad 60 proc. przypadków przemocy seksualnej online sprawca jest dziecku znany, a 70 proc. osób, których seksualne krzywdzenie w dzieciństwie utrwalone zostało w formie zdjęć lub filmów, niezmiennie obawia się o bycie rozpoznanym. Jedna taka fotografia może być oglądana lub udostępniana aż 70 tys. razy. Z bólem musimy stwierdzić, że nie mamy do czynienia ze zjawiskiem marginalnym.
Czytaj więcej
Do Sejmu wpłynął poselski projekt ustawy, która ma zobowiązać dostawców internetu do oferowania rodzicom i opiekunom usługi blokowania dostępu do treści 18+ na urządzeniach podopiecznych. Niemal bliźniaczy rządowy projekt zablokowała opozycja.