Danymi i wizerunkiem dzieci można dzisiaj wywalczyć promocję na oferowane w sieci produkty lub zupełnie „za darmo” zasilać nimi branżę pornograficzną, która żeruje na wrzucanych do internetu fotografiach. A jeśli mamy odpowiednie zasięgi i potomstwo w interesującym np. marki odzieżowe wieku, to i wynegocjować z nimi intratne kontrakty. Zarówno najmłodsi, jak i nastolatkowie niejednokrotnie sami już robią zakupy, korzystając z podpiętych kart rodziców. Dlatego technologicznym gigantom nie zależy na restrykcyjnych i spójnych regulacjach, które zobowiązywałyby ich do weryfikacji wieku użytkowników. Takie głosy wybrzmiały podczas konferencji pt. „Wyzwania dla ochrony danych osobowych dzieci”, zorganizowanej przez prezesa UODO i rzeczniczkę praw dziecka. „Rzeczpospolita” była patronem wydarzenia.
Sześć godzin w sieci, a w niej: mowa nienawiści, deepfake i cyberbullying
Zdaniem debatujących to dorośli odpowiadają za to, że internet dla najmłodszych nie jest dzisiaj środowiskiem bezpiecznym. Przestrzegali oni, że problemu nie rozwiąże za nas „legislacyjne tsunami” unijne, kiedy sami nie zachowamy czujności, a reguły gry dyktować chcą technologiczni giganci.
Kluczowe jest teraz wspólne stanowisko w kwestii weryfikacji wieku zgody na dostęp do treści w internecie: dzisiaj często wystarczy jednym kliknięciem potwierdzić, że jest się osobą pełnoletnią, ale czasem potrzeba do tego wskazania daty urodzenia czy nawet skanu dowodu osobistego. Dlatego jakiekolwiek zmiany w przepisach nie mogą stać w sprzeczności z RODO. Te w polskim prawie powinny zacząć się z kolei od wprowadzenia pojęcia „dobra dziecka”, przez pryzmat którego można byłoby oceniać inne proponowane regulacje. Dorośli jednak nie mogą stawiać się w roli arbitra, który decydował będzie, czego dzieci i młodzież mogą szukać czy co udostępniać w internecie.
Według danych przedstawionych przez Naukową i Akademicką Sieć Komputerową, w swoje dni wolne dzieci spędzają w sieci ponad sześć godzin. Jak unaoczniła Magdalena Wilczyńska, szefowa pionu ochrony informacyjnej cyberprzestrzeni w NASK, w tym czasie doświadczać mogą mowy nienawiści, cyberbullyingu, wycieku danych i wykorzystywania wizerunku do tworzenia deepfaków. Ale to rolą dorosłych jest zadbanie, aby takie zachowania nie stały się oczywistością. – Najbardziej boję się, że dzieci i młodzież przyjmą w pewnym momencie tok myślenia, w którym uznają, że jest to nieodłączna część internetu. Naszym zadaniem jest, żeby tak się nie stało – podkreśliła.
Za późno na walkę z ciemną stroną internetu?
Zdaniem Magdaleny Bigaj, prezeski Fundacji Instytut Cyfrowego Obywatelstwa, dyskusja o bezpieczeństwie w sieci powinny toczyć się już około dwie dekady wcześniej, kiedy internet dopiero zwiększał swoje zasięgi i stawał się powszechnie używanym przez nas narzędziem. Jako że przyjęliśmy cyfrową rewolucję z „dobrodziejstwem inwentarza”, teraz – w jej opinii - żyjemy już w rzeczywistości, w której warunki dyktują technologiczni giganci. Którzy narzędzia do weryfikacji wieku co prawda mają, ale niekoniecznie chętnie z nich korzystają, zaś dokonanie zmian zarówno legislacyjnych, jak i mentalnościowych, będzie wielkim wyzwaniem.