Przystąpienie do Prokuratury Europejskiej ma większe znaczenie polityczne niż praktyczne. Ma pokazać Brukseli, że Polska wraca do głównego nurtu, również w kwestii federacyjnej wizji Unii. Złożenie wniosku o takie przystąpienie było pierwszą decyzją nowego ministra sprawiedliwości prof. Adama Bodnara. Wagę tej decyzji podkreślił również sam Donald Tusk w Brukseli.
Prokuratura Europejska (PE) jest instytucją, która ma tropić przestępstwa przeciwko UE, przede wszystkim związane z finansami. Bruksela chce mieć w państwach członkowskich swojego strażnika, co nabiera szczególnego znaczenia, gdy wobec danego państwa pojawiają się zastrzeżenia w kwestiach praworządnościowych, związanych z niezależnością sądów, brakiem procedur antykorupcyjnych, przetargowych itp.
W praktyce skuteczność PE jest dyskusyjna. W UE nie ma wspólnych procedur postępowania karnego, podobnie jak kodeksu karnego. Prokuratorami europejskimi zostają więc zazwyczaj prokuratorzy z krajowych prokuratur, którzy poruszają się najlepiej po krajowej rzeczywistości. Trudno wyobrazić sobie prokuratora z Hiszpanii przyjeżdżającego prowadzić śledztwo w Polsce.
Czytaj więcej
Jedną z pierwszych decyzji nowego ministra sprawiedliwości było złożenie wniosku o przystąpienie Polski do Prokuratury Europejskiej. Na ten krok czekało wielu prawników. Dlaczego?
W praktyce zdarza się, że prokurator na część etatu pracuje dla swojego kraju, a w części dla PE. Taka konstrukcja powoduje, że nie jest on do końca odcięty od krajowych uwarunkowań. Trzeba pamiętać, że prokuratura jest zbudowana w sposób hierarchiczny. Samodzielność śledczych podlega zatem różnym ograniczeniom. Dlatego też zapisanie się do PE nie oznacza żadnej rewolucji w ściganiu przestępstw w Polsce, tym bardziej że stopień korupcji dotyczący defraudacji unijnych funduszy jest u nas jednym z najniższych w UE.