Przeprowadzona przez poprzedni rząd i parlament nowelizacja ustawy o utrzymaniu porządku i czystości w gminach (obowiązująca od 2012 r.) w istotny sposób ograniczyła konkurencję na rynku odpadów komunalnych. Było to konsekwencją całkowitej zmiany systemu gospodarowania odpadami w Polsce. Wcześniej o wyborze przedsiębiorcy odbierającego odpady komunalne z nieruchomości decydowali ich właściciele, którzy mogli wybierać spośród ofert różnych dostawców tych usług – mniejszych i większych firm świadczących tego rodzaju usługi na danym obszarze. Natomiast po wejściu w życie ww. zmian w prawie wybór przedsiębiorcy odbierającego odpady w gminie odbywa się z pominięciem konsumenta i należy do jej władz. To władze gminy w drodze przetargu wybierają przedsiębiorcę, któremu zlecają odbiór bądź zarówno odbiór, jak i zagospodarowanie tych odpadów. Spółki gminne również mogą świadczyć te usługi na zlecenie gminy, jednak tylko w przypadku, gdy zostaną wybrane w drodze przetargu.
Konkurencja o rynek, a nie na rynku
Tym samym funkcjonująca przez lata z powodzeniem konkurencja na rynku wywozu odpadów (gdzie poszczególne firmy rywalizowały o konsumenta) została zastąpiona konkurencją o rynek, realizowaną w ramach przetargów organizowanych obligatoryjnie przez gminy. Reforma ta wprowadzona została przez ówczesnych decydentów pod hasłami realizacji zaleceń unijnych: potrzeby zwiększonej ochrony środowiska, zwłaszcza lasów przed zaśmieceniem, oraz konieczności inwestowania przez gminy w nowoczesne instalacje do utylizacji odpadów.
Abstrahując od tego, czy powyższe cele udało się osiągnąć (na ten temat dość krytycznie wypowiedziała się Najwyższa Izba Kontroli w raporcie z czerwca 2015 r.), wydawało się, że ograniczające konkurencję zmiany na dłuższy czas ukształtują sytuację na rynku, dając gminom wyłączne prawo do decydowania o tym, kto i na jakich warunkach świadczy usługi.
Tymczasem niebawem może się okazać, że tzw. reforma śmieciowa z 2012 r. była tylko wstępem do całkowitego zmonopolizowania rynku wywozu odpadów w poszczególnych gminach. Przyczyną tego zagrożenia jest procedowana obecnie w parlamencie tzw. mała nowelizacja prawa zamówień publicznych. Ma ona wprowadzić do polskiego prawa m.in. koncepcję zamówień in-house w kształcie inspirowanym regulacjami unijnymi. Jej istotą jest przyznanie jednostkom sektora finansów publicznych, w tym gminom, prawa do udzielania zamówień publicznych podmiotom kontrolowanym (a więc np. spółkom komunalnym) z pominięciem procedury przetargowej. Warunkiem jest jedynie wykonywanie przez podmiot kontrolowany działalności w przeważającej części na rzecz gminy. W rządowym projekcie nowelizacji pułap ten został określony na poziomie 90 proc. działalności kontrolowanej spółki.
Nietrudno wyobrazić sobie konsekwencje wejścia takiej regulacji w życie, przede wszystkim w odniesieniu do rynku usług użyteczności publicznej, który obecnie w wielu obszarach funkcjonuje na konkurencyjnych zasadach z korzyścią dla odbiorców tych usług – obywateli.