A co z przedsiębiorcami, którzy wszelkie normy mają za nic?
Wprowadziłbym obowiązek dodatkowej sprawozdawczości przesyłanej PIP. To żadna kolejna mitręga. Ci, którzy prowadziliby ewidencję czasu pracy, musieliby tylko przekleić dokument i wysłać.
Ale skoro można udawać, że w firmie nie ma nadgodzin, to co byłoby u takich przedsiębiorców ewidencjonowane?
Konieczność przesyłania dokumentów administracji państwowej w wielu przypadkach działa dyscyplinująco.
Gdyby jednak przedsiębiorca dalej mijał się z prawdą?
Kodeks pracy mówi, że kto narusza przepisy o czasie pracy, podlega grzywnie od tysiąca do 30 tys. zł. Przy recydywie możliwy jest oczywiście najwyższy wymiar kary. I co ważne – może jej podlegać przełożony, który dopuszcza się naruszenia, czyli bezpośredni szef wykorzystywanych bezprawnie pracowników.
Niełatwo uzyskać wynagrodzenie za nadgodziny, nawet jeśli pracownik odchodzi z firmy?
Dobrym lekarstwem byłaby zmiana przepisów dotyczących trzyletniego przedawnienia roszczeń. Jeżeli dziś, w lutym 2017 r., ktoś występuje z roszczeniem za nadgodziny, to może domagać się zapłaty jedynie za te, które przepracował od lutego 2014 r., bo pracodawca zgłosi zarzut przedawnienia. Nawet jeżeli proceder trwał 15 lat. Dla pracodawców jest to wyjątkowo demoralizujące, a dla pracowników krzywdzące. Skoro jednak mamy klauzulę generalną nadużycia prawa podmiotowego lub zasad współżycia społecznego, umożliwiającą sądowi w wyjątkowych przypadkach nieuwzględnienie terminu przedawnienia, to proponuję zmianę systemową polegającą na tym, że w czasie, w którym ktoś pracuje w jakimś przedsiębiorstwie, w ogóle nie biegnie mu przedawnienie wobec pracodawcy.
O kartelach mówiło się dotąd, myśląc o nielegalnym ustalaniu cen. Dziś wiemy o zmowach ustawiających rynek pracy.
Kiedy w bardzo dochodowej branży spotyka się cyklicznie dziesięciu szefów działów personalnych, czyli HR, z całej Polski i wymienia informacje o osobach, które przechodzą od jednego przedsiębiorcy do drugiego, to coś jest na rzeczy. Tym bardziej że są to firmy konkurencyjne, którym wolno się konsultować tylko w ściśle określonych przypadkach. Bynajmniej nie w tych, w których menedżer najwyższego szczebla zmienia pracodawcę. Tymczasem w czasie spotkania HR-owców dochodzi do wymiany informacji o tym, że w nowej firmie menedżer będzie zarabiał X. HR-owiec starego pracodawcy, wracając do siebie, mówi osobie taksującej menedżera: zmniejsz mu ocenę roczną, bo on niedługo będzie dostawał dużo pieniędzy. Tymczasem od tej właśnie oceny zależy wysokość premii, którą ów menedżer już wypracował. To pokazuje, jak zarządzający personelem wykraczają poza granice prawa. Staremu pracodawcy nic do tego, ile opuszczająca go osoba będzie zarabiała gdzie indziej. Ustalenia między firmami mogą się więc okazać także złośliwym i uporczywym naruszaniem praw pracowniczych. Wszelkie zaś uzgodnienia w gronie osób, które formalnie są konkurencją, to może również być antykonkurencyjna zmowa. Wymiana informacji dotyczących płac może wszak przy okazji powodować modyfikację planów biznesowych. Zdarza się również, że jeden HR-owiec mówi na takim spotkaniu do innego: nie płaćcie więcej niż my. Nietrudno się wówczas spodziewać, że następuje wyrównanie w dół. A to już jest ewidentne psucie rynku pracy, krzywdzenie ludzi i łamanie prawa.
Jak zwalczać takie działanie?
Nie wykluczam, że potrzebna jest szybka nowelizacja ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów. Tak, by prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów i w tej dziedzinie mógł badać zmowy i stanowczo im przeciwdziałać. Bo przecież państwo nie może być bezradne wobec łamania powszechnie obowiązującego prawa, nawet gdy dzieje się to w trudny do uchwycenia sposób.