Internet obiegły zdjęcia nowego wzoru paszportów, które dostanie każdy, kto złożył odpowiedni wniosek po 5 listopada. Na stronie ze zdjęciem można w nim znaleźć napis „Bóg, Honor, Ojczyzna", który jest także dewizą Wojska Polskiego.
Oczywiście, dodatkowy „bogoojczyźniany" detal musiał wzbudzić falę niezadowolenia wśród szeroko pojętych środowisk lewicowych i antyklerykalnych. Nowy szczegół w paszporcie został potraktowany jako prowokacja i chęć ujednolicenia Polaków. Niewielka odległość dzieląca napis i zdjęcie wysyła posiadaczowi jasny komunikat, że ta dewiza powinna być jego dewizą. A przecież w paszporcie można było umieścić jakikolwiek związany z naszą historią napis, choćby frazę: „Jeszcze Polska nie zginęła", która nikogo by nie ubodła.
To nie orzeł
W tekście zatytułowanym „Kogo obraża Bóg, honor oraz ojczyzna" Michał Szułdrzyński powyższe zastrzeżenia trywializuje. W swojej retoryce wicenaczelny „Rzeczpospolitej" powołuje się na przykład polskiego godła: białego orła w koronie, którego geneza sięga legendy o Lechu, Czechu i Rusie. „Czy obecność polskiego godła jest obraźliwa dla osób, które uważają, że to tylko legenda, a nie prawdziwa historia z dziejów naszego narodu?" – pyta retorycznie autor.
Czytaj także: Kogo obraża Bóg, honor oraz ojczyzna
Oczywiście nie, ale to porównanie wydaje się być chybione. Przede wszystkim dlatego, że biały orzeł w koronie umieszczony w czerwonym polu ma mało desygnatów. Dla wszystkich jest oczywiste, że jest on symbolem państwa polskiego. Tymczasem w Europie zdaje się wciąż obowiązywać XVI-wieczna zasada „cuius regio, eius religio", czyli „czyj rząd, tego religia". I choć wiadomo, że w dewizie „Bóg, Honor, Ojczyzna" chodzi o chrześcijańskiego Boga w trójcy jedynego, to zaręczam, że to Bóg zupełnie inny w oczach przepływających Atlantyk purytanów, a zupełnie inny dla papieża i jego świty.