Zapomnieliśmy już o pouczającym przykładzie byłego europosła Richarda Henry’ego… Pouczającym nie dlatego, że udowodnił możliwość jazdy do Strasburga ciężkim ciągnikiem siodłowym albo zezłomowanym kabrioletem i to jeszcze zimą. Przede wszystkim dlatego, że pokazał, jak kończy persona, która wszystkich wokół ma za idiotów.
Donald Tusk na wałach powodziowych, czyli car w otoczeniu wpatrzonych weń bojarów
Pouczająca historia Richarda Henry’ego została zmyta ze świadomości publiki przez powodziową falę, a szkoda, bo właśnie w dzisiejszej opresji ten sam morał przydałby się innym gwiazdom polityki. Ale może – jako że fala powodziowa już spływa – potraktujmy rzecz łagodniej. Przypomnę więc, że antyczni Grecy nazywali „idiotami” nie pospolitych głupków jak my, ale obywateli obojętnych wobec spraw publicznych, leniwych i biernych.
Czytaj więcej
Nie tylko Fiat Punto w wersji Cabrio, ale również motorower, motocykl czy ciągnik siodłowy. Takimi pojazdami po Europie, głównie z Jasła do Brukseli, podróżować miał europoseł Ryszard Czarnecki.
Na idiotów w rozumieniu antycznym liczy zapewne premier Donald Tusk albo osoba odpowiedzialna za jego wizerunek, prezentując szefa na posiedzeniach sztabu kryzysowego albo podczas „gospodarskich wizyt”, jak przemawia i podejmuje decyzje, a obok prężą się gotowi na jego rozkazy pomniejsi ministrowie, oficerowie i urzędnicy. Trzeba być zaiste… pominę to miano w rozumieniu antycznym – by wierzyć, iż tak wygląda kierowanie państwem, ale efekt obleci, kiedy w telewizorze oglądamy cara w otoczeniu wpatrzonych weń bojarów.
Czytaj więcej
Jeżeli ktoś uważa, że transmitowane w telewizji posiedzenia sztabu kryzysowego we Wrocławiu to pokazówka, a z powodzią dałoby się walczyć równie skutecznie, gdyby premier zarządzał wszystkim z Warszawy – ma rację. Ale Donald Tusk nie mógł zachować się inaczej.