Kiedy powrót do takiej formuły obchodów Święta Wojska Polskiego (ustanowionego w 1992 r. na pamiątkę Bitwy Warszawskiej) zaproponował rok temu PiS, na partię posypały się gromy. „Ja mam wrażenie, że my równamy do jakichś wschodnich wzorców, jeżeli chodzi o propagandę”, mówił wówczas Szymon Hołownia.
Jak Polacy pokochali defiladę wojskową
Tam gdzie lider Polski 2050 widział plac Czerwony, inni zobaczyli Pola Elizejskie w dniu narodowego święta Francuzów (14 lipca). Wystarczyło wyjść na trasę parady, by poczuć piknikową atmosferę oraz zobaczyć Polaków machających żołnierzom i żołnierzy machających Polakom.
Decyzją Władysława Kosiniaka-Kamysza, ministra obrony narodowej, wicepremiera i szefa PSL, a więc najbliższego Polsce 2050 koalicjanta, defilada odbyła się i w tym roku, a marszałek Hołownia usiadł w pierwszym rzędzie w loży honorowej. Albo więc wzorce przestały być „wschodnie”, albo zrozumiano, że Polacy chcą świętować właśnie w ten sposób.
Czytaj więcej
Jednym nie pasują maratony, innym defilady wojskowe. Ale niezrozumienie jakiejś imprezy sportowej to jednak nieporównywalny poziom oderwania od rzeczywistości z niezrozumieniem wspólnotowej potrzeby hucznego obchodzenia Święta Wojska Polskiego.
Nie wspominając już o tym, że to dzień, w którym możemy świętować sukces polskiej transformacji w postaci akcesu do NATO, co od 25 lat stanowi o naszej przynależności do Zachodu i jest gwarancją bezpieczeństwa. Był to zresztą istotny punkt w przemówieniach premiera Władysława Kosiniaka-Kamysza i prezydenta Andrzeja Dudy.