Postawienie na walkę o aborcję jako główny czynnik w wyborach samorządowych wydaje się być co najmniej ryzykowne. Oczywiście, jest to czynnik wyróżniający lewicę w rządowej koalicji – to wyborcze zobowiązanie. Ale to było w kampanii parlamentarnej, która – pisząc delikatnie – lewicy sukcesu nie przyniosła, a kobiety wybrały PiS, jako tę partię, która ich zdaniem najlepiej reprezentuje ich interesy. Warto się zastanowić dlaczego i wyciągnąć wnioski.
Czy aborcja zmobilizuje wyborców na wybory samorządowe 2024
Włodzimierz Czarzasty podczas swojego wystąpienia w trakcie kampanii samorządowej Lewicy we Wrocławiu podkreślał, że aborcja to nie jest kwestia światopoglądowa. Dodawał, że kobieta ma prawo decydować o swoich sprawach. Podgrzewanie tego tematu na pewno jest Lewicy na rękę, co pokazały dobitnie ostatnie wybory, gdzie olbrzymia rzesza młodych ludzi, tak odległa od PiS, zdecydowała o wyniku wyborów, a jest to dziś dominujący elektorat tej partii (inny niż ten, który przez lata dominował u boku SLD).
Czytaj więcej
Wygląda na to, że Donald Tusk nie popełni błędu Jarosława Kaczyńskiego i nie stanie się zakładnikiem najsłabszego partnera koalicyjnego. W jakimś sensie obecne przesilenie, z aborcją w tle, jest testem na jego postawę.
Ale to, że aborcja okazała się tematem mobilizującym wyborców w 2023 roku, nie znaczy, że w wyborach samorządowych będzie tak samo. Wysokość opłat za śmieci, kanalizację, edukacja, budowa placów zabaw, żłobków czy mityczne chodniki „grzeją” w tych wyborach bardziej niż temat, który lewica wzięła ponownie na sztandar.
Liberalizacja prawa aborcyjnego stoi pod znakiem zapytania
Lewica zapowiadała wniesienie już na pierwszym posiedzeniu Sejmu ustawy gwarantującej dopuszczalność przerywania ciąży. Było jednak do przewidzenia, że ten temat może skutecznie podzielić koalicjantów, zwłaszcza że liderzy Trzeciej Drogi zapowiadali, że takiego projektu nie poprą, a prezydenckie weto w tej sprawie jest pewne.