Lewica chce w nowym rządzie pełnić rolę, którą w poprzednim odgrywała Suwerenna Polska, czyli junior partnera, który de facto decyduje o polityce całego gabinetu. Mówiąc obrazowo – ogona kręcącego psem. Wydaje się jednak, że o ile Jarosław Kaczyński uległ tej taktyce, o tyle Donald Tusk nie ma na to najmniejszej ochoty.
Wszyscy już zorientowali się, że nagłe wzmożenie Lewicy w sprawie aborcji spowodowane jest nadchodzącymi wyborami samorządowymi i europejskimi. Zwłaszcza te pierwsze są trudne dla formacji Włodzimierza Czarzastego i Roberta Biedronia ze względu na tak zwany naturalny próg wyborczy. W elekcji do sejmików wynosi on około 10 proc. (wynika to z ordynacji). Lewica, której notowania oscylują wokół 7–8 proc., może zatem mieć kłopoty ze zdobyciem choćby kilku mandatów w jednym z szesnastu sejmików. Stąd postawienie na agendzie, jako najważniejszego tematu, kwestii liberalizacji ustawy antyaborcyjnej.
Wybory samorządowe. Nieudana szarża Lewicy
Biorąc pod uwagę to, czym zajmują się samorządy, wygląda to śmiesznie, ale z politycznego punktu widzenia ma sens (dodatkowo skupienie na temacie aborcji integruje Lewicę z partią Razem, która zarazem jest i nie jest w koalicji, co stanowi unikalny w skali światowej przykład istnienia politycznego kota Schrodingera). Dlatego polityczki i politycy Lewicy ruszyli do ataku. Jednak spotkało ich srogie rozczarowanie, bo premier w ogóle nie zareagował na ich szarżę, a Szymon Hołownia, nie bawiąc się w subtelności, zarzucił Czarzastemu kłamstwo (po tym, gdy ten drugi zarzucił Trzeciej Drodze blokowanie procedowania ustawy w Sejmie). Wygląda więc na to, że Lewica będzie musiała zadowolić się jedynie wywołaniem burzy, bez szansy na spowodowanie deszczu.
Argumenty używane przez działaczki i działaczy Lewicy ośmieszają ich i każą zastanowić się nad ich zdolnościami do logicznego myślenia.
Nie zmienia to faktu, że chce ona odgrywać w obecnym rządzie tę rolę, którą w poprzednim pełniła Suwerenna Polska, czyli ogona machającego psem. Mówiąc bardziej politologicznie – junior partnera, który szantażuje dominującego gracza i wpływa na działania całego układu w zgodzie z własną agendą. Zbigniewowi Ziobrze i jego kolegom ten plan wyszedł całkiem nieźle i to właśnie oni w wielu obszarach określili kształt polityki gabinetów Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego. Klasycznym tego przykładem jest stosunek poprzedniej władzy do Unii Europejskiej. W całości odpowiadał on myśleniu i poglądom polityków SP, a nie PiS, co zresztą było jedną z przyczyn klęski Zjednoczonej Prawicy w wyborach październikowych.