Trudno oprzeć się wrażeniu, że polsko-niemieckie relacje polityczne osiągnęły najniższy poziom w ostatnich 30 latach. To efekt polityki rządu PiS, ale też ewidentnych błędów niemieckich, uzależniających ten kraj od importu węglowodorów z Rosji.
Kanclerz Olaf Scholz tuż po ataku na Ukrainę ogłosił początek nowej epoki. „Zeitenwende” – czyli koniec jednej i początek drugiej epoki – stał się hitem w politycznym słowniku Niemców. Pojawiał się prawie w każdym wystąpieniu Scholza i ma oznaczać zasadniczy przełom w polityce zagranicznej i gospodarczej. W Berlinie uznano bowiem, że wojna wywołana przez Rosjan to koniec bliskiej współpracy ze wschodnim imperium.
To nie koniec historii
Niemiecka zależność od dostaw gazu ziemnego z Rosji sięga lat 70. XX w. Przez kolejne dekady Niemcy kupowali gaz z rosyjskich gazociągów jak najtaniej, kosztem koncesji politycznych. Polityka uzależnienia się od importu z Rosji była błędem i ostatecznie zbankrutowała 24 lutego 2022 r. Wojna diametralnie zmieniła nastawienie większości krajów do rosyjskich gazociągów. Zauważono to, o czym wszyscy polscy politycy niezależnie od opcji politycznej mówili od dawna: surowce to broń w ręku Putina i element nacisku na kraje UE.
Czytaj więcej
Miejsce demagogicznych haseł PiS-u zajmie prawdziwa polityka zagraniczna.
Gdyby Rosja nie dysponowała gazociągami Nord Stream, najprawdopodobniej nie zaatakowałaby Ukrainy. Kiedy rozpoczynano ich budowę, istniejąca ówcześnie infrastruktura gazowa umożliwiała Rosji transport do krajów Europy Zachodniej ok. 200 mld m sześc. gazu, podczas gdy Moskwa sprzedawała go tam w ilości ok. 100 mld m sześc. Od początku tej inwestycji było więc jasne, że porozumienie rosyjsko-niemieckie w tej sprawie ma charakter przede wszystkim polityczny, choć Władimir Putin i Angela Merkel na każdym kroku podkreślali, że jest to projekt biznesowy.