Obiecanki bez pokrycia, kłamstwa i inwektywy, owcza skóra na wilczych grzbietach, odwołania do szczytnych wartości, które jutro będą podeptane. Tylko po to, aby zwycięzca zyskał przewagę – powiedzmy – 20 posłów w Sejmie i potem mógł spokojnie omijać konstytucję, kpić z wartości, wyłgiwać z obietnic i poniżać przegranych.
Znamy to, doświadczyliśmy wiele razy na własnej skórze. Czy ktoś jeszcze wierzy w taką demokrację? Cofam pytanie: odpowiedzią jest rosnący z roku na rok odsetek Polaków tęskniących za silną ręką jakiegoś „ojca narodu”.
Czy inna Polska jest możliwa? Hołownia z Kosiniakiem powiadają, że tak, jeśli oddamy głosy na ich „trzecią drogę”. Życzę wygranej, ale oni czy inny zwycięzca otrzyma w spadku 45 proc. wyborców, którzy myślą inaczej, ufają innym wartościom, ale przez cztery lata nie będą mieli wpływu na realia kraju; ani ich nie przekona, ani nie unieważni ich istnienia. Będą kisić się w bezsilnej frustracji. Zresztą wszelkie „trzecie drogi” prowadzą zwykle do trzeciego świata, co też odczuliśmy na własnej skórze.
Czytaj więcej
Wybory w przyszłym roku do PE mogą być szansą dla mniejszych sił politycznych. I będą też okazją do przegrupowania przed wyborami prezydenckimi w 2025 roku.
A jednak, lepsza Polska jest możliwa. Proponują ją autorzy książki „Umówmy się na Polskę” wydanej ostatnio przez krakowski Znak. Jest ich spora grupa złożona z naukowców, działaczy społecznych, nawet literatów. Propozycja sprowadza się do umocnienia wojewódzkich samorządów, powierzenia im sporego udziału w dochodach podatkowych i możliwości stanowienia lokalnego prawa, ograniczeniu wpływu centrali na lokalne decyzje. A więc także likwidacji wojewódzkiej dwuwładzy: rządzić ma wojewoda pochodzący z lokalnych wyborów. Senat nie będzie pochodził z partyjnej elekcji, lecz będzie emanacją samorządów. Taka Polska nikogo nie wydziedzicza i nie pozbawia praw.