Kiedy pod koniec marca 2018 r. rzeczniczka PiS Beata Mazurek zadeklarowała, że jej partia jest katolicka, nie było właściwie żadnej reakcji na te słowa. Czy oznacza to, że wszyscy od prawa do lewa na polskiej scenie politycznej i publicystycznej się z tym zgadzają? To, że lewica i liberałowie mogą mieć w tej sprawie fałszywą perspektywę, nie dziwi – na oponentów zwykle patrzy się z pewnego oddalenia, nawet zasadnicze różnice się zacierają.
Przykładem takiej dezorientacji było choćby nie tak dawne zdumienie jednej z posłanek Nowoczesnej, która podczas posiedzenia pewnej komisji sejmowej była świadkiem tego, jak ci sami posłowie z PiS prowadzili obstrukcję projektu ustawy mającej poprawić ochronę życia dzieci poczętych. Co więcej, można odnieść wrażenie, iż politycy opozycji są przekonani, że te wszystkie niezależne i obywatelskie projekty ustaw w tej sprawie inspirowane są przez PiS. Otóż dla pewności napiszę: tak nie jest.
Po prawej stronie również nie było szerszych polemik ze słowami Mazurek, tak jakby i tam istniała powszechna zgoda co do katolickości PiS. Tymczasem trzeba raczej postawić tezę, że PiS skradł politykę katolicką, poszukując elektoratu, który znajdowałby się w opozycji do liberałów.
TK ważniejszy od życia
Partią katolicką nie jest ta, która najchętniej pokazuje się publicznie w towarzystwie hierarchii kościelnej, ale ta, która w swojej polityce kieruje się konkretnymi zasadami. Beata Mazurek już w samej swojej wypowiedzi zawierającej „deklarację katolickości" tym zasadom zaprzeczyła. Przede wszystkim zgodnie z doktryną PiS określiła kwestię ochrony życia na każdym etapie rozwoju jako kwestię „światopoglądową", podczas gdy kwestia ta nie należy do obszaru wolnych opinii.
Gdyby PiS był chociaż partią chadecką, nawet nieco tchórzliwą, to mógłby dla tej arcyważnej sprawy znaleźć silne oparcie w polskim ustawodawstwie. Nie zostawia ono właściwie wątpliwości co do człowieczeństwa istot ludzkich przed ich narodzeniem. Można przypuszczać, że wobec zniesienia prawnego przyzwolenia dla aborcji eugenicznej poparcie społeczne byłoby znaczne. PiS nie jest jednak tchórzliwy, jego polityka wyraża konkretną hierarchię ważności. W przypadku zmian w Trybunale Konstytucyjnym czy Sądzie Najwyższym przekonaliśmy się, że doktryna tej partii zawiera kwestie, które nie są traktowane ani jako „światopoglądowe", ani jako negocjowalne. Podczas realizacji tych politycznych akcji nieistotna okazała się opinia społeczna i nie przejmowano się niebezpieczeństwem utraty poparcia. A to są właśnie niezmienne argumenty przeciw zajęciu się na poważnie ochroną życia. Ta hierarchia celów podważa twierdzenie o katolickości PiS.