"My jesteśmy lepsi od was, ponieważ inaczej niż wy, nie uważamy innych za gorszych" – ta maksyma mogłaby łączyć obydwie strony sporu politycznego, który dzieli Polskę. Bardzo istotne jego przejawy pokazuje raport opublikowany przez Centrum Badań nad Uprzedzeniami UW, przygotowany przez Paulinę Górską. Odbił się on szerokim echem w mediach po obu stronach, a sposób reakcji na jego treść wiele nam o samym podziale mówi. Ale jeszcze ciekawsze jest to, co znajduje się w raporcie, jeśli spojrzeć na niego głębiej, a co umknęło w pierwszym odbiorze.
Warto zacząć od wspomnianych medialnych reakcji. Teza raportu o tym, że zwolennicy opozycji średnio darzą większą niechęcią zwolenników obozu rządzącego niż odwrotnie, spotkała się z innym oddźwiękiem po każdej ze stron. Raport wywołał pewien szok w mediach i środowiskach wrogich obozowi rządzącemu. Wśród interpretacji nie brakowało prób jakiegoś usprawiedliwienia, bardziej niż zrozumienia źródeł tego zjawiska. Jednak najbardziej charakterystyczna była ogólna atmosfera tych dociekań, którą można sprowadzić do pytania: jak to jest, że my, którzy jesteśmy w sposób oczywisty lepsi od nich, możemy ich nienawidzić bardziej niż oni nas? W zasadzie sama ta reakcja potwierdza zjawisko opisane już w paru badaniach przeprowadzanych w USA. Osoby o postępowych poglądach mają większy problem z opisaniem osób o poglądach konserwatywnych w akceptowalny sposób niż w drugą stronę.
Oczywiście dla drugiej strony konfliktu tezy raportu są źródłem satysfakcji. Jednak podstawowy sens, jaki się z niego odczytuje, jest taki, że ta okropna druga strona jest naprawdę tak zła, jak o niej sądzimy. Brakuje w tym przedstawieniu jakiejkolwiek refleksji na temat własnej sytuacji. Tak jak po stronie przeciwnej brakuje refleksji nad oponentami. Obydwa te uczucia są jednak jeszcze bardziej wątpliwe, jeśli w wynik badań wejść głębiej.
Chłodni i rozjuszeni
Dzięki życzliwości autorki raportu miałem możliwość przeprowadzenia dokładniejszych analiz. Okazuje się, że podział ujawniony przez te badania można ująć zupełnie inaczej. Raz jeszcze okazało się, że posługiwanie się średnią może mylić odbiorców. Jest to w szczególności wyraźne w kluczowym dla raportu pytaniu – badaniu dehumanizacji, czyli tego, jak bardzo zwolennicy poszczególnych opcji, gdy pokazać im rysunkową skalę, są skłonni widzieć w oponencie nie człowieka, ale w najlepszym wypadku troglodytę, a w najgorszym – zwierzę.
W elektoratach większości partii większość stanowią ci, którzy nie oceniają przeciwników jak pełnowartościowych ludzi. Jedynym wyjątkiem są wyborcy PSL. Ale nawet wśród sympatyków ludowców – niezbyt zresztą licznych, przez co precyzja badania nie jest bardzo duża – jest to prawie połowa. To dość przerażające. Lecz oznacza także, że łącznie 44 proc. zaangażowanych w spór rządzący–opozycja (badanie nie obejmuje sympatyków Kukiza i mniejszych ugrupowań) nie ma problemu z postrzeganiem drugiej strony. Dzielą się oni nieomal dokładnie pół na pół – na zwolenników opozycji i rządu. Oni nie tylko nie dehumanizują oponentów, lecz temperatura ich uczuć wobec drugiej strony oscyluje wokół zera. Porównywalna jest zatem liczba tych, którzy patrzą chłodno i ciepło na politycznych oponentów. Wśród tych, którzy dehumanizują, wyraźnie dominuje mrożące krew w żyłach spojrzenie.